„Ben 10 kontra wszechświat: Film” obudzi w was wewnętrzne dziecko. Oceniamy nową animację Cartoon Network
Ben Tennyson znowu się zmienił. W sercu jednak wciąż pozostał tym samym 10-latkiem, którego pokochaliśmy ponad dekadę temu.
OCENA
Bena Tennysona poznaliśmy 15 lat temu, kiedy to wraz z kuzynką Gwen i ich wspólnym dziadkiem podróżował przez Stany Zjednoczone i natknął się na zegarek, który od tamtej pory pozwala mu przemieniać się w różnych kosmitów, aby walczyć ze złem. Od czasów swojej premiery seria przeszła kilka restartów, bo po trzech sezonach główny bohater stał się nastolatkiem, aby po jakimś czasie ponownie utknąć w ciele wiecznego 10-latka. „Ben 10 kontra wszechświat: Film” jest więc kolejnym rebootem, mającym na celu zainteresować tytułem nowych widzów, a stałym fanom dostarczyć jak najwięcej rozrywki.
Protagonista jest nowym 10-letnim Benem.
Poznajemy go, kiedy akurat dzięki mocy zegarka pokonuje kolejnego superprzestępcę. Swoimi ciągłymi zwycięstwami jest już znudzony, co podkreśla wypowiedziami i ostentacyjnym ziewaniem. Bez problemu przewiduje następne posunięcia przeciwnika i w końcu się z nim rozprawia, ratując kuzynkę i dziadka. Potrzebuje wyzwań, chciałby chociaż raz móc się wysilić. I wtedy nadarza się ku temu okazja. W stronę Ziemi właśnie leci tajemnicza asteroida. Lecąc jej na spotkanie, nie wszystko pójdzie po jego myśli i wyląduje w międzygalaktycznym więzieniu.
Henrique Jardim i John McIntyre rebootują serię bardzo prostą i dobrze znaną fanom metodą. Ben odkrywa nowe możliwości swojego Omnitrixa, a żeby wydostać się z więzienia spróbuje nauczyć się nad nimi zapanować. Jak to zwykle w kreskówkach bywa, czeka na nas również wyrazisty i podany na tacy morał. Ale to wcale nie przeszkadza, bo twórcy skupiają się tutaj na serwowaniu kolejnych żartów. Źródło humoru leży w tym, że główny bohater jest 10-latkiem. Nawet kiedy zmienia się w umięśnionego kosmitę zachowuje się jak typowy dzieciak, atakując widzów chwytliwymi one-linerami. Raz po raz przyprawiane są one dużymi dozami samoświadomości, dzięki czemu wiemy, żeby nie brać wszystkiego na poważnie.
Prócz komizmu Jardima i McIntyre'a interesują widowiskowe walki.
I na tym polu popisują się równie bogatą wyobraźnią. Ciało Bena zmienia swoje kształty, przyjmuje formę Diamondheada strzelającego kryształami, czy Cannonbolta przejeżdżającego wszystko na swej drodze, aby z dziecięcą werwą rozprawiać się z przeciwnikami. Wszystko to podane jest w estetyce przywodzącej na myśl współczesne anime podrasowane typowo amerykańską kreską. Zewsząd atakują nas feerie jaskrawych barw, przyjemnych dla oczu kolorów i przerysowanie zaokrąglonych kształtów.
W „Ben 10 kontra wszechświat: Film” twórcy wzbogacają serię wykorzystując aktualne tendencje fabularne panujące w kinie superbohaterskim i ze znanym sobie pazurem unowocześniają stronę formalną, jednocześnie zachowując ducha oryginału. Z tego względu udaje im się zadowolić wszystkich. Dzięki temu fani tytułu znajdą tu wszystko za co go pokochali, a osobom, które nie miały z nim kontaktu pozwoli łatwo wejść w świat przedstawiony. A to wystarczająco, aby w każdym, niezależnie od wieku obudziło się wewnętrzne dziecko i szalało ze szczęścia podczas seansu.
„Ben 10 kontra wszechświat: Film” szukajcie w programie stacji Cartoon Network. Najbliższe seanse w niedzielę, 18 października o 12:00 i 20:50.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.