Ostatnimi czasy (jeśli tak można nazwać okres roku, dwóch lat) mamy możliwość zaobserwowania wzmożonej dyskusji czy raczej konfliktu, wokół kwestii gier casual. Wszystkie obawy dotychczasowych graczy można zawrzeć wręcz w jednym pytaniu: czy produkcje casual spowodują spsienie rynku?
Moja odpowiedź brzmi negatywnie, choć kwestia jest bardzo złożona. Dyskusję na ten temat rozpocznę od rozbudowanego "Moim Zdaniem" do artykułu Cmq z poprzedniego miesiąca, niosącego tytuł "Nextgeny w 2008". A więc zacznijmy.
"Mimo iż dotychczas Nintendo preferowało klasyczne podejście, ich Wii zapowiadane było jako Rewolucja."
Nintendo zawsze stawiało na trochę inny nurt niż reszta rynku. Doskonale pamiętam zarzuty wobec N64 czy GameCube, że są to konsole z przewagą infantylnych produkcji nad tymi "poważniejszymi". Dodatkowo, N64 także stanowiło w owym czasie pewną "rewolucję", głównie dzięki gałce analogowej i mocy konsoli (znacznie większej od PSX), a także takim produkcjom jak pierwsza platformówka w pełnym 3D, Super Mario 64. Faktem jednak jest, że wielkie N postanowiło w ostatnim czasie jeszcze bardziej odbić w stronę produkcji niekonwencjonalnych. Było to zresztą jedyne rozsądne wyjście, zważywszy na marną sprzedaż GameCube (klasycznej konsoli) i zapowiedź wejścia silnej marki Playstation na rynek handheldów. N postawiło w takiej sytuacji na Nintendo Dual Screen i Wii, co jak widać z perspektywy czasu, opłaciło się
"Niestety, z tego co zauważyłem promocji się nie udało i zamiast rewolucji otrzymaliśmy marną ewolucję"
Dyskutowałbym z tą tezą i to mocno. Jeśli bowiem Wii to marna ewolucja, to jak nazwać PS3 i Xbox 360? Chyba jedynie staniem w miejscu. Oczywiście tutaj wchodzimy na pole wartościowania postępu w danych dziedzinach. Xbox 360 to duży postęp w technologii i opcjach sieciowych (a propos usług sieciowych, Xbox Live Arcade jest jak sądzę jednym z największych serwisów oferującym płatnie gry casual), Wii łączy stosunkowo niewielką wydajność z niespotykanym na taką skalę oraz w takim wymiarze sterowaniem (Wiilot, Wiifit) i kilkoma ciekawymi rozwiązaniami internetowymi, natomiast PS3 ogromnym skokiem technologiczny wspiera półśrodkami rozwiązań konkurencyjnych (czujnik ruchu w Sixaxis, Playstation Network, Playstation Home). Choć wiem, że takie przedstawienie nextgenów może wydać się kontrowersyjne (szczególnie w przypadku PS3 i półśrodków), to jednak ja tak mniej więcej widzę obecne konsole. I znacznie wyżej stawiam w pojęciu rewolucji czy ewolucji zmianę dotychczasowego spojrzenia na gry i ich grywalność Wii niż graficzny postęp wspierany fajerwerkami i rozwiązaniami znanymi i masowo stosowanymi na PC od lat (PS3 i Xbox 360).
Zdaję sobie jednak sprawę, że podział techniczny może okazać się bezużyteczny, skoro najważniejszą częścią konsoli są gry na nią. Toteż dyskusje o faktycznej, namacalnej zmianie toczyć można jedynie przeglądając czołowe pozycje na dane konsole. I sądzę, że Wii także na tym polu wywołało rewolucję.
"Szczerze mówiąc nie rozumiem tej obecnej mody na casual gaming(...)"
Moda kojarzy mi się z jakimś nowym, krótkotrwałym i dość kontrowersyjnym zjawiskiem. I choć ten ostatni przymiotnik pasuje, to pierwsze dwa na pewno nie. Owszem, zjawisko to zyskało nazwę "casual" stosunkowo niedawno, jednakże towarzyszy rynkowi od samego początku, ba, to właśnie pozycje z tego kręgu były początkiem gier! Bowiem jak inaczej niż grą casual, nazwać "Pong"? Jak wcześniejsze produkcje eksperymentalne na "szafach", tak i część późniejszych zaliczała się do casuali. Towarzyszyły rynkowi przez cały czas, raz to nabierając na sile (Tetris), a raz słabnąc, będąc wypierane przez profesjonalne produkcje. Dzisiejszy stan nie nazwałbym modą na casual, a raczej stanem równowagi, zajęciem przez produkcje amatorskie, niskobudżetowe, może i proste, ale za to grywalne, należnego im miejsca na rynku. A na pytanie czemu są tak popularne jest bardzo prosta odpowiedź: bo zapewniają rozrywkę i wciągają.
(...) - próby udowodnienia, że gracze nie są geekami siedzącymi wiecznie przy swoich maszynkach."
Nigdy nie odbierałem casual jako próby udowodnienia czegokolwiek. Szczególnie, że same pozycje nie są skierowane siłą rzeczy głównie do graczy. Są to produkcje, które mają przyciągnąć tzw. masy, ale w tym przypadku masy w pozytywnym znaczeniu tego słowa, poczynając od "gospodyń domowych", na poważnych biznesmenach i pracownikach korporacyjnych kończąc, osób, które nawet nie liznęły dotąd tematu gier video. Casual są grami, które mają przyciągnąć każdego i dla każdego być atrakcyjne i siłą rzeczy nie mogą być identyfikowane i wpływać na główny nurt rynku gier.
"Wyniki są wręcz odwrotne, Nintendo dzięki swoim koszmarnym reklamom tworzy jeszcze gorszą opinię graczom..."
Te twierdzenie mnie poraziło. I kompletnie nie wiem jakie są jego powody. Dla mnie pokazanie na reklamie uśmiechniętej rodziny, włączając w to starsze pokolenie, które razem macha Wiipilotem w żaden sposób nie ubliża rynkowi gier, a co najwyżej agencji reklamowej.
"Mimo to panuje także moda na mianowanie się graczem, gdy posiada się marne Wii i kilka prostych gier, nawet ja jestem teraz "pro gamerem"."
Graczem jest z definicji każdy kto gra. Natomiast wątpię, by mężczyzna koło 30 czy 40, kupujący Wii dla siebie i swojej rodziny, chciał za wszelką cenę zostać uznany jako "pro gamer", bo i po co? Po to, by być uznany za kilku nastolatków "za godnego do gry z nimi" zaś przez resztę obwołany "n00bem", bo zalazł im za skórę? Czy gracze tego chcą czy nie, takie postrzeganie "profesjonalizmu" (tzn. przez pryzmat posiadanej konsoli, czy gier) bardziej zakrawa na dziecinadę (nie uwłaczając dzieciom) niż poważny wymiernik. Choć nie powiem, podoba mi się czasem obserwowanie konfliktów między "n00bami", a "pr0", czy też kłótnie, gdzie wszyscy nazywają się "dziećmi neostrady", są to bowiem bardzo zabawne, choć z gruntu przykre zjawiska. Zdziwiony byłem ostatnio przy zakładaniu konta na Windows (Xbox) Live! podziałem na profesjonalistów, czy podziemie (!) i w efekcie wybrałem grupą rekreacyjną. Choć wiem, że teraz jestem wykluczony z gry z "profesjonalistami" :(.
"Casual gaming ostatnio panuje, co irytuje wiele osób, w tym moją osobę."
Trudno mówić o panowaniu, skoro nadal największe sukcesy odnoszą produkcje takie jak Call of Duty 4 czy Halo 3. Dysproporcja przychodów ze sprzedaży tytułów profesjonalnych a tytułów casualowych jest nadal ogromna, zapewne zdecydowania większa od dysproporcji kosztów produkcji między tymi grami.
"Wiąże się to z mniej regularnym wydawaniem profesjonalnych gier - strategii, przygodówek czy choćby szybkich gier akcji, których ostatnio coraz mniej."
Argument o wymieraniu pewnych gatunków, coraz mniejszej ilości produkcji dobrych i ciekawych, wraca co rusz jak bumerang. I zawsze coś innego stoi za takim stanem rzeczy. Raz jest to postęp technologiczny, innym razem powszechna komercja, a teraz, jak widzę, gry casual. Tylko, że ja nie zauważam tej katastrofalnej sytuacji. W przeciągu ostatniego roku premierę miały takie cRPG jak Mass Effect, Wiedźmin, czy NwN2: Maska Zdrajcy, strategie też nie mogą narzekać na brak tytułów, czy to ambitnych, czy typowych, co starałem się ukazać miesiąc temu w przeglądzie gier strategicznych. Gry akcji jest coraz mniej? Jakby ze złośliwości rok temu mieliśmy okazję podziwiać Bioshock, Call of Duty 4 czy Crysis. Przyszły rok też ciekawie się prezentuje, a powodu jego mniejszej obfitości szukałbym raczej w długości produkcji, niż casual. Teza dla mnie jest więc kompletnie do kosza.
Wracając do przyszłości Wii - mam nadzieję, że obecna moda szybko minie i - będąc chamski - życzę konsolce Nintendo szybkiej śmierci.
A ja jeszcze większego sukcesu. Wii nie stanowi bezpośredniej konkurencji dla innych nextgenów (jest wręcz dodatkiem do nich), głównie dlatego, bo odwołuje się do innych grup, zazwyczaj niezwiązanych dotąd z grami. Tym samym sukces Nintendo oznacza jeszcze więcej grających osób. I wystarczy, by tylko część zainteresowała się po pewnym czasie grami profesjonalnymi, by wydatnie zwiększyć rynek i w efekcie jego atrakcyjność.