REKLAMA

Burnout Paradise - nowa odsłona kultowej gry

Burnout, po krótkiej przerwie, powraca z kolejną odsłoną. Tym razem będziemy ścigać się w "Raju". Z tego, co wiemy, ma być więcej, mocniej, lepiej i przede wszystkim - szybciej. A to za sprawą next-genowych konsol, a zwłaszcza PlayStation 3, dla którego przyszykowane są specjalne bonusy, o czym później. Criterion Studios poszło śladem najnowszego Test Drive i serwuje nam całe fikcyjne miasto, po którym będziemy mogli szaleć bez ograniczeń, a oprócz tego - jeszcze bardziej efektowne kraksy, jeszcze lepszą oprawę graficzną oraz całkiem niezły model zniszczeń. Czyli dokładnie to, do czego zdążyła nas przyzwyczaić ta seria. Tyle słowem wstępu.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Nie ma co mydlić oczu i przedłużać w nieskończoność wstęp. Informacji może i dużo nie ma, lecz te już dostępne powinny zaspokoić wszystkich fanów oczekujących na kolejną perełkę od "Elektroników." W każdym razie będzie krótko, zwięźle i na temat. A więc przejdźmy do pierwszej nowinki, jaką zaserwuje nam nowy Burnout. Chodzi tu o niczym nieskrępowaną jazdę, o całe miasto dostępne od zaraz. Wystarczy tylko zasiąść za kółkiem i ruszyć tam, gdzie oczy poniosą. Z całą pewnością będzie po czym jeździć, bowiem twórcy oferują kilkadziesiąt mil kwadratowych terenu szczelnie wypełnionego autostradami, miejskimi ulicami, ciasnymi uliczkami oraz malowniczymi, pozamiejskimi trasami. W Paradise City przyjdzie więc nam ścigać się wśród wieżowców w centrum miasta, na pobliskim lotnisku czy osamotnionych wzgórzach.

REKLAMA

Dochodzimy teraz do najważniejszego, nieodłącznego punktu zabawy, czyli tysięcy kraks, wypadków i pomniejszych stłuczek. Tym razem to wszystko ma wyglądać jeszcze lepiej niż dotychczas. Oczywiście to wszystko czeka na każdym kroku i praktycznie nie ma chwili bez zadymy na ekranie telewizora. Model zniszczeń dopracowany jest do perfekcji. Programiści spędzili długie tygodnie pracując nad kodem, co zaowocowało wyciśnięciem ostatnich soków z next-genów i realistycznie rozpadającymi się samochodami. Chociaż tak naprawdę trudno mówić o realizmie przy grze takiej jak Burnout. Warto wspomnieć, iż w każdym pojeździe dostępnym podczas rozgrywki znajduje się ponad sto różnych elementów mogących ulec zniszczeniu w różnym stopniu.

A nasze auta niszczymy, między innymi, wjeżdżając we wszelkiej maści słupy, słupki, latarnie i tym podobne rzeczy. Dosyć duże niebezpieczeństwo stanowią także przeciwnicy oraz pojawiające się znikąd samochody zwykłego ruchu drogowego. Dorzuć do tego niesamowite poczucie prędkości oraz rozmywający się obraz, a zrozumiesz, że fizycznie niemożliwym jest uniknięcie większości kraks. No chyba, że posiadasz nieludzki refleks oraz potrafisz przewidywać przyszłość. Efektowności dodają jeszcze porozrzucane po mieście rampy i wyskocznie. W tym momencie wracam do wspomnianej na początku wyższości konsoli Sony, nad produktem Microsoftu, ponieważ to właśnie dzięki Sixaxis możemy sterować samochodem w powietrzu, wykonując przeróżne obroty. Ogólnie zapowiada się naprawdę ciekawa, widowiskowa zabawa.

Skończmy na razie tę swobodną jazdę i skupmy się na najlepszym - czyli wyścigach. Możesz wyzwać przeciwnika na standardowy wyścig do danego punktu. Oczywiście wykonując coraz więcej zadań i dojeżdżając na metę na pierwszym miejscu, odblokowujesz kolejne samochody, o czym później. Oprócz wyścigów, możemy urządzić w mieście istne Destruction Derby i zdemolować przeciwnikowi brykę. Nic jednak nie daje tyle frajdy, ile zabawa z żywym zawodnikiem. Dzięki prężnie rozwijającej się technice połączenie konsoli z Internetem jest już na porządku dziennym, tak więc Criterions Studios nie mogło odpuścić takiej okazji. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w czasie zabawy, nie przerywając rozgrywki, podłączyć się do sieci i dołączyć do kilkudziesięciu innych graczy szalejących po mieście. A z tego, co widać na prezentacji z Games Convention, zabawa z kumplem przez sieć będzie kuszącym kąskiem dla każdego fana czterech kółek.

Wróćmy jeszcze na chwilę do wehikułów, za których sterami zasiądziemy. Niestety żadnych licencjonowanych fur nie będzie, ale komu to przeszkadza, skoro w grze mamy całkiem spory wybór ciekawych maszyn czekających na odpalenie. Co prawda licencji nie ma, ale jakoś to nie przeszkadza twórcom wzorować się na samochodach wielkich marek i tworzyć na ich podstawie nowe, niemniej ciekawe pojazdy. Zaglądając do garażu nieraz na myśl ciśnie się Ferrari, potężne Mustangi czy stary i kultowy Pontiac. Ważne jest, że samochody wyglądają prześlicznie i dają niemałą radość z jazdy. A o to właśnie chodzi!

REKLAMA

Zmierzamy powoli do końca tej zapowiedzi. Pozostała nam jeszcze oprawa, a ta niewątpliwie stoi na wysokim poziomie, choć znając możliwości najnowszych konsol, mogłaby być na jeszcze wyższym. No, ale nie można mieć wszystkiego. Najważniejsze jest to, że naprawdę czuć prędkość, z jaką się poruszamy; zachwycają latające w powietrzu elementy otoczenia czy ogromne wybuchy towarzyszące większym kraksom. Szkoda, że nie mieliśmy okazji posłuchać przynajmniej kilku kawałków z soundtracka. Pomimo braku tego elementu jestem spokojny, ponieważ znając poprzednie części Burnouta mogę być pewny szybkiej i elektryzującej muzyki, zachęcającej do agresywnej i szybkiej jazdy.

Nie ma co tu dużo podsumowywać. Ot, kolejna niezła gra, na którą będą czekać rzesze fanów. Co prawa EA jak dotąd była skąpa w informacjach prezentowanych na targach, ale to i tak nie przeszkadzało tłumom ludzi oblegającym to stoisko. Niewątpliwie będzie to murowany hit zimy. Ja już zacieram ręce. A Ty?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA