REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy
  3. VOD

Słynne sceny z „American Pie” czy „Przyjaciół” dziś nie trafiłyby do emisji. Kontrowersyjne epizody po latach

Filmy, seriale i inne dzieła kultury przedstawiają nie tylko konkretną historię, ale też stanowią swoistą kronikę czasów, w których powstały. Na ich podstawie możemy dostrzec, jak w danym momencie postrzegano różnorodne problemy czy zachowania. Wiele scen z kultowych komedii pokroju „American Pie” czy nawet serialu „Przyjaciele” pewnie nie zostałoby dziś nawet dopuszczonych do emisji. 

11.07.2019
18:46
Kadr z filmu American Pie 2
REKLAMA
REKLAMA

9 lipca 1999 roku na ekrany amerykańskich kin trafił film „American Pie”. Z okazji dwudziestolecia premiery amerykański magazyn Page Six rozmawiał z aktorką Shannon Elizabeth, która wcielała się w nim w niewielką, choć dobrze pamiętaną rolę Nadii, studentki ze Słowacji. Aktorka została zapytana o słynną scenę, która, jak sama mówi, „zapoczątkowała jej karierę”. Chodzi o moment, w którym Nadia znalazła się w sypialni Jima (Jason Biggs), a gdy ten wyszedł z pokoju, zaczęła się w nim przebierać. Sęk w tym, że w tym czasie koledzy chłopaka obserwowali wszystko przez kamerę internetową na komputerze Jima. Przez przypadek materiał został też rozesłany do całej szkoły, za co dziewczyna została ukarana i odesłana z powrotem do swojego kraju. Chłopakom nie groziły natomiast żadne konsekwencje.

Ukarana zostaje sama dziewczyna. Aktorka sama była zdziwiona, że tak kończy się jej wątek w oryginalnym filmie.

Boże, zostaję wysłana do domu? Gdyby coś takiego wydarzyło się po ruchu #metoo, na pewno byłby z tym problem. Myślę, że ten wątek zakończyłby się w zupełnie inny sposób - zdradziła w rozmowie z Page Six.

American Pie Nadia

Wydarzenie to kazało mi przyjrzeć się innym przykładom odmiennego odczytania lubianych przez widzów produkcji po latach.

Przykład „American Pie” jest wprawdzie dość specyficzny. W końcu ten film prezentował rodzaj humoru, który nawet w momencie premiery mógł bardziej żenować, aniżeli bawić. Cała sprawa wydaje się jednak symptomatyczna dla całego rewizjonizmu kultury i innego podejścia do dobrze znanych produkcji sprzed lat.

Niespełna kilka dni temu Internet obiegła informacja o tym, że wytwórnia Disney wycofała z nowych wydań „Toy Story 2” krótką scenę, która pojawiała się w filmie podczas napisów końcowych. W sekwencji humorystycznych „wpadek z planu”, prezentowanych podczas napisów końcowych, które często pojawiają się w produkcjach, tworzonych we współpracy z Pixarem. Wspomniany moment dotyczy bohatera Stinky’ego Pete’a, który rozmawia z dwiema lalkami Barbie.

Mężczyzna, głaszcząc jedną z nich po ręku, mówi, że może uda mu się załatwić im rólkę w kolejnej części obrazu. Gdy bohaterki wychodzą z kadru, taksuje je natomiast wzrokiem.

Scenę usunięto z najnowszych wydań Blu-ray, a także elektronicznych wersji obrazu. Przywodzi ona na myśl ohydne praktyki mężczyzn wykorzystujących swoją pozycję, aby wymuszać pewne przysługi w zamian za otrzymanie roli. Tego rodzaju praktyki zostały oczywiście ogólnoświatowo potępione, wraz z wybuchem afery Weinsteina i całego ruchu #metoo. Disney, decydując się teraz usunąć ten moment, stara się w ten sposób nie powielać krzywdzącego mechanizmu, ani nie naśmiewać z jego ofiar.

Sprawa przypomina nieco także niedawnego newsa o tym, że twórcy „The Simpsons” wycofali z dystrybucji odcinek, w którym występował Michael Jackson. Miało to miejsce tuż po premierze filmu dokumentalnego „Leaving Neverland”, w którym do głosu dopuszczono osoby oskarżające muzyka o molestowanie seksualne.

O ile jednak żart z „Toy Story 2” był grubo ciosany także w momencie premiery, mimo że pokazywał pewien wycinek tamtejszej hollywoodzkiej rzeczywistości, o tyle sprawa Jacksona jest nieco bardziej skomplikowana. W końcu w momencie, w którym pierwotnie wyemitowano odcinek, król popu był u szczytu swojej kariery i był postacią ogólnoświatowo kochaną. Kontekst jest ważny. W tym wypadku byłbym raczej zdania, żeby zostawiać tego rodzaju artefakty kultury, także jako znak i kronikę czasów, ale na ich przykładzie tłumaczyć je na nowo i objaśniać kontekst, w którym pierwotnie zostały one zaprezentowane. Zamiatanie ich pod dywan czy cenzurowanie może nie przynieść należytych skutków. Dopiero edukacja i uczenie się na błędach może doprowadzić do pozytywnej zmiany.

Innym przykładem jest nowe odczytanie kultowych „Przyjaciół”. Jakiś czas temu świat obiegły informacje o oburzonych widzach, którzy byli zaskoczeni, jak pełen uprzedzeń i stereotypowego uprzywilejowanego myślenia jest to serial. Żarty z „grubej Moniki”, transwestytów, osób homoseksualnych czy innych mniejszości nie spodobały się dzisiejszej widowni, która uznała je za problematyczne. Można dodać do tego fakt, że w pierwszym odcinku „Seksu w wielkim mieście” o jednym z bohaterów mówi się, że to „typ w stylu Donalda Trumpa, tylko młodszy i przystojniejszy”. Dziś ten tekst odczytujemy już w zupełnie innym kontekście i z zupełnie innej perspektywy.

W kulturze wielokrotnie kontekst jest wszystkim.

REKLAMA

W każdym z tych przypadków należy zatem pamiętać o oryginalnym momencie pojawienia się dzieła i na tej podstawie zobaczyć, jak bardzo zmienił się krajobraz naszego społeczeństwa i zasad, którymi obecnie się rządzimy. Także w przedstawianiu niektórych scen czy sytuacji w dzisiejszych produkcjach.

Pytaniem pozostaje, w jakim świetle będziemy oglądać filmy, które dziś trafiają na nasze ekrany. Drugą kwestią jest to, które z nich zostaną klasykami, do których będziemy wracać, a które spadną w otchłań zapomnienia. Jedynie czas pokaże.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA