REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD
  4. Netflix

To jedna z najlepszych komedii Netfliksa. „Between Two Ferns: Film” z sukcesem rozwija format wywiadów internetowych

Jak dobrze pójdzie to „Between Two Ferns: Film”, który można już oglądać na Netfliksie, jest w stanie okazać się jedną z najlepszych komedii 2019 roku. Zach Galifianakis powraca jako niesformy autor chamskich wywiadów z gwiazdami Hollywood. I nadal jest w formie.

23.09.2019
21:00
between two ferns film recenzja netflix
REKLAMA
REKLAMA

Przyznam, że kiedy tylko dowiedziałem się o tym, że na Netfliksie zadebiutuje pełnometrażowa wersja „Between Two Ferns”, zastanawiałem się jak jego twórcy rozwiną ją do formuły filmowej. Dla tych, którzy nie kojarzą tego formatu kilka zdań wyjaśnienia. „Between Two Ferns” to internetowa seria kilkuminutowych wywiadów z gwiazdami kina, muzyki, popkultury i wszelkiej maści celebrytami. Zadebiutowała ona w 2008 roku. Prowadzącym ten specyficzny talk-show został Zach Galifianakis.

Główne założenie „Between Two Ferns” to swoista dekonstrukcja i parodia tradycyjnych telewizyjnych wywiadów z gwiazdami.

Rozmowa odbywa się w malutkim studiu, na zwykłych, niewygodnych krzesłach, z czarnymi kotarami za plecami rozmówców. Znakiem rozpoznawczym serii są tytułowe dwie paprocie, które otaczają gwiazdę i prowadzącego z dwóch stron. No i przede wszystkim tym, co zdecydowało o wielkim sukcesie „Between Two Ferns” jest styl wywiadów. Galifianakis - w na swój sposób uroczy sposób - obraża swoich gości, poniża, grilluje, przekręca ich nazwiska, wyśmiewa ich wybory zawodowe czy artystyczne porażki. Tym samym wyrzuca, mocnym kopniakiem w tyłek, hollywoodzkie persony z Olimpu.

Brie Larson Between two ferns film netflix

Osobiście nigdy nie byłem fanem budowania komedii na negatywnych emocjach. Ale o dziwo Galifianakis w „Between Two Ferns” robi to w tak nieporadny i urokliwy sposób, że nie da się nie czuć do niego sympatii. A jego „żarty”, nawet gdy nie są zbyt wyszukane, potrafią bawić. Seria szybko zyskała niemałą popularność m.in. na YouTube’ie. W programie gościły największe gwiazdy, które bez problemu dały się obrażać Galifanakisowi. Gościł on m.in. Justina Biebera, Brada Pitta, Bruce’a Willisa czy nawet Baracka Obamę. Poszczególne odcinki „Between Two Ferns” osiągnęły oglądalność na poziomie ponad 20 mln wyświetleń. Można więc mówić o niemałym internetowym fenomenie.

Dziwne wręcz, że dopiero teraz powstał pełnometrażowy film rozwijający ten format. I do tego robiący to w ciekawy sposób.

„Between Two Ferns: Film” nie jest bowiem trwającym 80 minut ciągiem wywiadów Galifianakisa z kolejnymi gwiazdami. Twórcy filmu zabierają nas za kulisy produkcji.

Prowadzący postanowił udokumentować proces powstawania „Between Two Ferns” i zatrudnił ekipę, by ta nie odstępowała go z kamerą ani na krok. Oczywiście pomiędzy klasycznym fabularnym wątkiem, co jakiś czas przewijają się uwielbiane klasyczne wywiady „Between Two Ferns". A te są równie wyborne jak dawniej.

Zawsze uważałem gagi polegające na przekręcaniu nazwisk za słabe, ale Galifanakis robi to tak kapitalnie, że po raz pierwszy w życiu miałem z tego niezły ubaw. Głupie to, ale pełne szczerego uroku. Tym bardziej, że przecież sam Galifianakis posiada nazwisko, które potrafi wystawić niejednego na nie lada próbę (gdybym nie spojrzał do Google'a to pewnie zrobiłbym jakąś literówkę).

between two ferns matthew mcconaughey

Wątek fabularny w „Between Two Ferns: Film” nie jest jakoś specjalnie wyszukany. To w dużej mierze klasyczne amerykańskie kino drogi, jako że Galifianakis wraz z ekipą wyrusza w podróż, by zrobić serię wywiadów do programu, które mają mu otworzyć drogę do własnego show w telewizji. Ale, jak to często bywa w komediach, nie liczy się zarys fabularny, tylko to, co twórcy byli w stanie „wepchnąć” do środka. I żarty są raz lepsze raz gorsze, ale nie schodzą poniżej pewnego poziomu, dzięki czemu całość ogląda się naprawdę dobrze i przyjemnie.

Przede wszystkim cięty dowcip Galifianakisa nie stracił nic ze swej swady od momentu premiery pierwszego odcinka „Between Two Ferns” ponad 10 lat temu.

keanu reeves Between two ferns film netflix

Nadal znajduje on znakomite powody, by w  kreatywny i chamski sposób wyśmiać hollywoodzką elitę. Gdy z pełną powagą pyta się on Keanu Reevesa, ile aktor zna słów, od jednego do stu, trudno nie zacząć dusić się ze śmiechu. Do Davida Lettermana, który obecnie nosi bujną brodę, mówi wprost, że wygląda jak Steve Jobs.

benedict cumberbatch Between two ferns film netflix

Jednak mój ulubiony żart z gwiazd w „Between Two Ferns: Film” miał miejsce nie podczas wywiadów, tylko został wpisany w samą fabułę. W pewnym momencie, w trakcie trwania filmu asystentka Galifianakisa oznajmia mu, że Jake Gyllenhaal nie przyleci na umówiony wywiad, gdyż zrobił literówkę w swoim własnym nazwisku przy kupowaniu biletu – wpisał za dużo literek „a”.

Pomimo tego atakującego i konfliktowego tonu „Between Two Ferns: Film” jest zadziwiająco ciepłym i przyjemnym filmem.

REKLAMA

To opowieść o przyjaźni, lojalności, pracy zespołowej, wierze w siebie i podążaniu za obranym celem. Z jednej strony powiecie, że to klasyka amerykańskiego kina środka. I będziecie mieć rację. Ale to, jak płynnie udało się to wszystko wszyć pomiędzy krótkometrażowe wywiady z formatu „Between Two Ferns”, zasługuje na niemałą pochwałę.

Czasem wartością nie jest stworzenie na siłę czegoś oryginalnego, tylko tego, co będzie najlepiej pasować i stworzy spójną całość. W tym wypadku twórcy wykazali się naprawdę sporym wyczuciem. „Between Two Ferns” to świetna i przyjemna rozrywka dla (prawie) każdego. I jak na razie jedna z najlepszych komedii dostępnych na Netfliksie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA