REKLAMA

Film „Bliźniak” Anga Lee będzie w Polsce wyświetlany w 60 klatkach na sekundę

„Bliźniak” (oryginalny tytuł to „Gemini Man”) to ambitny od strony technologicznej film akcji. Reżyser Ang Lee nakręcił go w 120 klatkach na sekundę, 4K i w 3D. Polski widz będzie mógł go z kolei obejrzeć w 60 klatkach na sekundę i w 3D.

blizniak film 60 klatek
REKLAMA
REKLAMA

Pozornie może się wydawać, że dostajemy gorszą, niepełną (przynajmniej formalnie) wersję filmu „Bliźniak”. W jakimś sensie tak jest, natomiast nie jesteśmy jedynym krajem, który nie wyświetli go tak, jak chciał tego Ang Lee. Powiem wiecej, w samych tylko Stanach Zjednoczonych jest ok. 14 sal kinowych, które mają odpowiednią technologię, by pokazać „Bliźniaka” w wersji HFR (High Frame Rate) 120 klatek/s. 4K i 3D. Cała reszta świata, jakieś 99 proc. kin, co najwyżej będzie miało opcję obejrzenia filmu w wersji 3D i 60 klatkach/s. Polski dystrybutor używa nazwy „3D+” w odniesieniu do tego standardu. Listę polskich kin, w których film będzie wyświetlany znajdziecie TUTAJ.

Będzie to bodaj pierwsza tak szeroka (a może i nawet pierwsza w ogóle) dystrybucja filmu w standardzie 60 klatek/s. w polskim kinie. Wydaje mi się, że także i na świecie.

Jak dotąd jedynym przypadkiem odejścia od standardowych 24 klatek/s. był „Hobbit: Niezwykła podróż” Petera Jacksona, który gdzieniegdzie pokazywany był w 48 klatkach/s. Ten eksperyment, który według Petera Jacksona miał wprowadzić kino w nową erę, jednak się nie powiódł. Większa ilość klatek sprawia, że obraz jest bardziej wyraźny, podczas szybszych ruchów kamery oraz dynamicznych scen akcji nie rozmazuje się, ruchy bohaterów są bardziej realistyczne. Niestety idzie za tym tzw. efekt opery mydlanej. Sprawia on, że ruchy postaci są dziwnie przyspieszone, a sam obraz paradoksalnie traci życie i wydaje się sztuczny. Sęk w tym, że Jackson nakręcił „Hobbita” tak samo jak tradycyjny film w 24 klatkach/s., nie uwzględnił przy tym niuansów związanych m.in. z odpowiednim oświetleniem scen, ustawieniem kamer itp.

Ang Lee podszedł do tego zagadnienia o wiele lepiej przygotowany. Zglebił temat i poszedł o kilka kroków dalej, gdy podczas zdjęć do „Życia Pi” co chwila był sfrustrowany ograniczeniami 24 klatek/s. Efekt jego poszukiwań niektórzy mogli zobaczyć w filmie „Najdłuższy marsz Billy’ego Lynna”, który został nakręcony w aż 120 klatkach/s. 4K i w 3D. Film prezentował się niewiarygodnie. Obraz był czysty jak diament, kostiumy i scenografia pieściły oczy, a bohaterowie wydawali się być bardzo blisko widza. „Najdłuższy marsz Billy’ego Lynna” był jednak filmem dramatycznym, swoistym treningiem przed wykorzystaniem tej technologii w gatunku, w którym będzie w stanie w pełni rozwinąć swoje skrzydła. Technologia HFR idealnie nadaje się do oglądania rozgrywek sportowych i przede wszystkim wielkich widowisk filmowych z masą dynamicznych scen. „Bliźniak” jest właśnie tym kolejnym krokiem.

Niestety większości odbiorców nie będzie dane zobaczyć cudów filmu w 120 klatkach/s. Nie z winy reżysera, dystrybutora, tylko z prostego powodu – ta technologia jeszcze nie zawitała do kin na świecie.

Co więcej, jest szereg przedstawicieli branży filmowej, kiniarzy oraz dziennikarzy, którzy są otwartymi krytykami HFR. Nie wiem tylko czy wynika to z rozczarowania „Hobbitem”, czy może przywiązania do tradycyjnych 24 klatek/s. Osobiście jestem gdzieś pośrodku. Nie uważam, tak jak Ang Lee, że zwiększenie liczby klatek to przyszłość kina, które musi ewoluować w tym kierunku, ale z drugiej strony wiem, że, film w HFR może wyglądać olśniewająco.

To jednak nadal dodatek, bonus, ciekawostka. Na pewno ma większy potencjał i jest w stanie zrobić większe wrażenie, niż efekt 3D, natomiast tradycyjny klatkaż jest dla mnie wystarczający. Gdyby dla hollywoodzkich widowisk - filmów akcji, science-fiction, katastroficznych itp. - udało się wprowadzić standard 120 klatek/s. w kinach, nie sprzeciwiałbym się. Byłby to spory skok w jakości doznań wzrokowych.

REKLAMA

Miejmy nadzieję, że branża dojdzie do porozumienia, a kina na całym świecie zaczną modernizować swoją technologię pod kątem HFR. W dobie walki o widza z serwisami streamingowymi wydaje mi się to solidną kartą przetargową. W celu wyrobienia sobie opinii, polecam wybranie się na „Bliźniaka” i sprawdzenie, jak ten film sprawuje się w 60 klatkach/s.

Będzie to z pewnością wstęp do tego, by otworzyć się na możliwości zwiększonego klatkażu filmów. Ang Lee w końcu nie jest średnio rozgarniętym twórcą kiepskich filmów popcornowych – to wizualny artysta z wizją. Wydaje mi się, że jego fascynacja 120 klatkami/s. jest czymś więcej niż tylko technologicznym kaprysem. Warto korzystać z możliwości, jakie daje nam kino i nie zamykać się z góry na nowe opcje, ze wszystkimi ich wadami i zaletami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA