REKLAMA

Czy tylko dla mnie „Avengers: Age of Ultron” jest olbrzymim rozczarowaniem?

Długo wyczekiwana superprodukcja Marvel Studios szturmuje polskie sieci kin. Miałem wielkie oczekiwania co do tego widowiska. Z sali kinowej wyszedłem jednak sromotnie rozczarowany. „Avengers: Age of Ultron” poległo na przynajmniej kilku frontach. Oto dlaczego:

Tylko dla mnie Avengers: Age of Ultron jest rozczarowaniem?
REKLAMA
REKLAMA

avengers: age of ultron 1

Wysoko zawieszona poprzeczka

Ostatnie filmy od Marvel Studios zaskakiwały jakością. „Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” był zdumiewająco poważną produkcją, oczywiście jak na tytuły o zamaskowanych super-bohaterach. Dostaliśmy wyraźne elementy politycznego thrillera, dzięki czemu pierwszą połowę filmu oglądało się z autentycznym napięciem.

Później przyszedł czas na zabawnych „Strażników Galaktyki”. Marvel poleciał w kosmos, na własną rękę próbując stworzyć podwaliny pod przyszłe space opery. Charyzmatyczni bohaterowie, mnóstwo gagów, zabawa konwencją i zupełnie nowe otoczenie – „Guardians of the Galaxy” okazało się strzałem w dziesiątkę, pomimo mnóstwa obaw.

Na tle tych dwóch filmów „Avengers: Age of Ultron” wypada jak zbyt długa baja bez własnego charakteru. Mamy tutaj wszystko – gagi, śmierć ważnych postaci, patetyczne wstawki, ratowanie świata i jednostkowe problemy bohaterów. Potężna mieszanka. Coś jak potwór Frankensteina pozszywany z różnych kawałków. Być może nie dało się inaczej, ale przez to „Avengers: Age of Ultron” jest produkcją znacznie mniej wyrazistą i charakterystyczną od wcześniej wymienionych filmów. Tej super-produkcji po prostu brakuje duszy.

avengers: age of ultron 4

Narracyjny bełkot i masa niedomówień

Już w pierwszej odsłonie „Avengersów” reżyser miał poważne problemy, aby przedstawić spójną i kompletną historię. Wtedy jednak widzów łechtał efekt świeżości oraz wielkości przedsięwzięcia. Zobaczyć wszystkich ulubionych herosów na jednym ekranie – no dalej, każdy na to liczył! To było jak spełnienie dziecięcych marzeń, zmodyfikowanych hollywoodzką maszynką do robienia pieniędzy. Błędy w prowadzeniu opowieści dało się wybaczyć.

Niestety, „Avengers: Age of Ultron” jest pełne skrótów i niedomówień. Reżyser galopuje z kolejnymi scenami, tracąc wątek przyczynowo-skutkowy. Nie wiemy skąd Fury wytrzasnął działający, latający Helicarrier wraz z całym personelem. Nie widzimy tego, co Scarlet Witch robi Bannerowi i jak wyprowadza go z równowagi. Nie ma sensownego argumentu przemawiającego za tym, by Hulk ponownie zamienił się w Bannera po walce z Iron Manem w jego potężnej zbroi. Bo co jak co, ale cios mechanicznej pięści to zdecydowanie za mało.

Thor wchodzący do jakiejś studni z zaufanym profesorem – co, gdzie i jak? Możecie wyjaśnić mi ten wątek? To było na Ziemi? To było w Asgarcie? Być może przespałem jakąś scenę z „The Dark World”. Do tego potraktowanie po macoszemu partnerek Iron Mana i Boga Grzmotu, byle tylko nie musieć poszerzać już i tak napęczniałej obsady – no proszę was! Na sam koniec zestawienie ze sobą Bannera i Czarnej Wdowy… Chociaż bardzo ciekawe i efektowne wizualnie, zupełnie nie pasowało do konwencji oraz postaci. Sama Johanson przyznała w wywiadzie, że w ogóle tego „nie czuła”.

avengers: age of ultron 2

Zbyt wiele… wszystkiego

Mówi się, że gdy coś jest od wszystkiego, w praktyce jest do niczego. Do teraz nie mam pojęcia, jakim filmem chce zostać „Avangers: Age of Ultron”. Zabawnym? Poważnym? Tragicznym? Wszystkiego jest tutaj po trochu. Reżyser Whedon żongluje nastrojami jak cyrkowymi piłeczkami, skacząc z narracją po całym globie. Avengersi walczą z Hydrą, walczą z Ultronem, walczą z afrykańskimi przemytnikami, walczą z samymi sobą, znowu walczą z samymi sobą, znowu Ultron…

Chociaż sceny walk są kosmicznie efektowne, po pewnym czasie miałem dosyć. Zbyt dużo efekciarstwa, zbyt dużo błysków i wybuchów. O ile walka Iron Mana z Hulkiem czy pierwsze potyczki z Hydrą obserwowałem z szeroko otwartą szczęką, tak podczas końcowych starć byłem już niesamowicie wynudzony. Dookoła latało mnóstwo robotów Ultrona, miasto unosiło się w powietrzu, wszystko wybuchało, ja z kolei chciałem tylko, żeby to się zakończyło. Typowy przerost formy nad treścią.

avengers: age of ultron 6

Komiksowa naiwność

Jeżeli oglądaliście już „Avengers: Age of Ultron” wiecie, że w pewnym momencie drużyna mścicieli ewakuuje cywilów z całego miasta, na oko liczącego przynajmniej 100 000 mieszkańców. Urocze, że taka operacja udaje się herosom w kilka krótkich minut. Najbardziej rozbawiło mnie jednak, gdy w walącym się wieżowcu została… jedna, zaledwie jedna rodzina. Ta oczywiście ostatecznie została uratowana. Podczas seansu miało się wrażenie, że nie ucierpiał żaden cywil.

To samo tyczy się olbrzymiego, walącego się szkieletu biurowca gdzieś w RPA. Dookoła znajduje się mnóstwo cywili i samochodów. Środek miasta. Oczywiście nikomu nie dzieje się krzywda. Doskonale rozumiem, że to film o super-bohaterach. Baja o zamaskowanych herosach. Mimo wszystko, po Batmanach Nolana czy świetnym Daredevilu wiem, że takie produkcje również mogą mieć ręce i nogi oraz nie muszą obrażać inteligencji widza.

avengers: age of ultron 3

Oczywiście nie oznacza to, że „Avengers: Age of Ultron” był filmem skrajnie złym.

REKLAMA

Kilka scen to mistrzostwo samo w sobie. Zwłaszcza podniesienie młota Thora przez… no, sami zobaczycie przez kogo. Walki są naprawdę efektowne, natomiast gagi udane. Mimo tego spodziewałem się historii znacznie bardziej spójnej oraz ciekawej. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że w swojej ocenie jestem skrajnie osamotniony.

„Avengers: Age of Ultron” to dla mnie typowe fan service, bez żadnej własnej wartości, własnego charakteru i własnego wkładu w filmowo-komiksowe uniwersum. Pomimo plotek o wielkości i ważkości tego projektu, filmu mogłoby w zasadzie nie być. Z perspektywy wielu dni wyczekiwania i mnóstwa minut straconych na delektowaniu się zwiastunami jestem naprawdę rozczarowany. Cała nadzieja w „Civil War”. Whedonowi jednak już podziękuję.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA