Podróże do przeszłości w pierwotnej wersji „Avengers: Koniec gry” wyglądały zupełnie inaczej
Praca nad tak olbrzymim dziełem jak „Avengers: Koniec gry” to niełatwe zadanie. Z jednej strony trzeba w odpowiedni sposób uczcić jedenaście lat MCU, a z drugiej stworzyć interesującą, samodzielną historię. Dlatego na wczesnym etapie prac scenarzyści stanęli przed dużym dylematem dotyczącym scen z przeszłości.
Uwaga! Tekst zawiera szczegóły dotyczące fabuły „Avengers: Endgame”.
Najnowsza część Marvel Cinematic Universe weszła do kin niecały tydzień temu, a już zrobiła furorę na całym świecie. Film bije wszelkie rekordy otwarcia, również w Polsce. Doczekał się też naprawdę pozytywnych recenzji od krytyków z całego świata. Niewiele brakowało jednak, a odbiór „Avengers: Koniec gry” byłby zupełnie inny. Scenarzyści Christopher Markus i Stephen McFeely rozważali odmienny środkowy akt filmu.
W trakcie podróży do przeszłości bohaterowie nie mieli odwiedzić Nowego Jorku. Uznano to za zbyt duży fan-service.
Jak twórcy przyznali w rozmowie z New York Timesem, rozważano wysłanie Avengersów w zupełnie inne momenty na osi czasu. Wymieszane zostałyby też obsady konkretnych zespołów. Jak film miał wyglądać w pierwotnej wersji? Przede wszystkim zamiast walki dwóch Kapitanów Ameryka doszłoby do pojedynku Iron Mana ze strażnikiem Asgardu, Heimdallem.
Do siedziby nordyckich bogów wyruszyliby Thor wraz z Tonym Starkiem. Pierwotna wersja scenariusza zakładała, że bóg piorunów większość swojej wizyty w przeszłości spędziłby nie z matką, a byłą dziewczyną Jane. Fani Natalie Portman z pewnością ucieszyliby się na taką wiadomość, ale z perspektywy czasu należy pozytywnie ocenić tę zmianę. W ostatnich filmach z Thorem na jego psychikę wpływają przede wszystkim pożegnania z rodzicami, zniszczenie Asgardu i porażka w walce z Thanosem. Wracanie do sprawy związku z Jane nie miałoby więc większego sensu. Zadanie zdobycia Kamienia Rzeczywistości spadło w tej wersji na barki Iron Mana, który latałby po Asgardzie w niewidzialnej zbroi. Dostrzegłby go tylko Heimdall, dlatego między dwoma postaciami doszłoby do potyczki. W MCU znów zobaczylibyśmy więc Idrisa Elbę.
To nie wszystkie zmiany, jakie dotknęłyby podróże w czasie z „Avengers: Koniec gry”.
We wcześniejszym scenariuszu bohaterowie wyruszyliby na planetę Morag na długo zanim dotarł tam Star-Lord, jeszcze w czasie, gdy była pokryta wodą. Tesseract miał zostać z kolei wykradziony z Triskelionu, czyli głównej siedziby T.A.R.C.Z.Y. Wszystkie te plany zostały wyrzucone go kosza z kilku powodów.
Stworzenie podwodnych przestrzeni w Moragu byłoby bardzo czasochłonne i kosztowne, a twórcy nie chcieli dalej naginać budżetu. A był też większy problem. Nie bardzo dało się wytłumaczyć, w jaki sposób Thanos dowiedział się o planach Avengersów z przyszłości, jeśli nie dzięki Nebuli. Podróż do Triskelionu była z kolei niewygodna, bo wymagała dostania się któregoś z bohaterów osobno do domu Doktora Strange'a. Kluczową decyzję podjął jednak Joe Russo, który rozwiał wątpliwości scenarzystów dotyczące wracania do „Avengers”. I jak się wydaje miał absolutną rację. A wy wolelibyście, żeby pozostano przy pierwotnej wersji?
- Czytaj także: Czego możemy oczekiwać po Marvel Cinematic Universe w kolejnych latach?