O szowinizmie na przykładzie. "Białystok. Biała siła, czarna pamięć" - recenzja sPlay
"Białystok. Biała siła, czarna pamięć" Marcina Kąckiego to reportaż uwierający, trudny w interioryzacji. Jego autor na przykładzie jednego regionu opowiada bowiem o występującym w całej Polsce bolesnym zjawisku, którego - choć skryte jest jedynie pod cienkim woalem - staramy się nie dostrzegać.
"Białystok. Biała siła, czarna pamięć" nie jest, jak można by się spodziewać, książką o Polsce B czy spychanej na margines świadomości prowincji, jak na przykład "Opowieści z planety prowincja" Marcina Kołodziejczyka, "Bolało jeszcze bardziej" Lidii Ostałowskiej czy "Najlepsze buty na świecie" Michała Olszewskiego. To pozycja innego kalibru, w której Kącki wziął na tapet w zasadzie tylko jeden element rodzimej rzeczywistości, opisując go jednak wielopłaszczyznowo: szowinizm sensu largo.
Punktem wyjścia jest tutaj historia Białegostoku sprzed kilku dekad - wielokulturowego tygla, w trzech-czwartych zamieszkałego przez ludność pochodzenia żydowskiego, o czym dziś praktycznie nikt już nie pamięta, wliczając w to mieszkańców i władze miasta.
To najbardziej przejmujący fragment, unaoczniający, jak starając się wymazać czarne karty z naszej przeszłości, zatajamy ją i fałszujemy.
Dalej Kącki opisuje m. in. przybierające na sile w ostatnich latach ruchy neonazistowskie, ich związki z samorządem i kościołem, nieudolność organów ścigania, prześladowania mniejszości narodowych i seksualnych, powstanie reprezentacyjnego miejskiego parku na zasypanym gruzami z getta żydowskim cmentarzu i wiele innych przygnębiających zjawisk oraz układów, będących czasem przyczynami, a czasem skutkami wybielania pamięci. A wszystko to w regionie, który chce uchodzić za otwarty, tolerancyjny i - kontynuując przedwojenne tradycje - wielokulturowy.
"Białystok. Biała siła, czarna pamięć" to reportaż z wyraźną tezą. Choć trudno odmówić Kąckiemu rzetelności w gromadzeniu materiału, oddania głosu bohaterom tak jednej, jak i drugiej strony, to wyraźnie czuć, że książka pisana była pod z góry określone założenia. I nawet jeżeli intencje autora były słuszne, to jednak taki zabieg może - dla niektórych czytelników - dyskredytować tę pozycję. Choć oczywiście znają się i tacy, którzy powiedzą, że o podłości pisać należy tylko w ten sposób - wprost i dosadnie.
Niezależnie od tego, "Białystok. Biała siła, czarna pamięć" w sposób niezwykle celny i trafny opowiada o tym, jak rodzi się szowinizm i sprzyjający mu klimat polityczny, z czego wynika, w jaki sposób zawłaszcza i degeneruje dyskurs publiczny, a także do czego prowadzi.
I nawet, gdyby Kącki zdecydował się napisać powieści science-fiction zamiast reportażu, nie pisząc o Białymstoku i Podlasiu, a o jakimś fikcyjnym mieście, opisane przez niego mechanizmy i tak byłby prawdziwe.
Książka Marcina Kąckiego była dla mnie lekturą trudną, niepokojącą i wstrząsającą. Jest to pozycja ważna, która powinna doprowadzić do wielu ważnych dyskusji i wniosków. Tym bardziej dziś, gdy obserwujemy odradzanie, a może już: umacnianie się skrajnych ruchów politycznych, o brunatnym zabarwieniu.