REKLAMA

Cichociemni. Fabularną dywersją wprost do historii

Przykro się złożyło, że hasło "cichociemni" w latach Polski Ludowej utarło się jako niezbyt pochlebne. W słowniku mojej babci oznacza kombinatora, "elastycznego przedsiębiorcę". Dopiero stworzenie formacji GROM i nadanie jej imienia legendarnej grupy AK-owców przywróciło temu mianu należny szacunek. "Cichociemni. Elita polskiej dywersji" to kolejny element bardzo pozytywnej mody na zdobywanie wiedzy o naszych spadochroniarzach. Tym bardziej, że w Woblinku książka kosztuje dziś niecałą dychę.

Cichociemni. Fabularną dywersją wprost do historii
REKLAMA

Serial telewizyjny i liczne audycje uwolniły Cichociemnych z półek pasjonatów historii. Książka Kacpra Śledzińskiego, choć jest pozycją historyczną, stroni od podawania suchych faktów w akadmickiej formie. Formacja, która de facto formacją nie była, składała się z twardzieli z krwi i kości, choć próżno szukać tam bezmózgich maszyn do zabijania. Cichociemni byli zwykłymi ludźmi, którzy bali się o swoje życie, o życie swoich bliskich. Wolność ojczyzny była im bliższa niż komukolwiek - w końcu to za nią postawili swoje życie na szali. Nie żywili się jednak powietrzem, a i skądś trzeba było załatwić sobie elementy wyposażenia. Ten kolaż zwykłych ludzkich spraw i szczegółów operacyjnych wpływa na lekturę bardzo pozytywnie.

REKLAMA

"Cichociemni. Elita polskiej dywersji" nie zanudza datami, choć Śledzińskiemu nie udało się uniknąć kilku zgrzytów - całe szczęście nie merytorycznych. Dłużyzny polegają na zbyt szczegółowym wykładzie stosunków geopolitycznych, a także intensywnemu używaniu skrótów bez słowa wyjaśnienia. Cierpiący na sklerozę (jak ja) zmuszeni będą wyryć definicje na blachę lub popełnić niezbędne notatki.

REKLAMA

Historia polskich spadochroniarzy pochłania bez reszty, a jednak po odłożeniu książki odczułem gorycz tkwiącą gdzieś we mnie głęboko. Brytyjczycy dali nam jakieś podstawy, dzięki którym referat spadochronowy przy polskich siłach w Anglii mógł w ogóle powstać. Niesmak budzi fakt, jak cała ta historia się skończyła. Postanowienia w Jałcie, a potem represje komunistów na spadochroniarzach, którzy nie spoczywali na laurach i cały czas wspierali Armię Krajową.

"Cichociemni. Elita polskiej dywersji" to literatura faktu bez happy endu, ale porywająca nawet dla tych maturzystów, którym "nazwisko Hitler gdzieś się obiło o uszy". Oby docenili to, co opisał Śledziński.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA