REKLAMA

"365 dni: Ten dzień" rozniesie Netfliksa. Powód? Teraz tylko taki seks się sprzedaje

"365 dni: Ten dzień" zaraz podbije serca użytkowników Netfliksa na całym świecie. Krytycy znowu będą narzekać, że słabe, beznadziejne, bez charakteru, szkodliwe. Widzowie nie przejmą się negatywnymi opiniami, tylko zapewnią filmowi komercyjny sukces. Dlaczego? Bo to jedyna forma erotyki, na jaką publiczność może dzisiaj liczyć.

365 dni 2 netflix premiera kino erotyczne
REKLAMA

"365 dni: Ten dzień" będzie hitem. To jest pewne. Kontynuacja seksistowskiej opowieści o kobiecie cierpiącej na syndrom sztokholmski jest skazana na międzynarodową popularność. Jakością z pewnością nie będzie jednak odbiegać od poprzedniej adaptacji prozy Blanki Lipińskiej, w której cała erotyka ograniczała się do ukradkowego spoglądania na przyrodzenie Massimo. Krytycy zjechali film z góry na dół, ale użytkownicy Netfliksa wiedzieli swoje i namiętnie go oglądali. Teraz czeka nas powtórka z rozrywki.

Nie może być inaczej. Nie mamy dzisiaj kina erotycznego z prawdziwego zdarzenia, więc zgadzamy się na półśrodki. X muza jakieś pół wieku temu weszła w okres dojrzewania, ale wraz z XXI stuleciem nagle postanowiła zrobić krok do tyłu. Wytwórnie postawiły na filmy bardziej familijne, więc wielkie ekrany zalewają produkcje z ratingiem PG-13. Superbohaterowie nie uprawiają seksu, więc nagość stała się passe. Dlatego widzowie rzucają się na każdy tytuł, który składa wątłą obietnicę seksualnej ekscytacji.

REKLAMA

365 dni: Ten dzień będzie hitem. Kino erotyczne to porno dla gospodyń domowych i nastolatek

Już ładnych parę lat temu dziewczyny zaciągały bogu ducha winnych chłopaków na kolejne części ekranizacji fanfika "Zmierzchu" dla niepoznaki zwanego "Pięćdziesięcioma twarzami Greya". Z rozrzewnieniem patrzyły jak Christian deprawuje niewinną Anastasię. Nie zdążyły porządnie ochłonąć i zaczęły odkrywać seksualność wraz z Tessą w adaptacjach fanfików Harry'ego Stylesa znanych jako seria "After" (pierwowzorem Hardina jest wspomniany piosenkarz). Praktyki sado-maso zastąpiło w niej nieśmiałe wsadzanie ręki w majtki. Obiekt westchnień głównej bohaterki nie zadaje jej tu nawet znanego z oryginału pytania, czy widziała kiedyś chu**. Na uderzenia gorąca podczas seansu nie było co liczyć, ale komercyjny sukces został odhaczony.

Love - kino erotyczne

W ten sposób kino erotyczne zostało sprowadzone do porno dla znudzonych życiem gospodyń domowych i źle pojmujących wyzwolenie nastolatek. Co z tego, że to tandeta, skoro wpływa na psychikę spragnionych seksualnych uniesień widzek? W końcu znalazło się coś dla nich. Produkcje w stylu "Ostrożnie, pożądanie" czy "Love" to za dużo. Ich erotyka jest niebezpiecznie blisko transkrypcji aktów seksualnych hardcore'owej pornografii. To samo mogą sobie znaleźć w internecie. One potrzebują softcore'u, który dawno już wypadł z łask filmowych wytwórni. A przecież wiele dekad wcześniej Hollywood co chwilę się w nim rozsmakowywało.

Kino erotyczne - gdzie się podziały tamte thrillery?

Porno weszło na salony w 1972 roku wraz z "Głębokim gardłem". Każdy chciał zobaczyć, jak Linda Lovelace pokazuje swoje oralne zdolności i do kin ustawiały się kilometrowe kolejki. W końcu jednak hardcore przeniósł się na taśmy VHS. Wtedy hollywoodzcy twórcy zaczęli w pełni korzystać ze środków wyrazu znanych z takich europejskich filmów jak "Jestem ciekawa - w kolorze żółtym" czy "Ostatnie tango w Paryżu". X muza zachłysnęła się erotyką. Nagość i seks stały się pożądanymi elementami kolejnych produkcji.

9 1/2 tygodnia - kino erotyczne

Mickey Rourke w latach 80. rozpalał Kim Basinger jedzeniem w "9 1/2 tygodnia", a w "Dzikiej orchidei" chętnie przyglądał się stosunkom Carre Otis. Wtedy też Michael Douglas poznał cenę romansów na boku, kiedy Glenn Close wpadła w obsesję na jego punkcie. Potem już na początku kolejnej dekady aktor dał się uwieść Sharon Stone, gdy zakładała nogę na nogę w "Nagim instynkcie". Erotyka była wplatana do thrillerów na rozmaite sposoby, przez co sam seks stał się niebezpieczny.

Softcore się zmienia

"Oczy szeroko zamknięte" Stanleya Kubricka były już łabędzim śpiewem thrillera erotycznego. Nadchodziły nowe wyznaczniki dobrego kina. Nagość, softcore - to wszystko odchodziło w X muzie do lamusa. We wcześniejszych latach było tego za dużo i nowe stulecie przyniosło ze sobą zmiany w myśleniu na temat seksu. Po latach eksploatacji go w niemal każdej możliwej fabule, Hollywood doszło do wniosku, że już starczy. Niech on w swym hardcore'owym wymiarze istnieje sobie we francuskiej ekstremie, niech cieszą się nim bohaterki pokroju Carrie z "Seksu w wielkim mieście". "Pamiętnik Czerwonego Pantofelka" trzeba odstawić na półkę.

Pamiętnik Czerwonego Pantofelka - seriale erotyczne

Kino erotyczne zniknęło. Wciąż funkcjonowało gdzieś na obrzeżach głównego nurtu, ale do mainstreamu nie miało już wstępu. Dla wielkich wytwórni temat został wyczerpany. W końcu serwując treści dla dorosłych, rezygnuje się z młodszej widowni, a tu trzeba walczyć o pieniądze najpierw z prężnie rozwijającym się rynkiem nośników kina domowego, a potem Netfliksem. PG-13 stało się najbardziej pożądanym ratingiem, a nie ma w nim miejsca na softcore z prawdziwego zdarzenia. Filmowcy powoli szukali nowych środków wyrazu, aby opowiadać o seksie. Z nieba spadł im sukces bestsellerowych "Pięćdziesięciu twarzy Greya", przez które tak Leopold von Sacher-Masoch, jak i Markiz de Sade przewracali się w grobie.

Nie ma alternatywy dla "365 dni"

Książki E.L. James okazały się taką formą erotyki, jakiej pożądali widzowie, a raczej widzki. Wcześniej treści dla dorosłych kierowane były do mężczyzn. "Pięćdziesiąt twarzy Greya" oddziaływało natomiast na kobiety o wiele bardziej niż zbliżona fabularnie "Historia O". X muza to podchwyciła. Jakość w tym momencie zeszła na drugi plan. Tęskniąca za treściami dla dorosłych publiczność musiała się tym zadowolić, bo nic innego nie dostawała. Ten sam mechanizm zadziałał w przypadku "365 dni".

REKLAMA
365 dni: Ten dzień - Netflix - kino erotyczne

Adaptacja prozy Blanki Lipińskiej trafiła w dobry dla siebie czas. Międzynarodowa dystrybucja Netfliksa postawiła kropkę nad "i" pozwalając odkryć "365 dni" użytkownikom z całego świata, którzy spragnieni treści dla dorosłych nie zwracali nawet uwagi na zawartą w nich promocję kultury gwałtu. Twórcy "Tego dnia" nie musieli się nawet wysilać przy jego realizacji, bo w takich okolicznościach jest on skazany na sukces. Takie filmy będą hitami, dopóki nie pojawi się jakaś alternatywa. A tej na horyzoncie jednak nie widać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA