Oglądam bardzo dużo seriali i większość z nich to dzieła w jakiś sposób wybitne, przełomowe lub angażujące. Na mojej liście znajduje się jednak kilka pozycji, o których wiem, że są po prostu słabe, ale i tak nie umiem się z nimi rozstać. Jest przynajmniej 5 widowisk telewizyjnych, które mogę określić mianem guilty pleasures.
Wytwory kultury, których konsumpcja sprawia widzowi bądź słuchaczowi przyjemność - a jednocześnie ma on świadomość słabej jakości danego dzieła - określane są angielskim sformułowaniem guilty pleasures, tłumaczonym na język polski jako grzeszne przyjemności. Sam oglądałem lub nawet oglądam nadal kilka takich seriali, które od początku były wątpliwej jakości - ale jakoś nie umiem się z nich zrezygnować.
Aż nie chce się wierzyć, że serial bardzo luźno bazujący na motywach powieści Stephena Kinga o tytule “Pod Kopułą” przetrwał trzy sezony, podczas gdy inne świetne seriale były anulowane znacznie wcześniej.
Z jakiegoś powodu kolejne przygody Julii, Barbiego i Big Jima przyciągały widzów przez te kilka lat. Ten serial jest jednak - a dokładniej był, bo został skasowany w Stanach Zjednoczonych i widzowie czekają na emisję finałowego odcinka - tak zły, że można go traktować jako komedię i pastisz. Niestety, twórcy zdają się traktować to wszystko całkiem serio, chociaż scenariusz nie tylko nie ma zbyt wiele wspólnego z powieścią Stephena Kinga, bohaterowie zachowują się irracjonalnie, dialogi nie trzymają się kupy, a za większość zwrotów akcji odpowiada Deus Ex Machina.
"Extant"
Pierwszy sezon serialu Halle Berry zapowiadał się naprawdę nieźle. Liczyłem na serial, który będzie poruszał wątki związane z zagrożeniem płynącym ze stworzenia sztucznej inteligencji, a do tego mieliśmy tajemnicze zdarzenia w kosmosie zapowiadające kontakt ludzkości z obcą rasą.
Niestety, w drugim sezonie scenarzyści popłynęli - bohaterowie sami nie wiedzą czego chcą, postępują wbrew wszelkim zasadom logiki i co odcinek zmierzają w innym kierunku. Kolejne wątki są wprowadzane i porzucane bez żadnej konkluzji, a postaci mają wybiórczą pamięć. Dość powiedzieć, że zbliża się końcówka drugiego sezonu, a dopiero teraz dowiadujemy się kto jest naprawdę “tym złym” - zakładając, że pod koniec serial znów nie zmieni optyki i nie dostaniemy piątego zwrotu akcji.
"True Blood"
Nie czytałem co prawda książek na podstawie których powstał serial HBO o wampirach i innych nadnaturalnych stworach, ale pierwsze sezony zarysowały naprawdę charakterystycznych antybohaterów, których dało się polubić.
Niestety, mniej więcej w połowie zabrakło świeżych pomysłów i kolejne sezony przedstawiały coraz bardziej naciągane historie - jednocześnie nawet po dużym trzęsieniu ziemi, które powinno zmienić bohaterów na zawsze, wracając pod koniec sezonu do status quo. W końcu krwawe sceny przestały szokować, seks na ekranie był umieszczany na siłę, a cały suspens wyparował. “True Blood” to przykład na to, że niektórych historii nie warto ciągnąć w nieskończoność.
“Revolution”
Wyobraźcie sobie świat, w którym wysiadła cała elektryczność - ludzkość musiała zacząć “analogowo” radzić sobie z przetrwaniem w nowej rzeczywistości. Niestety, serial z jednej strony bierze siebie zbyt serio, a z drugiej przypomina familijne widowisko bez ładu i składu. Drama pomiędzy bohaterami wzbudza uśmiech politowania, a dylematy bohaterów są głupie i oderwane od rzeczywistości. Fabuła nie wygląda ani wiarygodnie, ani zbyt ciekawie - ale i tak świat przedstawiony przypominający nieco realia serii gier “Fallout” i jest na tyle ciekawie zaprezentowany, że ciężko się oderwać. “Revolution” spotkało się z ogromną krytyką i zostało skasowane po dwóch sezonach, a historię zakończono mini-serią komiksową.
“Star Wars Rebels”
Ponieważ jestem fanem Gwiezdnych wojen, to nie mogłem sobie odpuścić oficjalnie emitowanych animacji 3D. Po “The Clone Wars” przyszła kolej na “Star Wars Rebels” czyli opowieść dla najmłodszych o pierwszych rebeliantach walczących ze złowrogim imperium. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to bajka dla dzieci, ale i tak oglądając to co wymyślają sobie scenarzyści często zgrzytam zębami - jednocześnie nie mogąc sobie odmówić seansu kolejnych epizodów.