Disney coraz częściej udowadnia, że prawa do Gwiezdnych Wojen znajdują się w odpowiednich rękach. Już seria komiksów „Star Wars” zrobiła na mnie zaskakująco dobre wrażenie. „Darth Vder” po prostu nie ma sobie równych. To obowiązkowy zbiór ilustrowanych opowieści dla każdego fana spuścizny Lucasa, który odlicza kolejne dni do premiery filmu „The Force Awakens”.
Na ten moment Marvel wydaje trzy serie komiksów w świecie Gwiezdnych Wojen. „Star Wars” tworzy nowy kanon historii, opowiadając o przygodach Rebeliantów po zniszczeniu pierwszej gwiazdy śmierci. „Princess Leia” to skierowana do żeńskiej klienteli opowieść o silnych kobietach walczących z Imperium. „Darth Vader” jest z kolei nieco mroczniejszą i bardziej poważną serią, która szczególnie przypadła mi do gustu.
W końcu kto nie uwielbia ikony Gwiezdnych Wojen i jednej z najbardziej kultowych postaci w historii kina.
Komiksy „Darth Vader” są w całości poświęcone mrocznemu Lordowi Sith. Zakuty z zbroję podtrzymującą życie Anakin Skywalker jest głównym bohaterem zeszytów, chociaż wyraz „bohater” pasuje tutaj jak pieść do nosa. Vader to rasowy szwarccharakter. Nie stroni od bezsensownej przemocy, napadów agresji oraz przedmiotowego traktowania wszystkich dookoła siebie. Mimo tego perspektywa podążania śladami „The Enforcera” całego Imperium jest niezwykle kusząca.
Komiksy „Darth Vader” mają miejsce zaraz po wybuchu pierwszej gwiazdy śmierci w filmie „Nowa Nadzieja”. Lord Sith ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za zniszczenie bojowej placówki Imperium. Vader zostaje zdegradowany do osoby podlegającej jednemu z moffów. Jak łatwo się domyślić, żądny władzy Anakin chce ponownie wkupić się w łaski Imperatora.
Co niezwykle ciekawe, Vader prowadzi jednocześnie własną, tajną rozgrywkę. Lord Sith robi wiele, aby odkryć kim jest Luke Skywalker. Po śmierci Obi-Wana Anakin chce trenować swojego potomka, chociaż wciąż nie jest świadom jego pochodzenia. Aby dotrzeć do własnego syna, Vader korzysta z usług legendarnego łowcy głów Boby Fetta oraz wielu nowych, ale naprawdę ciekawych postaci wprowadzonych do uniwersum przez Marvel.
„Darth Vader” urzekł mnie licznymi odwołaniami do przeszłości Lorda Sith, jeszcze jako rycerza Jedi.
Obraz przedstawiający pracę Vadera nad jednym z robotów protokolarnych jest wręcz urzekający. Nawiązania do nowej trylogii biją z kart ilustrowanych powieści i bez problemów wychwyci je każdy fan Gwiezdnych Wojen. Nie myślcie jednak, że wspomnienia dawnych lat ocieplą serce Vadera. Lord Sith to w dalszym ciągu postać brutalna i bezwzględna. Może nawet bardziej niż w kultowych filmach.
W opozycji do przeszłości antagonisty stoją zupełnie nowe postacie. Wzorowana na Indianie Jonesie doktor Aphra jest ich najwyraźniejszą przedstawicielką. Specjalistka w kradzieży i robotyce posiada własny charakter i jest czymś znacznie więcej niż tylko „zapchajdziurą” w rozległym, zróżnicowanym uniwersum. Cieszy mnie to o tyle, że stara trylogia nigdy nie słynęła z ciekawych postaci pobocznych. Poza pilotem Widge Antillesem nie pamiętam absolutnie nikogo, kto wydałby się ciekawy.
W „Darth Vader” podoba mi się również kreska. Ta stoi na naprawdę wysokim poziomie.
W przeciwieństwie do komiksu „Star Wars” od Marvela, w „Darth Vader” mroczny Lord Sith jest rysowany naprawdę dobrze. Jego hełm nie posiada dziwnych zniekształceń, natomiast sylwetka jest jednocześnie majestatyczna oraz ciężka i masywna. Salvador Larroca ucieka się do prostych sztuczek takich jak peleryna powiewająca na całą szerokość kadru, lecz nie sposób odmówić producentom efektowności.
Główny (anty)bohater przyciąga do kart ilustrowanej powieści. Kreska nie odrzuca, natomiast scenariusz zachęca do czekania na kolejne zeszyty. Zupełnie nowe postaci w uniwersum Gwiezdnych Wojen są wiarygodne, natomiast starsi miłośnicy serii co chwila dostają ciekawe nawiązania do filmów kinowych. „Darth Vader” to naprawdę dobra seria komiksów, w pełni warta swojej ceny. Jeżeli jesteście zainteresowani, ilustrowaną serię przeczytacie za pomocą aplikacji Marvel Comics.