REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Cyfrowe nowości muzyczne: Starzy znajomi z Francji wracają w dobrym stylu

Tym razem nie ma co narzekać na jakość nowych wydawnictw - jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nic, tylko słuchać!

29.04.2013
6:37
Cyfrowe nowości muzyczne: Starzy znajomi z Francji wracają w dobrym stylu
REKLAMA

Zaczynamy z grubej rury - do gry wracają bowiem panowie z Phoenix. Na następcę Wolfgang Amadeus Phoenix czekaliśmy 4 lata i taka długa przerwa sprawiła tylko, że oczekiwania odnośnie następcy tamtego przełomowego krążka urosły do kolosalnych rozmiarów. W końcu mieli tyle czasu, więc chyba można było wobec tego oczekiwać czegoś wyjątkowego, prawda? Ale Francuzi, jak to Francuzi*, zdali się w ogóle nie podejmować walki. Brankrupt! to krążek, który nie sprawia wrażenia, by miał w ogóle ambicję robienia za opus magnum zespołu, nie ma też na trackliście takich przyjaznych radiu singli jak 1901 czy Lisztomania - no, może poza wydanym wcześniej Entertainment. Cała para poszła w gwizdek? To nie do końca sprawiedliwe określenie, bowiem nowy album Phoenix w żadnym razie nie jest zbiorem piosenek słabych czy nijakich. Produkcja jest dopieszczona, Thomas Mars zdaje się być w świetnej formie wokalnej, utwory są zróżnicowane i widać jakiś pomysł stojący za każdym z nich, a przy tym cały album jest też spójny i wydaje się bardzo przemyślany. Z drugiej jednak strony, nie sądzę, by komuś przeszły po plecach ciarki podczas odsłuchu, nie będzie to też krążek, który zdefiniuje gitarowy pop, tak jak Wolfgang Amadeus Phoenix (tym bardziej, że zauważalnie mniej jest tu też wspomnianych gitar, a więcej syntezatorów). Od Phoenix można było wymagać czegoś więcej, jednak szczerze mówiąc, życzyłbym sobie więcej takich solidnych i dobrych kawałków muzyki w tym póki co mocno rozczarowującym pod tym względem roku.

REKLAMA

Odsłuchaj na: Spotify · Deezer · WiMP
Zakup na: iTunes
Posłuchaj radia Phoenix na tuba.fm

Phoenix już od jakiegoś czasu siedzą wygodnie w pierwszej lidze, natomiast jest wielu ciekawych wykonawców, którzy dopiero ubiegają się o miejsca w czołówkach rankingów popularności. Jednym z nich jest Born Ruffians, którzy pewnie są znajomi fanom alternatywnych brzmień, głównie za sprawa singla Hummingbird, pochodzącego z ich debiutanckiego albumu Red, Yellow & Blue. Potem wydali jeszcze jeden krążek, Say It, ale zebrał dosyć słabe recenzje i słuch o nich przepadł na 3 długie lata. To nie powinno powtórzyć się przy okazji Birthmarks, zdecydowanie najlepszego i najbardziej dopracowanego krążka, jaki udało się Ruffians do tej pory nagrać. Widać, że panowie spędzili trochę czasu na słuchaniu tego, co aktualnie nadaje ton alternatywnemu popowi, nie umykając jednak przy tym z właściwych sobie folkowych rejonów. With Her Shadow przywodzi trochę na myśl Vampire Weekend, Needle brzmi jak rzecz podkradziona Fleet Foxes, tu i ówdzie przypominał się też Yeasayer czy Mumford & Sons, ale to tylko luźne skojarzenia, bowiem dzięki wokalowi Luke’a LaLonde, trudno pomylić Burn Ruffians z jakimkolwiek innym zespołem. Wreszcie poszczególne utwory nie brzmią płasko, jak napisane na kolanie szkice prawdziwych kompozycji, a o wiele większy nacisk położono na rozmaite smaczki produkcyjne i urozmaicenie utworów bogatym instrumentarium. Birthmarks nie nuży, choć jest to zasadniczo dosyć melancholijna i spokojna płyta, a w dobie popularności około-folkowych indierockowców w stylu The Lumineers czy Of Monsters and Men, jawi jako rzecz bardzo świeża i oryginalna. Ci, którzy już zdążyli na tym zespole postawić krzyżyk, będą musieli swój pogląd zrewidować.

Odsłuchaj na: Spotify · Deezer · WiMP
Zakup na: iTunes
Posłuchaj radia Born Ruffians na tuba.fm

Jeśli już jesteśmy przy takich retro-folkowych klimatach, nie mogę sobie odmówić zarekomendowania jednego z tych wykonawców, którzy są vintage tak bardzo, jak tylko się da. Kitty, Daisy & Lewis grają rock and rolla rodem z lat 50-tych czy 60-tych i nie jest to żadne pozoranctwo w stylu wygłupów Willy’ego Moona - oni naprawdę czują tę muzykę i świetnie się w tym klimacie odnajdują. Niebawem pojawi się kolejny już album w ich dorobku, ale wcześniej do rodzeństwa zgłosił się producent czipsów Walkers, prosząc o nagranie coveru utworu I’ve Been Everywhere Johnny’ego Casha, by użyć go w swojej reklamie. I trudno było o lepszy wybór, chyba nikt nie byłby w stanie zrobić tego lepiej. Nóżka sama tupie do rytmu, ręce składają się do klaskania - świetny cover, co tu więcej dodawać. Zespół pochwalił się przy okazji, że to pierwszy utwór nagrany za pomocą staroświeckiego magnetofonu Ampex, jaki sprowadzony został specjalnie ze Stanów. Vintage pełną parą.

Odsłuchaj na: Spotify · Deezer · WiMP
Zakup na: iTunes
Posłuchaj radia Kitty, Daisy & Lewis na tuba.fm

No to jak już przy muzyce z reklam jesteśmy, ostatnią propozycją na dziś będzie utwór użyty dla odmiany w reklamie Samsung Smart Camera - Sail Into The Sun autorstwa Gentlemen Hall. Zespół ten dopiero puka do bram wielkiej kariery i mając na koncie jedynie EP-kę, powoli przymierza się do wydania długogrającego krążka. Oby się pospieszyli, bo takie letnie, optymistyczne granie jakie zaprezentowali w tym kawałku to idealny wręcz podkład dla wakacyjnego lenistwa i trudno mi sobie wyobrazić lepszy okres na słuchanie takiej muzyki niż właśnie słoneczne dni, z którymi te słodkie dźwięki będą się idealnie komponować.

Odsłuchaj na: Spotify · Deezer
Zakup na: iTunes

REKLAMA

I to tyle na dziś - i aż miło było wreszcie rekomendować naprawdę udane albumy i dwa ciekawe single. Nie da się jednak ukryć, że nie są to rzeczy, które wbiją kogokolwiek w fotel czy wywołają jakieś gwałtowniejsze reakcje - tym niemniej plus takich bezpiecznych i solidnych wydawnictw jest taki, że na pewno tez nikogo nie rozczarują.

*to oczywiście jedynie obraźliwy i nieprawdziwy stereotyp wobec narodu, który dał nam przecież Louisa de Funès, Asteriksa i Daft Punk.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA