REKLAMA

Bioshock - demotest

Bioshock, Bioshock, Bioshock - jak sama nazwa wskazuje, nie ma bata, ta gra musi szokować. Jedne z najwyższych not w historii gier komputerowych chyba o czymś jednak świadczą, nie? Wystarczy zajrzeć na gamerankings.com i zobaczyć, jakie oceny zbiera w renomowanych serwisach albo zagrać w wersję demonstracyjną, która została udostępniona wpierw posiadaczom konsoli Microsoftu, a troszkę później zatwardziałym PeCeciarzom. Czy rzeczywiście szokuje, wgniata w wannę i powoduje, że na samą myśl nogi latają nam z podniecenia jak oszalałemu?

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Mamy czerwone światło, więc przystopujmy ździebko. Demo Bioshock jest kobyłą niesamowitą, ale z pewnością wartą zassania z Sieci (1,9 GB), bardziej niż przebiegnięcie dwóch kilometrów wkoło wioski, by zrzucić nieco zbędnego tłuszczu. Przeżyć jest co niemiara, choć nie spodziewajcie się godzin spędzonych na przemierzaniu podwodnego kompleksu Rapture, bo rozgrywka starcza na zaledwie pół godziny, a nawet i mniej! Tak to już jest w dzisiejszych czasach, że demka głośnych gier ważą dla posiadaczy wolnego łącza tyle, co dla człowieka pulchny hipopotam. Ściągnięcie tak obfitego w megabajty demka na, powiedzmy, 128 KB/s nazwałbym raczej masochizmem. Ale masochistów na świecie nie brak. ;)

REKLAMA

Po dłuższym bądź krótszym czasie lądowania przystępujemy do zabawy na całego! Bioshock korzysta z dobrodziejstw Unreal Engine, oznaczonego najnowszym numerkiem 3.0. Czyli oczekiwać mogliśmy hucznych i efektownych fajerwerków, kakofonii wchodzących do naszego umysłu podczas penetrowania Rapture, niesamowitej wizualnej feerii, będących ucztą dla naszych oczu oraz - prócz tegoż - orgiastycznej warstwy muzycznej. I szczerze mówiąc - dostaliśmy coś pięknego, nie tyle co szokującego szatą graficzną, co znakomitą ścieżką audio, które nadaje grze przytłaczającego wręcz klimatu. Jest jeszcze jedna sprawa szokująca graczy, których maszyny nie są demonami szybkości i swoje najlepsze lata mają już za sobą. Otóż wymagania sprzętowe budzą respekt, ażeby ujrzeć tę fenomenalną grafikę (tak!) wcale nie trzeba komputera z NASA czy sprzętu z przyszłości, bo na już nie tak nowiutkim Geforce'ie 7900GS czy Radeonie x1950 gra lata jak ta lala niemal na maksymalnych detalach. Ponadto warto dodać, że gra wykorzystuje już co nieco z dwurdzeniowych procesorów, ale jednojajowcy nie bójta się - da i pyknąć przyzwoicie w Bioshocka na jaju jednym! Inni producenci powinni pójść w ślady Irrational Games/2K Games. Osobiście pokusiłbym się o stwierdzenie, że Bioshock jest najładniejszą z dotąd wydanych tytułów. Mimo, że znajdą się w nim słabsze, rozmyte tekstury i miejscami nie najlepsze cienie czy gra świateł, to jednak bardziej atrakcyjna z niej dziewoja niźli brzydulka.

Ale przejdźmy do rzeczy ważniejszych niż wizualia. Do tego, co napędza nową grę twórców System Shocka 2 czy Freedom Force'ów. A jest to genialny klimat retro, który czujemy od pierwszych chwil, kiedy znajdziemy się w tajemniczym, przepełnionym wszędobylskim mrokiem kompleksie. Tak świetny nastrój podtrzymuje - co wyżej już napomknąłem - kapitalna ścieżka dźwiękowa, którą można pobrać za darmo! Oraz świetny design, o którym mowa będzie za moment.

Nie będę się tutaj rozpisywał za bardzo o fabule, bo na naszych łamach umieściliśmy już parę tekstów na temat tej produkcji, nawet w ostatnim numerze macie obszerną relację z pokazu. Powiem tyle, że znajdziemy się gdzieś na środkowej części oceanu, bowiem my, nasz bohater, cudem przeżyliśmy katastrofę lotniczą i tak znaleźliśmy się w podwodnym mieście, które skrywa wiele tajemnic i któż wie, czy nie lepiej by było, gdybyśmy gryźli ziemię lub - lepiej - puszczali bąbelki w lodowatej wodzie.

To, co wyróżnia in plus owe podwodne "co nieco" to wspaniałe zaprojektowane lokacje. Mroczne, skrywające wiele zagadek i pełne chorych na umyśle ludzkich królików doświadczalnych oraz występujących na okładce Big Daddy's - będących osobistą ochroną małych dziewczynek o przepitych oczętach. ;) Mr Bubbles to coś więcej niż zwykły przeciwnik, to wszak znak rozpoznawczy "bioszoka".

Gra się w Bioshock naprawdę dobrze. Nie skopała mi osobiście tyłka do obolałości, ale pozostawiła niemały ślad. Gameplay jest atrakcyjny, nie jest to tylko zwykła strzelanina, choć przypominająca krztynę Dooma 3, to "duch" SS II pozostał nietknięty (ale nie oczekujcie godnego następcy, bo to już nie to samo). Jedynym mankamentem jest to, że walka przy większej liczbie wrogów robi się za bardzo chaotyczna i częstokroć idzie pogubić się i nie wiadomo do kogo walić (oknami i drzwiami). Na plus trzeba zaliczyć plazmidy - w demku mogliśmy pobawić się fireballami oraz porażeniem prądem, przypominającym odrobinkę "imperatorskie pioruny". Co można zrobić z tymi cudeńkami? Ano, wiele. Podpalony oponent puści się biegiem do wody, jeśli oczywiście ta znajduje się blisko niego, a wtedy my używamy piorunów i po kłopocie (przy okazji mamy wielkie widowisko!). To jest zaledwie mały kęs tego, co nasz czeka w pełniaku (popatrzcie na gameplaye z wykorzystaniem plazmidów). Nie zapomniano o broni konwencjonalnej, czyli thompsonie, rewolweru (tych to jakby wcale nie czuć) czy kluczu francuskim, którym również da się narobić wielkiego guza szaleńcom, czającym się w ciemnych zakamarkach Rapture.

Sztuczna inteligencja należy do inteligentnych. ;) Wszak nie są to myślące stworzenia, tylko osobniki sprawiające wrażenie "po wypraniu mózgu" i tak też się zachowują. Działają w grupie, celność mają aż nadto dobrą, mogą ostro nas przypiec! Oj, mogą! Prócz zwykłych dziwolągów i Big Daddy'ego z dziewczynką (z zapałkami) nadepniemy (jeśli można) na fruwające maszyny, które po dostarczeniu odpowiedniej dawki woltów będziemy mogli "zhakować" i albo wyłączyć, albo naprowadzić na wrogie jednostki, by je ostrzeliwały tak, jak przed momentem nas. Hackowanie to nic innego jak prosta minigierka, w której musimy ułożyć rurę, by "płyn" dopłynął do odpowiedniego miejsca, oczywiście bez guzdrania, bo "giercowanie" może się nie udać, a wtedy nici z pomocnej dłoni. Czy w pełnej wersji ujrzymy coś bardziej ambitnego? Jedna szkapa wie.

REKLAMA

Myślę, że warto jeszcze nadmienić, że w demku brakowało opcji zapisu gry, po prostu została wyłączona. Nie wiem, czy w full wersji będziemy mogli sejwować się w każdym miejscu, ale w tej ograniczonej znajdowały się tzw. checkpointy i nie napawa to optymistycznie (pecetowych graczy, bo to typowo konsolowe podejście do sprawy). W grze "kuleje" też synchronizacja tekstu mówionego z tym, co widzimy na ekranie, czyli napisami. Miejscami nawet jej brak, o ile oczywiście włączyliśmy sobie subtitles. A i w pudełkowej edycji tego podobno nie naprawiono. Pozostaje czekać cierpliwie na łatkę, naprawiającą tę niedogodność, bo niby małe, a irytuje.

Po spędzonych nocnych igraszkach z wersją demonstracyjną Bioshocka, można nareszcie powiedzieć, że w tym roku szykuje się jakaś dobra pozycja na "blaszaki" i ma duże szanse na miano "Gry roku". Bioshock, choć nie wtapia w tapczan, jest niemal perfekcyjny, jako całokształt. Jedna z pierwszych wielkich tytułów ostatniego półrocza i czyżby najlepszy? To się okaże, ale nie zdziwiłbym się, gdyby położył na łopatki wszystkie te wychwalane pod niebiosa jeszcze przed premierą produkcje m.in. Crysisa. Jest w co zagrać! Nie omieszkam sam zaczerpnąć tej mocnej dawki godziwej zabawy, jaką oferuje nowa gra ze stajni Irrational Games/2K Games. To już jest murowany hit, chociaż niemałe kontrowersje budziła aktywacja, o której w ramce.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA