REKLAMA

Czy Chandler poszedł naprzód w pierwszym sezonie "Go On"?

Kariera przyjaciół po "Przyjaciołach" nie była aż tak spektakularna jak mogło się wydawać. Nie zrozumcie mnie źle, miliony aktorów oddałoby wszystko, by znaleźć się na ich miejscu, ale swego czasu ci ludzie byli przecież na językach wszystkich. Swoje własne seriale dostali między innymi Matt LeBlanc (i to dwa, w tym marnego Joeya), Courtney Cox i Matthew Perry. Co ciekawe, wszystkie utrzymane w dość zbliżonej stylistyce. 

Czy Chandler poszedł naprzód w pierwszym sezonie „Go On”?
REKLAMA
REKLAMA

Go On szczególnie mocno przywodzi na myśl Cougar Town, w którym zresztą główne skrzypce gra żona serialowego Chandlera - Monica. Nie wiem czy taki był zamysł producentów, czy wyszło zupełnie przypadkiem, ale obie produkcje są do siebie bardzo podobne, jeśli weźmiemy pod uwagę stylistykę. Jest to o tyle dziwne, że obie produkcje robią zupełnie inne stacje i inni ludzie.

A jednak, obie cechuje też niezwykle ciepły, słodki klimat. Bohaterowie tych produkcji nie prezentują niemalże negatywnych uczuć. Udało jednak uniknąć się irytującego przesłodzenia. "Go On" to po prostu przyjemna, sielankowa historia, nasączona bardzo nienachalnym poczuciem humoru. Ale za to na poziomie. Po stokroć bardziej wolę takie rozwiązanie niż suchary fruwające pod sufitem wielu sitcomów, choć zapewniam też niestety, że "Go On" to nie jest serial dla osób, które szukają przede wszystkim rechotu. Jego podstawowa funkcja? Odprężenie.

Bo i sama fabuła nie jest porywająca. Ryan King, prezenter radiowy w okolicy czterdziestki, traci w wypadku samochodowym żonę i wyjątkowo kiepsko radzi sobie z tym faktem. Trafia w końcu do specjalnej grupy wsparcia, która na pierwszy rzut oka wydaje się solidnie szurnięta. W miarę rozwoju fabuły Ryan oczywiście integruje się z grupą, my poznajemy ich członków, pozytywnego świra każdego z nich, a perypetie mają dostarczać rozrywki.

Czy tak dzieje się w istocie? Nie wiadomo. Scenarzystom "Go On" bez wątpienia przyświecały dogmaty o złotym środku i umiarze. Postaci są zróżnicowane, ale nie przerysowane jak choćby w Community (które miało świetne półtora sezonu, a potem nie dało się już oglądać). W związku z czym trudno sobie przypomnieć jakieś konkretne odcinki czy sytuacje z serialu.

REKLAMA

To jest właśnie jego największy mankament. Nowy show Matthew Perry'ego przez cały sezon koił i uspokajał, nie zniesmaczał, nie rozczarowywał, ale też nie urywał... ekhm, głowy. Z wrażenia. To przyjemna produkcja, której grupą docelową są chyba mimo wszystko starsze panie, a w takiej sytuacji trudno mi przewidzieć, czy ma szanse zagościć na dłużej w katalogu wybitnych seriali.

Prócz amerykańskiej NBC, serial emituje i tłumaczy w Polsce stacja n.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA