REKLAMA

Crazy Frog Racer 2 - recenzja gry

O ile z recenzjami różnie bywa - w zapowiedziach jakieś 80 procent tytułów jawi się jako objawienie stulecia, gra, na którą czeka się latami, która, gdy wreszcie nadejdzie, zmiecie konkurencję jak reklamowane przez podupadłe gwiazdeczki i byłych uczestników reality-show odkurzacze w tele-zakupach Mango drobinki kurzu. Pozostałe 19 procent wygląda na, po prostu, porządne tytuły. Crazy Frog Racer 2 należy do tego jednego, zagubionego gdzieś na końcu stawki procenta.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Recenzję części pierwszej pisałem będąc w nastroju rozjechanego przez rower spaniela, który konając odkrył, że tak naprawdę jest buldogiem z rozdwojeniem osobowości. Nic dziwnego, bo tytuł był, delikatnie mówiąc, słaby (Ci co mnie znają wiedzą, że po oceny niższe niż 5/10 sięgam z rzadka, a "dwójki" nie dawałem od czasu, gdy polowaliśmy z Voltairem na mamuty). Skandaliczna oprawa, beznadziejny model jazdy, a do tego, o zgrozo, paskudna muzyka, a była to przecież gra oparta na sukcesie gwiazdy piosenki (?) - tak najkrócej można podsumować moje wrażenia (a jeśliby Wam było ciągle mało, to zapraszam do recenzji w 4 numerze Playbacku). Niestety, przynoszę złe wieści. Żabol wrócił. A wiadomo co się dzieje z posłańcami przynoszącymi tego typu nowiny…

REKLAMA

Do obleśnej bandy złożonej z szalonej krowy, tłuściutkiego murzyna, księżniczki-idiotki oraz kilku innych, równie "niezwykłych" indywiduów no i, rzecz jasna, samego Froga dołączy Evil General, Hawaiian oraz Robot Crazy Frog (jakby prawdziwego było za mało). Nie przymierzając - wygląda na to, że "programiści" (cudzysłów zamierzony) osiągnęli wyżyny swoich możliwości. W głowinie któregokolwiek półmózga wyklują się bardziej poronione sylwetki - ten powinien chyba zostać złotymi literami wpisany do księgi Guinessa.

Sama formuła rozgrywki nie ulegnie zmianie. To wciąż zręcznościowa ścigałka, w której przemierzając kręte, podniebne uliczki gromadzimy przedziwne znajżdżki i uprzykrzamy przeciwnikom życie najrozmaitszą, zebraną po drodze bronią. Tym razem możliwe będzie wykorzystanie toksycznych chmur, czy pozostawienie za sobą plam oleju. Spragnionych nowości informuję, że do trybu dla wielu graczy (na podzielonym ekranie, żeby była jasność) zostaną dołączone 4 nowe mapy. Wspaniale - kolejne, bliźniaczo podobne plansze, z których wypada się przy pierwszym, większym zakręcie - o tym marzyłem przez całe wakacje.

W jednej z "minigier" (choć to słowo użyte na wyrost, bo nasza ingerencja jest mocno ograniczona) jedynki możliwe było dopasowanie muzyki, w rytm której wesoło tańczył będzie Frog. Kłopot w tym, że do każdej piosenki żabka miała dokładnie taki sam układ ruchów. Nie mam pojęcia jak zostanie to rozwiązane w sequelu, ale w zapowiedziach autorzy przebąkują coś niecoś o specjalnych trybach do odblokowania nazwanych "Football Crazy Frog" i "Go Go Dance Crazy Frog" (dobrze, że nie "Let's Dance", bo Polsat i cytruska zapewne pozwaliby biednych programistów). Oby w tej materii panowie nie dali plamy. Bo, idę o głowę, całej reszty nawet Pudzian i Wróblowa, czy inny Superman nie uratują.

REKLAMA

Nie zabraknie znanych i lubianych… no, przynajmniej znanych przebojów, które będą przygrywać naszym pościgom (i starciom). Jeśli "Popcorn", "We are the champions" i "Axel F" porywają cię bez reszty - przynajmniej muzyka uprzyjemni ci kiepską rozgrywkę. Pytanie tylko - czy warto wydawać większe pieniądze na grę, której jedynym atutem jest nie-aż-tak-fatalna warstwa dźwiękowa?

O zmianie silnika, czy jakichś większych modyfikacjach już istniejącego, rzecz jasna, autorzy nie pisnęli ni słówka. W sumie nie dziwota. Crazy Frog Racer był pod każdym względem opóźniony i mierny. Sequel zapowiada się raczej na dodatek z cyklu "3 nowości na krzyż", a programiści po raz kolejny chcą chyba udowodnić, że dodając modyfikacje, które można policzyć na palcach jednej ręki można mówić już nie o "marnej grze", a "rokującej pewne nadzieje kontynuacji". A przy okazji wyciągnąć kilka dodatkowych dolarków do kieszeni, które, jak wiadomo, nigdy nie dość pełne. Nie wiem jak wy, ale ja tym razem naciągnąć się nie dam. Tymczasem wracam do kibicowania Kubicy. Mam nadzieję, że w kolejnym wyścigu Robert rozjedzie jakąś żabę…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA