Czerwiec co prawda minął i jest coraz większym wspomnieniem, ale warto się do niego cofnąć jeszcze na chwilę - choćby po to, żeby omówić kilka najciekawszych płyt, które ukazały się w tym właśnie miesiącu. Biorę je dla Was pod lupę poniżej. Zapraszam.
Clean Bandit "New Eyes"
"New Eyes" to debiutancki album grupy Clean Bandit - kwartetu z Cambridge w Anglii. Ta płyta to mieszanka muzyki klubowej, popu, oraz muzyki klasycznej. Możemy tutaj usłyszeć fragmenty kompozycji Szostakowicza czy Mozarta, umiejętnie wplecione w dudniące bity rodem z 2014 roku. Mimo wszystko, ton całemu albumowi nadaje intro, w którym głos z offu mówi "Wydaje Ci się, że muzyka taneczna jest wtórna? Cóż… Jest ona wtórna". To jak złowieszcze fatum, bo po kilkunastu utworach okazuje się, że kawałki z "New Eyes", choć niby niezłe, zlewają się w monolityczną całość.
50 Cent "Animal Ambition: Desire To Win"
50 Cent, mogłoby się wydawać, przepadł na dobre - przynajmniej w hiphopie, i zdecydował się na karierę sprzedającego słuchawki biznesmena. Okazuje się jednak, że legendarny autor takich klasyków, jak "In Da Club" czy "21 Questions", zdecydował się powrócić. Jako raper. Jego nowa płyta to jednak dość mocno chaotyczny misz-masz, w którym na próżno szukać jakiejkolwiek spójności i logiki. Bity brzmią nieźle, ale 50 jakby dostał lekkiej zadyszki. To ciekawa płyta, ale projektowi jakby brakowało świeżości, spontaniczności i dynamiki, znanej z poprzednich płyt. Może nadchodzące G-Unit - też ostatnio reaktywowane - przypieczętuje dawną pozycję Fiddy'ego?
Lana Del Rey "Ultraviolence"
Tajemnicza wokalistka powraca z solidną porcją nowych utworów. Znakomity album, z którym koniecznie trzeba się zapoznać. To, po prostu, rewelacyjna muzyka - wybitnie sprawdzająca się na lato, swoją gęstością i charakterystycznym mistycyzmem idealnie komponująca się ze słoneczną pogodą za oknem. Każdy, kto miał wcześniej do czynienia z tą Amerykanką, wie, czego można się po niej spodziewać. Nie inaczej jest i tym razem - płyta to absolutny majstersztyk, do którego z przyjemnością wraca się i po wielu odsłuchaniach - samo to, jakby nie było, wyróźnia tę płytę na tle wielu innych, które wydawane są w ostatnich miesiącach.
Jennifer Lopez "A.K.A."
Jennifer Lopez wydaje się być znów na fali. Jakiś czas temu zrezygnowała z jurorowania w amerykańskiej wersji "Idola" (gdzie trafiła jako nieco już przebrzmiała gwiazdka, co do której wszyscy zaczęli mieć spore wątpliwości, czy jeszcze kiedykolwiek wróci na szczyt czegokolwiek - poza zestawieniami "najbardziej spektakularnych upadków". Wszyscy, ktorzy wieścili jej koniec dostali jednak niezłą fangę w nos: na płycie jest 10 znakomitych, świeżych kawałków, w tym featuringi z Pitbullem (a jakże), French Montaną, Iggy Azaleą oraz Rick Rossem. Sytuacja jak w 2001 roku, za czasów "I'm Real"… niemal. J. Lo wciąż liczy się w grze mainstreamowego hip-hopu i R'n'B.
Linkin Park "The Hunting Party"
Całkiem przyzwoita płyta (o dziwo). Linkin Park zdobyli popularność niemal półtorej dekady temu, wznosząc się na fali crossoveru, zwanego też rap-rockiem, rap-metalem, i pod paroma innymi nazwami. Trend ten nie przetrwał jednak próby czasu, i większość zespołów uprawiających tenże gatunek wpadła w otchłań niebytu (Limp Bizkit, Crazy Town, Fort Minor, Methods Of Mayhem, wiele innych). Chłopaki z Linkin Park jednak ewoluowały, i w sumie wyszło im to na dobre. Na płycie znajdziemy featuringi z Rakimem, Daronem Malakianem z System Of A Down, czy Tomem Morello z Rage Against The Machine. To dobry album, z odświeżonym brzmieniem Linkin Park.