REKLAMA

Twórcy DC's Legends of Tomorrow dają wiele powodów do śmiechu, a najbardziej nabijają się z samych siebie

DC's Legends of Tomorrow wróciło po świątecznej przerwie i to w jakim stylu! Ze wszystkich serii o superbohaterach stacji CW to chyba najbardziej geekowa produkcja, a ostatni epizod Raiders of the Lost Art to ukłon wobec ojca współczesnego kina rozrywkowego: George'a Lucasa. Brzmi jak materiał na serialową katastrofę? Wręcz przeciwnie!

DC's Legends of Tomorrow
REKLAMA
REKLAMA

Stacja CW emituje jednocześnie aż cztery produkcje o superbohaterach, które w dodatku się co jakiś czas przeplatają. Najstarszy z nich, czyli Arrow, jest najmroczniejszy i najpoważniejszy. W The Flash jest ciut więcej humoru, a Supergirl zaskakuje momentami swoją niewinnością i naiwnością.

 class="wp-image-78988"

DC's Legends of Tomorrow za to cały czas śmieje się sam z siebie.

To ewidentnie serial robiony przez geeków dla geeków. Jako produkcja, którą bierze się w pełni na serio, nie obroniłby się pod żadnym względem - ale nawet nie próbuje. Już w wejściówce każąc nazywać członków drużyny nie bohaterami, a legendami.

DC's Legends of Tomorrow to bardzo luźny serial balansuacy na granicy kiczu autoparodii - wymagający w dodatku od widzów ogromnego zawieszenia niewiary. Ma jednak do siebie na tyle duży dystans, że seans kolejnych epizodów nie wywołuje zażenowania.

Jeśli patrzeć na ten serial jak na adaptację mało poważnego komiksu to... sprawdza się ona bardzo dobrze!

Ma fajnych i różnorodnych bohaterów. Nie skupia się na jednym herosie, a całej drużynie charyzmatycznych postaci, które zdążyłem już polubić. Ich interakcje bywają momentami napisane bardzo dobrze lub... są przerysowane do granic możliwości i to na tyle, że od razu widać, że było to celowy zabieg.

 class="wp-image-78989"

Raiders of the Lost Art wywołało na mojej twarzy wiele uśmiechów. Z jednej strony mamy Micka, który powarkiwaniem wymusza na Grayu operację na otwartej czaszce w środku misji, a z drugiej dwóch nerdów tracących swoje moce tylko dlatego, że pewien student filmówki został sprzedawcą roku.

Wrócił też Rip Hunter!

Całe Arrowverse żongluje bohaterami, dzięki czemu cały czas możemy oglądać fenomenalnych aktorów w akcji. Nawet jeśli któremuś bohaterowi się zemrze, to (jeśli kontrakt aktora nie wygasł) zaraz zostanie przywrócony do życia za pomocą deus ex machiny lub pojawi się jego wersja z alternatywnego uniwersum.

To takie typowe dla komiksów: bohaterowie nie mogą pozostać zbyt długo martwi, a jeśli ktoś zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach to wreszcie się odnajdzie - to prawda stara jak świat. To dzięki temu wrócił Rip Hunter, ale... to już nie jest dobrze nam znany kapitan Waveridera.

To tutaj na scenę wchodzi George Lucas.

W finale ostatniego odcinka widzieliśmy Ripa kręcącego film o samym sobie. Dziewiąty epizod DC's Legends of Tomorrow pokazuje nam nowe oblicze tego bohatera. To oczywiście może zwiastować powrót Ripa do roli kapitana, ale jak na razie jest kolegą George'a Lucasa.

Nie będzie nawet spoilerem, gdy napiszę, że nasza ekipa wyrzutków legend znów zamieszała w historii wchodząc na drogę George'a Lucasa. Ten odcinek DC's Legends of Tomorrow to prawdziwy hołd dla tego reżysera i jego dokonań, a fani Star Wars i Indiany Jonesa co i rusz będą wyłapywać easter-eggi.

No i ci złoczyńcy!

DC's Legends of Tomorrow to serial o podróżach w czasie, jego twórcy mogli przywrócić do życia arcywrogów Arrowa i Flasha. Dla poprawy dynamiki w Legionie Zniszczenia dodano jeszcze Mrocznego Łucznika. To zupełnie inna liga niż generyczny Vandal Savage. Twórcy nawet dają temu pokrętnie wyraz i - zdaje się - przyznają się do błędu popełnionego w pierwszym sezonie.

DC's Legends of Tomorrow class="wp-image-78987"

Chociaż na papierze brzmi to jak recepta na serialową porażkę roku, to trio złowrogich jak czarne niebo w bezgwiezdną noc, pozbawionych skrupułów jegomości ogląda się wprost fenomenalnie. Damien Dhark już w Arrow był żartownisiem, a tutaj rozwija skrzydła i błyszczy. Merlyn i Reverse Flash dzielnie mu przy tym wtórują i razem realizują Niecne Plany.

Oby tylko twórcy utrzymali dotychczasowy poziom i nie zaczęli zbytnio kombinować.

Chociaż DC's Legends of Tomorrow nie ma rozbudowanej fabuły i nie trzyma od początku do końca w napięciu - rozwój akcji jest w tym serialu zwykle dość przewidywalny. Serial czasem aż za dobitnie anonsuje pewne wątki, ale... seans zapewnia po prostu masę frajdy. Nie każdy serial o superbohaterach musi być poważny niczym Mroczny Rycerz!

REKLAMA

Raiders of the Lost Art pokazuje, że zmiany poczynione w drugim sezonie - luźniejszy ton, frywolne podejście do mechaniki podróży w czasie, zmiany w obsadzie - wyszły serii wyłącznie na dobre. Z potworka, któremu mogło grozić rychłe skasowanie, stał się bardzo fajną rozrywką nie siląc się na udawanie czegoś więcej.

Obecna formuła się po prostu sprawdza i nie przeszkadza nawet to, że bohaterowie tłuką się ze śmiercionośnymi przeciwnikami o kawałek patyka w zgniatarce na odpadki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA