REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

„Carol i koniec świata”: nie widziałem jeszcze tak dołującego serialu. Bardzo się cieszę, że nie obejrzałem go wcześniej

Co byście zrobili, gdyby okazało się, że koniec świata i zagłada ludzkości są już przesądzone? Na początku pewnie strach, panika, wyparcie i cała reszta czarnych momentów. A potem? Cóż, istnieje szansa, że żylibyście pełnią resztki życia. Tak przynajmniej portretuje świat na krawędzi animacja Netfliksa „Carol i koniec świata”.

03.02.2024
16:49
Carol i koniec świata: nie widziałem jeszcze tak dołującego serialu. Bardzo się cieszę, że nie obejrzałem go wcześniej
REKLAMA

Animacja „Carol i koniec świata” na Netfliksa trafiła w ostatnich tygodniach zeszłego roku, jakby przypominając, że kalendarzowe zamknięcie 12 miesięcy jest symboliczne, ale też niebezpieczne. Przypomina bowiem o końcu. Końcu symbolicznym, ale również ostatecznym. Nie bez powodu te umowne przecież zmiany daty witamy z niepokojem podsycanym bulwarowymi plotkami o kończących się kalendarzach wymarłych kultur.

„Carol i koniec świata” traktuje jednak koniec świata bardzo poważnie, choć inaczej niż przyzwyczaiło nas do tego kino akcji. W tym wypadku zagłada gatunku ludzkiego jest nieunikniona, pewna. Wielka asteroida leci w kierunku Ziemi i nawet Bruce Willis nic nie pomoże. W serialu Netfliksa mało kto panikuje, a światowe społeczeństwo pogodziło się z tym, że znana jest im data końca wszystkiego. W tej sytuacji świat pogrąża się w hedonizmie, orgiach, pijaństwie, imprezowaniu i najróżniejszych uciechach ciała i ducha. Ziemia zmienia się w jedną wielką imprezę, bo każdy chce przed śmiercią zrobić rzeczy, które odkładał na później, a przez to, że nie czekają ich żadne konsekwencje – puszczają wszystkie hamulce. Wszyscy żyją pełnią życia. Wszyscy, poza Carol.

REKLAMA

 „Carol i koniec świata” – recenzja

Carol i koniec świata - recenzja
REKLAMA

Tytułowa bohaterka zupełnie nie pasuje do opisanego wyżej obrazka. Jest powolna, smutna i w ogóle nie widać w niej tej pasji do smakowania resztek życia. Gdy ściera się z otaczającym światem, widać jak na dłoni, że szuka czegoś innego, że nie dla niej rozkosze rozpadającego się świata. Tylko czego szuka? Cóż, to jedna z tajemnic tego serialu.

„Carol i koniec świata” od Dana Gutermana (docenionego między innymi za pracę przy serialu „Rick i Morty”) to animacja, która szuka cały czas odpowiedzi na pytania o sens życia. Kolejne „przygody” bohaterki każą zastanowić się nad tym, o co właściwie jej chodzi, czego poszukuje i czego pragnie. Narracja prowadzona jest niespiesznie, czasem serial rozłazi się, proponując nudnawe przerwy i kolejne długie obrazki, które widzieliśmy kilka razy. Sporo jest też niejasnych snów, podważających to, co widzimy na ekranie. Bywa ta produkcja bardzo oniryczna, co niekoniecznie musi być wadą – mnie jednak nie odpowiada.

Ogromne uznanie należy się wizualnej stronie tytułu. Piękna animacja sprawdza się, gdy trzeba pokazać ogrom świata i smutku. Jest jednak na tyle umowna, że te najbardziej orgiastyczne elementy nie rażą i nie szczują.

Serial jest wyjątkowo dołujący, bo nawet gdy Carol na chwilę odnajduje swoje nudne, ale stabilne miejsce, nawet gdy odnajduje chwilowy cel, to szybko okazuje się, że jej optymizm jest powierzchowny. Jeśli więc nie lubicie się smucić, nie włączajcie tego serialu. W przeciwny razie – bardzo polecam.

„Carol i koniec świata” dostępny jest w serwisie Netflix.

Czytaj więcej o Netfliksie w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA