"Athena" wyrywa z butów. Jest przynajmniej 5 powodów, dla których warto obejrzeć film Netfliksa
"Athena" trafiła do serwisu Netflix prosto z festiwalu filmowego z Wenecji. Jest przynajmniej 5 powodów, dla których "Athena" wywali was z butów. Ten film jest naprawdę świetny.
Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.
"Athena" prosto z festiwalu filmowego w Wenecji trafiła na Netfliksa. Premierze francuskiej produkcji nie towarzyszyły fajerwerki, ale na szczęście na ekranie ich nie brakuje. To jest opowieść, która nie tylko dostarcza porządnej dawki adrenaliny, ale też zmusza widza do przemyśleń.
Pojedynek między braćmi rozegrany w rytm ulicznych zamieszek - "Athena" mogłaby być zwykłym akcyjniakiem, jakich na platformie Netflix nie brakuje. Miło je sobie obejrzeć w wolny wieczór, ale po seansie pozostaje tylko wzruszyć ramionami i wrócić do porządku dziennego. Nie tym razem. Chociaż adrenaliny w tym filmie nie brakuje, to zastrzyk z niej otrzymujemy przy okazji zmuszających do przemyśleń wydarzeń. Jest więc brutalnie, dosadnie i refleksyjnie.
Athena - 5 powodów, dla których warto obejrzeć film dostępny na Netflix Polska
Romain Gavras snuje opowieść o trzech braciach - żołnierzu Abdulu, liderze społecznym Karimie i dilerze narkotyków Moktarze. To na nich skupiają się główne osie narracyjne, podczas gdy cały świat przedstawiony zaczyna płonąć. Losami bohaterów rządzi fatalizm, którą twórcy prezentują nam w tyleż efekciarski, co efektowny sposób.
Długie ujęcia
"Athena" zbudowana jest na zasadach antycznej tragedii. Mamy tu jedność czasu, miejsca i akcji. Gavras uwydatnia to długimi ujęciami. Widać to już w pierwszej scenie. Nie ma w niej cięć, a dużo się przecież dzieje. Zaczynają się bowiem zamieszki. Przemówienie Abdula nie uspokaja rozjuszonej młodzieży z tytułowego osiedla. Szturmują oni posterunek policji, w poszukiwaniu uzbrojenia, a żołnierz próbuje odnaleźć wśród nich odnaleźć Karima. Tak rodzi się chaos, który panuje na ekranie już do samego końca.
Dynamiczna akcja
Jak głosi stara hitchcocowska zasada, film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem akcja musi już tylko przyśpieszać. Gavras wziął to sobie do serca, dlatego nie daje nam ani chwili wytchnienia. Gdy tylko trafiamy do Atheny, zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Kamera wije się między blokami osiedla, zagląda do ich najmroczniejszych zakamarków, podążając za bohaterami, którzy szykują się do rewolucji, jednocześnie odpychając kolejne ataki ze strony policji. Zamieszki cały czas wzbierają na sile, przez co widz czuje, jakby siedział na tykającej bombie.
Twisty
Gavras co chwilę zagęszcza atmosferę swojej opowieści, serwując nam kolejne zwroty akcji. Szala zwycięstwa przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę. Nie można być pewnym, co się za chwilę zdarzy, bo kiedy reżyser ujawnia jednego asa, to zaraz do rękawa upycha drugiego. Niespodziewane sojusze, zaskakujące konflikty - tym jesteśmy karmieni przez półtorej godziny.
Sprawna manipulacja widzem
Gavras umiejętnie operuje niedomówieniami. Podaje nam tylko te informacje, których w danym momencie potrzebujemy, ale jednocześnie wzbudza w nas wątpliwości. Z wiadomości w telewizji w pewnym momencie usłyszymy, że Idira prawdopodobnie wcale nie zabili policjanci. Mogli to być prawicowcy przebrani w mundury stróżów prawa. Czy to jednak coś zmienia? Czy nakręconą spiralę nienawiści do służb można zatrzymać?
Nad tym trzeba pomyśleć
"Athenę" napędza ta sama energia i przekonania, co wczesne thrillery ojca reżysera - Costa-Gavrasa. To przesiąknięte buntem kino politycznego niepokoju. Dlatego nawet kiedy wszystko staje się już jasne, nad przedstawionymi wydarzeniami trudno przejść obojętnie. Pozostawiają po sobie nieznośnego kaca, z którym widzowie muszą mierzyć się jeszcze długo po seansie.
"Athenę" obejrzycie na platformie Netflix.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.