„Braciszkowie niebożątka” to urban fantasy z domieszką dystopii, po którą fani gatunku muszą sięgnąć
Polska literatura fantasy cieszy się dużym powodzeniem wśród czytelników, ale pewne podgatunki są tam reprezentowane znacznie częściej od innych. Dlatego książka „Braciszkowie niebożątka” autorstwa Tomasza Gnata zdecydowanie jest miłą niespodzianką. Zwłaszcza dla fanów steampunku, dystopii i fantastyki miejskiej.
OCENA
Polska fantastyka dawno przestała podążać tylko ścieżkami wytyczonymi przez J.R.R. Tolkiena czy George'a R.R. Martina. Obok klasycznego fantasy, znajdziemy na rynku również jego polską odmianę, która przedkłada rodzime wierzenia i motywy nad typową historię znaną z anglosaskiej literatury, a także wiele innych, cieszących się coraz większym zainteresowaniem podgatunków.
Ważnym elementem polskiego środowiska stała się choćby fantastyka miejska, łącząca w sobie elementy science fiction, filozofii i historii. Głównym przedstawicielem tego ruchu jest oczywiście Jacek Dukaj, ale kolejni twórcy starają się pójść w jego ślady. Ma to sens, bo szeroko pojęta urban fantasy cieszy się coraz większą popularnością na całym świecie, a autor „Starości aksolotla” zajmuje się właśnie adaptacją swojego dzieła dla platformy Netflix. Swoich sił w tym gatunku spróbował w swoim debiucie również Tomasz Gnat.
„Braciszkowie niebożątka” mogą się pochwalić inspiracjami od Neila Gaimana aż po najsłynniejsze dystopie.
Powieść Gnata rozgrywa się w alternatywnej wersji Polski na przełomie XIX i XX wieku. W tym świecie najróżniejsze wierzenia religijne i filozoficzne mieszają się z magią i błyskawicznym rozwojem techniki. Centralnym punktem całej historii jest stolica, gdzie gromadzą się wszystkie najniebezpieczniejsze indywidua, ale gdzie też ma się największe szanse na przeżycie czegoś niezwykłego. Życie mieszkańców miasta na zawsze zmieniło się bowiem po pojawieniu się tajemniczej Katedry. Masywny budynek pojawił się znikąd, a władze szybko zabroniły jego badań. Nie powstrzymało to jednak ciekawości grupy śmiałków, do których należy główny bohater powieści - Jan.
Mężczyzna był członkiem zespołu naukowego badającego właściwości i pochodzenie Katedry. W obawie przed konsekwencjami oraz zdemaskowaniem postanowił jednak donieść na swoich współtowarzyszy, którzy ponieśli srogą karę, a sam Jan został przeniesiony poza stolicę. Na początku „Braciszków niebożątek” bohater postanawia wrócić do miasta i zmierzyć się z dawnymi demonami, ale nawet nie wie, jak wiele dziwnych rzeczy spotka go po drodze. W części z nich udział weźmie też grupa andrusów z miasta, którzy nazywają się Braciszkami niebożątkami.
Tomasz Gnat posiada dar pisania ze swadą i dosyć skutecznie wciąga czytelnika w całą opowieść. O ile ten przetrwa pierwszy słowotok.
Styl polskiego pisarza momentami jest wręcz opresyjny w swoim nagromadzeniu słów, żartów i opisów. Kłopot sprawia to zwłaszcza na początku, gdy przedstawiany nam świat jest jeszcze dosyć obcy i niezrozumiały. Ale zarazem nie należy tego traktować jednoznacznie jako wadę. W kilku miejscach „Braciszków niebożątek” zdecydowanie przydałaby się bardziej wymagająca korekta, ale nie powinna ona na siłę minimalizować języka Gnata. Jego proza ma w sobie coś bardzo pociągającego, co pozwala emocjonalnie połączyć się z bohaterami i ich przygodami.
A te będą obfitować w tajemnicze zdarzenia, walki z potworami, magię Czyniących, nekromancję, ale też pierogarnie, inżynierów i siły specjalne w postaci bogobójców. Akcja podąża śladami kilku bohaterów i antagonistów, ale na najbardziej podstawowym poziomie protagonistą jest sama stolica. To różnorodne miasto, pełne barwnych postaci, które przypomina mieszankę „Metropolis”, Londynu z „Roku 1984” i „Nowego wspaniałego świata”, a także motywów steampunku. W tym świecie zwykli ludzie żyją obok zjawisk nadprzyrodzonych, których pochodzenie przeważnie stanowi dla nich tajemnicę, z czym próbują jednak w miarę normalnie funkcjonować (w tym punkcie widać podobieństwa do „Nigdziebądź” i „Amerykańskich bogów” Neila Gaimana).
Każdy autor fantasy powie wam, że zbudowanie ciekawego świata to podstawa. Gnat radzi sobie z tym bardzo dobrze, nawet jeśli sama opowieść finalnie nieco rozczarowuje.
Niestety, zawodzi zakończenie książki, zbyt nagłe i pozbawione suspensu, żeby móc czerpać z niego poczucie spełnienia. „Braciszkowie niebożątka” to dopiero 1. część cyklu, co nie zmienia jednak faktu, że każda z nich powinna kończyć się czymś satysfakcjonującym. W tym elemencie polski pisarz trochę zawiódł. Bo nawet ten początkowy fragment dłuższej historii o Katedrze miał potencjał na świetną, zamkniętą historię.
Rozumiem, że Tomaszowi Gnatowi zależało na zachowaniu najlepszych pomysłów na kontynuację, ale właściwego zamykania następnych powieści z serii musi się jeszcze nauczyć. Na jego szczęście finalna ocena „Braciszków niebożątek” i tak jest naprawdę pozytywna. To po prostu jeden z ciekawszych debiutów fantasy w ostatnich latach. Wypada więc powiedzieć: „Oby tak dalej” i czekać na kolejną część.