Za nami finał 2 sezonu "Bates Motel" i jednocześnie oczekiwanie na 3 serię losów Batesów, zamieszkujących urocze miasteczko White Pine Bay. Prequel "Psychozy" coraz mocniej nawiązuje do swojego pierwowzoru - Norman obnaża dwoistą naturę, a wszelkie brudne i niebezpieczne kłamstwa wychodzą na wierzch. Trup ściele się gęsto, a szeryf Romero stoi na straży... hodowców marihuany i zabójców. Dlaczego? To proste. My przecież kochamy morderców!
W White Pine Bay, podobnie jak w Twin Peaks nikt nie jest bez winy. Autokratyczna i nadopiekuńcza matka tuszuje ślady morderstwa. Młody chłopak wkracza na ścieżkę przestępczą, jednocześnie wspierając biznes, który całe miasteczko utrzymuje przy życiu. Szeryf akceptuje zatargi, które wydarzają się na jego poletku, dokładając własne cegiełki, a raczej pociski do tej scenerii z piekła rodem. Gwałty są niczym chleb powszedni, kazirodztwo pozwala przeżyć, a ciemne interesy są powodem poważania w mieście. Każdy ma sekrety, za wyjawienie których mógłby poderżnąć gardło i jednocześnie prawie każdy będąc mordercą, zyskuje naszą sympatię. Kibicujemy im. Cieszymy się, kiedy Norman zdaje test. Dlaczego?
W "Bates Motel" nikt nie jest czarno-biały. Jedną z najbardziej intrygujących postaci wydaje się być Dylan. Biorąc pod uwagę okoliczności, które wynikły w 2 sezonie - poznanie jego przeszłości, (pod)świadomą niechęć do matki i odwagę, można stwierdzić, że to najbardziej pozytywna postać w całym serialu. Jeśli nie liczyć much, zabił co najmniej 2 razy. Zatuszował minimum 2 razy więcej morderstw. Jego matka zachęcała go do zabójstwa, sama będąc morderczynią i mając na koncie współudział w pozbawieniu życia swojego męża. Norman poznał tajemnicę swoich czarnych dziur w pamięci. Wie, że zabija. A ja odetchnęłam z ulgą, że wariograf był jego sprzymierzeńcem. 3, 2, 1... zabawa trwa dalej. Kto następny?
White Pine Bay prawdopodobnie czeka los Silent Hill. Po dwóch gangach, rządzących miasteczkiem nie pozostało za wiele ciał. Wszystkimi niedogodnościami zajął się szeryf Romero, który sprawia, że na sercu robi się człowiekowi ciepło. Szeryf to prawy facet - pomoże matce-singielce z dwojgiem synów, uratuje tyłek im obu, a do więzienia wsadzi prawdziwego zbira. Jeśli będzie potrzeba podleje zioła w szklarni albo zabije twojego wroga. Jest jedynym sprawiedliwym niczym bohater klasycznego westernu. Rozsadzi wszystkich po kątach i kiedy właśnie będzie zawijał kogoś ciało w foliowy worek, ty przybijesz mu piątkę. Po prostu wiesz, że się nie myli i jak Norma marzysz o tym, aby poszedł z tobą do łóżka.
Cieszę się, że wątki w tym sezonie mocno się zacieśniły. Część spraw została wyjaśniona, ale furtka jest kusząco niedomknięta. Pierwszy sezon i drugi nie są przypadkowe - morderstwo nauczycielki B. cały czas wisi nad miasteczkiem i przez znaczną część czasu to właśnie ono jest tutaj priorytetem, bodźcem do rozterek i do nieprzemyślanych kroków Normy i Normana Batesów. Morderców, którzy nas przerażają i których kochamy, choć przecież wiemy, jaki czeka ich los.
Morderca to słowo budzące negatywne konotacje, ale "Bates Motel", jak zresztą wiele innych filmów czy seriali wpisuje się w trend, który łamie ten schemat. Morderca w "Bates Motel" może być kimś sprawiedliwym, kimś kogo tajemnice chcemy zabrać ze sobą do piachu. I prawdopodobnie tak się stanie, bo to on w trakcie black outów poderżnie nam gardło. Więc ich kochamy? Tak. Bo są cholernie niebezpieczni.