REKLAMA

"Czerwony pająk" to ciekawy, ale nie do końca udany eksperyment filmowy. Recenzja sPlay

Na wstępie muszę się wam do czegoś przyznać - wybierając się na "Czerwonego pająka, spodziewałem się zupełnie innego filmu od tego, jaki zobaczyłem. Zwiódł mnie zwiastun,  zapowiadający - przynajmniej w moim odczuciu - pełne akcji kino gatunkowe. Podczas seansu szybko jednak okazuje się, że to widowisko zupełnie innego rodzaju, w intrygujący sposób eksperymentujący z konwencją thrillera. 

Czerwony pająk to ciekawy, ale nie do końca udany eksperyment filmowy. Recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Jeśli spodziewacie się po "Czerwonym pająku" zabójczego tempa, pościgu za mordercą, albo chociaż pojedynku organów ścigania z przestępcą czy relacji z prowadzonego śledztwa, to możecie być rozczarowani - w debiutanckim filmie Marcina Koszałki nie ma żadnej z tych rzeczy. Narracja jest tu raczej powolna, ujęcia długie, może wręcz przeciągnięte, a fabuła skupiona na psychologii bohaterów i ich relacjach z otoczeniem.

Historia "Czerwonego pająka" zbudowana jest wokół postaci Karola Kremera, nastolatka z dobrego domu, osiągającego spore sukcesy w sporcie, przed którym rysuje się świetlana przyszłość - wkrótce ma zdawać egzaminy na medycynę, a dzięki znajomościom ojca, lekarza, ich wynik wydaje się przesądzony. Pewnego dnia Karol przypadkowo odnajduje zwłoki młodego chłopca, kolejnej ofiary seryjnego mordercy grasującego w Krakowie. Zabójca staje się obsesją Kremera.

Nastolatek za wszelką cenę chce go odnaleźć i zidentyfikować, nieświadom, że ujawni to najmroczniejsze zakamarki jego duszy.

Scenariusz "Czerwonego pająka" inspirowany jest historiami dwóch zbrodniarzy, działających w Krakowie w latach sześćdziesiątych - Karola Kota i Lucjana Staniaka, noszącego pseudonim Czerwony pająk. Kot został skazany na karę śmierci za zabójstwo dwóch osób i usiłowanie uśmiercenia dziesięciu, z kolei Staniak przyznał się do zamordowania wielu ofiar, jednak brakuje dowodów, które jednoznacznie potwierdzałyby, że taka postać w ogóle istniała.

czerwony pająk 2

"Czerwony pająk" nie jest jednak próbą stworzenia filmowej biografii Kota czy Staniaka, a obrazem, który jawić się może jako psychologizujący, głęboki portret psychopatii, zaburzeń osobowości, wpływu otoczenia na nasze decyzje, opowiedziany przez pryzmat dwóch intrygujących bohaterów. Koszałka porusza w nim kwestie, które na swój sposób fascynują chyba każdego - co popycha kogoś do dokonania zbrodni, skąd się biorą mordercy, co tkwi w ich umysłach, co nimi kieruje? Jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by zaspokoić swoją ciekawość i żądze? Wreszcie - jak rodzi się zło?

Pytań jest tu wiele, odpowiedzi, przynajmniej tych udzielonych wprost, praktycznie brak.

"Czerwony pająk" jest dziełem w wielu miejscach niedopowiedzianym, pozostawiającym sporo miejsca na różne interpretacje. Imponują wykorzystane przez twórców i aktorów środki wyrazu - oszczędne, zagrane na subtelną nutę, doskonale budujące nastrój tej opowieści. Zarówno scenografia, jak i zdjęcia - przede wszystkim zdjęcia! - Krakowa lat sześćdziesiątych to mistrzostwo świata. To poziom, który swobodnie może konkurować z Hollywood, a nawet wyjść z tego starcia zwycięsko. Nawet tegoroczny "System (Child 44)" z pięćdziesięciomilionowym budżetem wypada pod tym względem gorzej od dzieła Koszałki.

czerwony pająk

Niestety, "Czerwony pająk" momentami bywa nudny, a ciąg zdarzeń - nielogiczny lub trudny do zrozumienia. Zasadniczo niewiele - pod kątem akcji - się tu dzieje, ale nie jest to wada sensu stritco. Największą bolączką nie jest tu wcale scenariusz. Jako obraz mający na celu próbę uchwycenia zwichrowanej psychiki, wypada całkiem dobrze. Problemem jest jednak fakt, że pomimo trudnego i ambitnego tematu, ten film w ogóle nie zostaje w widzu, nie uwiera, nie niepokoi.

REKLAMA
czerwony pająk 2015

Coś tu zwyczajnie nie zagrało i szczerze mówiąc - trudno mi stwierdzić co. Na pozór wszystko się zgadza: gęsta atmosfera, brawurowe role Woronowicza i Pławiaka, fantastyczne ujęcia. Ale chwilę po seansie, "Czerwony pająk" po prostu wyparował mi z głowy. Brakowało mi w nim dramaturgii i emocji. Mimo to, warto film Koszałki obejrzeć - być może tylko dla mnie był on nieco zbyt subtelny.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA