REKLAMA

Połączmy serial „Bridgertonowie” z Robin Hoodem i zobaczmy, co się stanie. Disney ma fantazję

Niedawno swojej premiery doczekał się serial „Buntowniczka Nell”. Przyznam się szczerze, że był to tytuł, na który naprawdę czekałam. Głównie dlatego, ze jego twórczyni to Sally Wainwright, która jest odpowiedzialna między innymi za produkcję „Gentleman Jack”. Bardzo ciekawiło mnie, jak tym razem będzie wyglądała jej gatunkowa zabawa, a przede wszystkim, czy podczas seansu po raz kolejny będą towarzyszyły mi dość mieszane odczucia.

Serial Buntowniczka Nell, recenzja, co obejrzeć w Disney+
REKLAMA

Trzeba śmiało przyznać, że Sally Wainwright nie przepada na utartymi schematami. Nie lubi też trzymać się sztywnych ram gatunkowych. Od lat tworzy produkcje, które łączą w sobie komedię, dramat, kino historyczne i cokolwiek, co tylko pasuje do wizji twórczyni. Serial „Gentleman Jack” jest tego idealnym przykładem. „Buntowniczka Nell” przypomina go w naprawdę wielu aspektach. Jest przede wszystkim tytułem bardzo nieoczywistym. Jeżeli miałabym opisać go jednym słowem, to zdecydowanie nie potrafiłabym tego zrobić. Jest to wyjątkowo sprawnie skonstruowana mieszanka form. Tym razem Wainwright postanowiła dodać do niej całkiem dużą garść fantastyki. Była to decyzja śmiała, ale też dobra.

REKLAMA

Buntowniczka Nell kontra cały świat

Serial „Buntowniczka Nell” przenosi widzów do XVIII-wiecznej Anglii. Nell Jackson (Louisa Harland) jest młodą i bardzo energiczną dziewczyną. Wyjątkowo nie lubi, jak ktoś mówi jej, co ma robić. Żyje na własnych zasadach i nie dostosowuje się do nikogo. Pierwszy raz widzimy ją, gdy przeciwstawia się zamaskowanym rozbójnikom. Staje do walki pewna siebie, nie bez powodu. Pokonuje wszystkich śmiałków, którzy odważyli się jej przeciwstawić. Nell bardzo chce załatwić tę sprawę szybko, ponieważ jest aktualnie w drodze powrotnej do swojej rodziny w Tottenham. Mogłoby się wydawać, że Nell to tak naprawdę swego rodzaju jednoosobowa armia. Nie jest to jednak do końca prawda. Od czasu do czasu, gdy dziewczynie coś zagraża, u jej boku pojawia się skrzat imieniem Billy (Nick Mohammed). To właśnie on zapewnia jej nadludzką siłę, która przyciąga uwagę nie tylko ludzi podziwiających jej poczynania, ale też osób wpływowych i chcących wykorzystać tę moc w niecnych celach.

Pewnego dnia Nell mocno spiera się z rozwydrzonym synem miejscowego właściciela ziemskiego, Thomasem Blanchefordem (Jake Dunn). Chłopak uważa, że jest bezkarny i może krzywdzić wszystkich ludzi wokół. Nell zaszła mu za skórę tylko dlatego, że nie pozwoliła na to, aby kogokolwiek upokarzał. Za sprawą pewnych nieoczekiwanych zdarzeń dziewczyna zostaje wrobiona w morderstwo. Zmuszona jest więc do ucieczki z miasta. Wraz z dwiema młodszymi siostrami opuszcza dom w pośpiechu. Stosuje wiele sprytnych podstępów, aby zapewnić w miarę godny byt całej rodzinie. W tym samym czasie ktoś bardzo interesuje się tym, skąd Nell ma swoją moc. Złowrogi hrabia Poynton zrobi wszystko, żeby ją zagarnąć ją dla siebie. Młoda kobieta musi walczyć z wieloma przeciwnościami losu, jeżeli chce oczyścić swoje imię oraz udowodnić swoją niewinność.

Oficjalny zwiastun serialu Buntowniczka Nell, dostępnego na platformie Disney+

W tym szaleństwie jest metoda

Serial „Buntowniczka Nell” jest wręcz przepełniony niekonwencjonalnym humorem. Tutaj żarty są doskonale wyważone i za każdym razem idealnie dopasowane do konkretnej sytuacji. Bardzo zabawne są także dialogi same w sobie. Widać, że twórczyni tej produkcji bawi się nie tylko gatunkami, ale też elementami kulturowymi. Zachowuje przy tym doskonałe wyczucie, nie ma więc mowy o wyśmiewaniu obyczajowości. Można odnieść wrażenie, że w tej produkcji na wszystko patrzy się z lekkim przymrużeniem oka. Nawet w momentach dość mrocznych. Nadaje to całości swoistego luzu, który udziela się nawet widzom. „Buntowniczka Nell” to przede wszystkim rozrywka w najczystszej formie. Sytuacje na ekranie dzieją się dynamicznie, nie brakuje przy tym także emocji. Można powiedzieć, że zwyczajnie wszystko się tutaj zgadza, jeżeli oczywiście ktoś nie oczekiwał doświadczenia swego rodzaju kultury wysokiej. To po prostu serial weekendowy, który jest gwarancją mile spędzonego czasu

„Buntowniczka Nell” to też bardzo dobra produkcja przygodowa. Wszystko, co spotyka bohaterów, jest na swój sposób angażujące. Z przyjemnością obserwujemy wszelkie wydarzenia i zwroty akcji. Jest to zasługa w dużej mierze wyjątkowo trafnie dobranej obsady. Raczej ciężko jest wskazać jakąkolwiek nieudaną kreację aktorską. Można wręcz odnieść wrażenie, że dla wszystkich była to zwyczajnie świetna zabawa. Skoro występuje tutaj tak duża swoboda gatunkowa, to dlaczego miałaby ona nie dotyczyć też odgrywania ról? Jeżeli tak było, to tym bardziej można pokusić się o stwierdzenie, że w tym całym szaleństwie istniała jednak jakaś metoda. Nie wiem, jak to wyglądało od środka, ale ostateczny efekt jest naprawdę zadowalający.

Nell i jej fantastyczny feminizm

Dodanie do tej wybuchowej mieszanki wątków fantasy było bardzo trafionym pomysłem. To właśnie wyróżnia „Buntowniczkę Nell” spośród wielu podobnych tytułów. Wprowadza do całości pewną świeżość i sprawia, że serial nie nudzi się po pierwszym odcinku. Wszystko jest oczywiście utrzymane w konwencji komediowej, a może nawet lekko bajkowej. Ogląda się to niezwykle przyjemnie. Tak samo, jak aktorski występ odtwórczyni głównej roli, Louisy Harland. Nadaje ona „Buntowniczce Nell” wyjątkowy charakter. Zdecydowany, stanowczy i niesamowicie przy tym uroczy. Jak wspominałam już wielokrotnie – tutaj nic nie powinno do siebie teoretycznie pasować, a współgra perfekcyjnie.

„Buntowniczka Nell” jest także solidną dawką feminizmu. Przez cały czas możemy obserwować na ekranie trzy silne dziewczyny, które dzielnie walczą o sprawiedliwość i godną przyszłość. Są samodzielne oraz nieustraszone. Każda z nich jest nieco inna. Kierują się w życiu różnymi wartościami, ale potrafią tworzyć bardzo zgrany zespół. Serial jest obrazem siły rodziny oraz zdobytych, tak naprawdę przypadkiem, przyjaźni. Pokazuje, ze razem można zdziałać naprawdę wiele. Unika przy tym moralizującego tonu i patosu.

Co łączy Buntowniczkę Nell z serialem Bridgertonowie?

REKLAMA

Jednak w czym „Buntowniczka Nell” przypomina słynny już serial „Bridgertonowie”? W tym porównaniu chodzi głównie o podejście twórców do tematyki historycznej. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku akcja rozgrywa się w konkretnym okresie z dziejów świata. Widać to miedzy innymi po kostiumach, scenografii, konkretnych zachowaniach lub elementach zaczerpniętych z danej obyczajowości. Jednak to wszystko stanowi jedynie, można powiedzieć, bardzo ładne tło. Seriale te korzystają z historyczności, ale zupełnie nie mają zamiaru ukazywać suchych faktów czy wydarzeń ściśle powiązanych z konkretną epoką. Korzystają jedynie z tego, co jest im potrzebne do spójnej narracji. Są pozbawione zbędnego patosu. Zamiast tego wybrały humor i całkowite przełamanie konwencji. Historia jest ich kostiumem, w którym prezentują się przed nami w całej okazałości. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie odtwarzają przeszłości, a kreują nową. Jakkolwiek niedorzecznie może to brzmieć.

„Buntowniczka Nell” to idealna propozycja dla tych, którzy chcą miło spędzić czas w gronie bliskich osób. Można się przy tej produkcji odprężyć, nieco pośmiać i zwyczajnie dobrze się bawić. Może być to nawet całkiem przyzwoity odpoczynek dla umysłu. Nie jest to oczywiście obraza. Dla mnie to największa zaleta tego tytułu. Każdy przecież zasługuje na (dłuższą) chwilę luzu w doborowym towarzystwie serialowym.

Serial „Buntowniczka Nell” można obejrzeć na platformie Disney+.

Czytaj więcej o produkcjach dostępnych na platformie Disney+, na łamach Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA