Zagubiony na autostradzie pies wrócił do domu. Odnalazł go DIOZ, który teraz walczy z hejterami
DIOZ został oskarżony o bezprawne przetrzymywanie psa po tym, gdy odmówił oddania go właścicielce. Okazało się, że owczarek podhalański, który błąkał się po autostradzie i został zabezpieczony przez inspektorów, był poszukiwany przez swoich opiekunów - twierdzili oni, że pupil uciekł z posesji. Tymczasem na Instagramie fundacji pojawiła się zbiórka na psa, która miała pokryć badania zagubionego zwierzaka, który ostatecznie wrócił do domu. Kiedy pod wpisem DIOZ-u rozgorzała dyskusja na temat zasadności zbierania pieniędzy na owczarka, Konrad Kuźmiński z organizacji podkreślił, że odda pieniądze tym, którzy chcą je odzyskać.
DIOZ, czyli Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt, od lat zajmuje się ratowaniem zwierzaków z rąk oprawców. Podejmuje się leczenia nawet tych najtrudniejszych przypadków i stara się stworzyć skrzywdzonym pupilom nowy, bezpieczny dom w schronisku w Wojtyszkach. Wokół organizacji nie brakuje także kontrowersji - "Gazeta Wrocławska" podaje, że w lutym DIOZ został oskarżony o kradzież psów podczas interwencji oraz bezprawne przetrzymywanie łabędzi i bocianów. Tym razem inspektorzy DIOZ-u mierzą się z ponownymi zarzutami, które dotyczą zagubionego na autostradzie owczarka podhalańskiego.
DIOZ mierzy się z falą hejtu po uruchomieniu zbiórki na zagubionego na autostradzie owczarka podhalańskiego
W sobotę w godzinach wieczornych na instagramowym profilu DIOZ-u pojawił się kolejny wpis - okazało się, że na środku autostrady S8 znaleziono "wyziębionego, obolałego i pokiereszowanego" owczarka podhalańskiego, który, według inspektorów, "czekał na śmierć":
Przemoczone i drżące z zimna zwierzę praktycznie pozbawione było szans na ratunek. Każdy jego ruch mógł zakończyć się tragicznie. Wyłącznie dlatego, że nie miał już sił na jakikolwiek ruch i ustanie na swoich [łapach], uniknął śmierci
- czytamy we wpisie na Instagramie
Organizacja podkreśliła, że owczarkiem zainteresowało się przejeżdżające autostradą małżeństwo, które zdecydowało się zwrócić do DIOZ-u o pomoc. Błyskawicznie została także zorganizowana zbiórka na leczenie zguby, która miała poddać się szczepieniom i niezbędnym zabiegom.
Tymczasem na Facebooku pojawił się post, w którym jedna z użytkowniczek apelowała o jego udostępnienie: "Zaginął dziś owczarek podhalański. Ma 3 lata i nigdy nie wychodził poza podwórko. Wabi się Ajdan. Reaguje też na ksywkę Koniu. Szedł z Czech w stronę Sieradza. Jeśli ktoś go widział, proszę o kontakt". Szybko okazało się, że jest ona właścicielką zagubionego na autostradzie zwierzaka, lecz nie od razu udało jej się zabrać go z powrotem do domu.
Z zarządem DIOZ skontaktował się właściciel psa, twierdząc, że pies uciekł mu 3 godziny przed odnalezieniem. Został poproszony o przesłanie zaświadczenia o obowiązkowych szczepieniach psa przeciwko wściekliźnie, a o sprawie została zawiadomiona policja w celu podjęcia decyzji, co dalej w tej sprawie. Niecodziennie odnajduje się wycieńczonego psa na środku autostrady całego w kleszczach i z pchłami
- czytamy w komentarzy autorstwa DIOZ-u.
Właścicielka psa utrzymywała, że pies był bezprawnie przetrzymywany. DIOZ przekazał, że czekał w tym czasie na decyzję policji.
Na dowód Konrad Kuźmiński udostępnił fragment e-maila, z którego wynika, że czeka na wydanie decyzji przez jednostkę policji prowadzącej czynności w związku ze zwierzakiem: "DIOZ nie jest gospodarzem postępowania, w związku z którym pies został zabezpieczony, a także nie rozporządza psem poza zapewnieniem mu niezbędnej opieki. Na zlecenie stosownego organu dokonaliśmy wyłącznie zabezpieczenia zwierzęcia w celu ochrony jego życia i zdrowia".
Sama właścicielka twierdziła, że jej pies jest bezprawnie przetrzymywany przez DIOZ: "Przetrzymują go bezprawnie, wiedząc, że ma właścicieli i dobry, kochający dom. Kto nas zna, wie, jak go traktowaliśmy i ile jesteśmy [w stanie] dać z siebie, by był znów z nami. Nie poddamy się".
Ostatecznie owczarek podhalański wrócił do domu, o czym informowała na Facebooku jego właścicielka. Pojawił się jednak problem w związku ze zbiórką na jego leczenie, która jest już nieaktywna. Internauci zarzucali inspektorom DIOZ-u interwencję w celu zarobienia pieniędzy na "całym i zdrowym" psie. W efekcie Kuźmiński zdecydował się zamknąć zbiórkę i opublikować sprostowanie w sarkastycznym tonie:
Na psa wydaliśmy 1000 zł, które zobowiązał się wpłacić kochający i cudowny opiekun. Na story przekazaliśmy informację, że osobom zainteresowanym zwrócimy zebrane na psa pieniądze darczyńcom, którzy chcą ich zwrotu. Jeżeli o taki zwrot ktoś nie poprosi, to pieniądze trafią na naszą dalszą przestępczą działalność, bo jakoś tak się stało, że jako jedna z niewielu organizacji mamy kilkaset zwierząt pod opieką, których nie utrzymują gminy i podatnicy, tylko nasi darczyńcy.
O DIOZ-ie przeczytasz więcej na łamach Spider's Web: