Macie czas na nowy serial akcji? Pilot „Blindspot” zwiastuje ciekawe połączenie "CSI" z "Prison Break" i "LOST"
Chociaż wciąż nie obejrzałem jeszcze całego „Mr. Robot” oraz „Sense8”, na horyzoncie pojawił się kolejny ciekawy serial. „Blindspot” to połączenie „Prison Break” z „CSI”, które może się spodobać masom widzów.
„Blindspot” rozpoczyna się od prawdziwego trzęsienia ziemi. Pierwsze kilkanaście minut to rzucenie widzowi świetnym pomysłem prosto w twarz, a następnie stopniowe potęgowanie nastroju tajemnicy. Magnes przyciągający do ekranu, dzięki któremu pilotażowy epizod obejrzałem niemal na bezdechu.
Niestety, z każdą kolejną minutą „Blindspot” oddalał się od nastroju „Prison Break” i „LOST”, przybliżając się w kierunku „CSI”.
Tak oto główny bohater serialu, agent FBI Kurt Weller, zostaje wezwany do Nowego Jorku, gdzie saperzy zabezpieczają dużą torbę pozostawioną na Times Square. W środku nie znajduje się jednak żadna bomba, ale… kobieta. Naga, zdezorientowana, przerażona kobieta, w którą wciela się Jaimie Alexander. Ta nie ma pojęcia, co właściwie się stało, skąd pochodzi czy jak się nazywa. Gdyby tego było mało, jej ciało jest pokryte dziwnymi tatuażami, które pozornie nie mają żadnego sensu. W natłoku różnych wzorów wyróżnia się jedynie napis na plecach, „Kurt Weller, FBI”.
Jak łatwo zgadnąć, głównym wątkiem serialu „Blindspot” jest odkrycie prawdziwej tożsamości kobiety, która znajdowała się w torbie. Nieznajoma łączy w tym celu siły z agentem FBI, a także jego szefową oraz grupą kolegów po fachu. Bardzo szybko tajemnicze „Blindspot” zamienia się w kolejne „CSI”, z zabawnym hakowaniem komputerów i magicznym powiększaniem obrazu z monitoringu na czele. Ułomności, które da się jednak wytrzymać.
Zdziwiło mnie za to, jak ochoczo producenci oddają widzom kolejne poszlaki na temat tożsamości bohaterki.
Już w pilocie jesteśmy w stanie wywnioskować profesję nieznajomej oraz strzępki jej motywacji z przeszłości. Niestety, nie są to przesadnie ciekawe kawałki opowieści. Spodziewałem się olbrzymiej tajemnicy. Czegoś mrocznego, czegoś nieuchwytnego, wzorem świetnego „Detektywa”. Niestety, z każdą kolejną sceną „Blindspot” lądował coraz silniej na ziemi, koncentrując się na przeciętnie zrealizowanym łapaniu przeciętnych łotrów.
Mimo tego, na pewno obejrzę drugi i trzeci odcinek. Jaimie Alexander wypada naprawdę dobrze, natomiast serial sygnalizuje kilka ciekawych wątków, w których wciąż drzemie olbrzymi potencjał. Ach, no i gra tutaj charakterystyczna Ashley Johnson, co do której czuję zupełnie niezrozumiałą sympatię, której naprawdę ciężko jest się wyzbyć.
„Blindspot” ma szansę na kawałek tortu pozostawionego przez „Detektywa” i inne seriale akcji.
Mamy do czynienia z produkcją, której twórcy pozycjonują się między „CSI” oraz nieco bardziej ambitnymi telewizyjnymi przedsięwzięciami. Taki kompromis będzie trafiał w szerokie gusta nijakiej widowni, co w dłuższym terminie może zagwarantować „Blindspot” przetrwanie. Oczywiście o ile najpierw serial wytrzyma jesienną ofensywę długo oczekiwanych telewizyjnych produkcji.