REKLAMA

Pożegnajcie się z fizycznymi wydaniami filmów w 4K. Disney zwija interes

Każdy, kto liczył na wolny wybór pomiędzy streamingiem i zakupem filmów 4K w wersji fizycznej, będzie musiał powoli dostosować się do zmian na rynku. Disney właśnie wykonał pierwszy krok ku tym zmianom, za którymi pójdą też, prędzej czy później, inne studia.

Fizyczne wydania filmów na płytach Blu-ray
REKLAMA
REKLAMA

Serwisy VOD rosną w siłę o wiele bardziej niż zakładano jeszcze przed tym, jak COVID-19 położył świat na łopatkach. Ale i nawet bez pandemii trudno byłoby sobie wyobrazić, by fizyczne wydania filmów w wersji DVD czy Blu-ray królowały podczas konsumenckich wyborów zakupowych w 2020 roku.

Pod tym względem decyzja Disneya, by zaprzestać wydawania ichniejszych filmów w 4K na Blu-rayach ma sens przede wszystkim biznesowy. Szczególnie, że firma inwestuje obecnie swoją energię, uwagę i pieniądze w platformę streamingową Disney+, tak więc nie ma żadnych podstaw, by utrzymywać gałąź fizycznych wydań swoich filmów.

Tym niemniej dziwi mnie to, że Disney postanowił kompletnie zrezygnować z wydawania fizycznych wersji filmów w 4K.

Przecież firma mogła po prostu ograniczyć ich produkcję. Branża filmowa korzystając z naszego wrodzonego lenistwa i upodobania do wygody, z łatwością przekonała nas do streamingu, przez którego filmy możemy oglądać jak chcemy i gdziekolwiek chcemy. Nie dyskutuję z tym, bo wiem, że obecnie większość dzisiejszych odbiorców tego chce. Same tylko 200 mln subskrybentów Netfliksa i 60 mln subskrybentów Disney+ są wymownym tego sygnałem.

Natomiast wiem, że jest ciągle niemała grupa ludzi, która niekoniecznie chce być uzależniona od ramówek VOD. Bo choć serwisy streamingowe dają nam ogromną dowolność i swobodę w oglądaniu treści w porównaniu z ramówką telewizyjną, to jednak spora część filmów dostępnych np. na Netfliksie jest tam tylko przez kilka tygodni/miesięcy.

kolekcja filmow blu ray

Sam często danego dnia mam ochotę obejrzeć konkretny film, np. „Mrocznego Rycerza”, „Ojca chrzestnego” bądź „Kosmiczne jaja”. I co? Nie dość, że być może żaden z tych filmów nie jest dostępny w tej chwili w subskrybowanym przeze mnie serwisie, to równie dobrze może on nie być w ogóle dostępny w streamingu. A osobiście mam wielki głód oglądania filmów z lat 70., 60. i 50., którego żadna usługa nie zaspokaja nawet w 10 proc.

Znika więc możliwość naszego decydowania o tym, co chcemy oglądać, na rzecz tego, co możemy obejrzeć spośród tego, co nam oferuje dana platforma.

No i są jeszcze przypadki, gdy możemy mieć problem z łączem internetowym. Teoretycznie problem z odtwarzaczem Blu-ray czy dostawą prądu też może zaistnieć, ale na tym etapie to jednak problemy z internetem zdarzają się częściej.

To o czym piszę nie jest krytyką streamingu, bo sam obficie korzystam z kilku serwisów i w dużej mierze cenię sobie tę „współpracę”. Jak pisałem wcześniej, moje zarzuty przeciwko decyzji Disneya to raczej głos w imieniu mniejszości, ale wydaje mi się, że warty usłyszenia.

Podobnie jest też z odbiorcami treści wideo w 4K. Ten standard obrazu dla większości odbiorców jest do niczego niepotrzebny. Ale są konsumenci będący smakoszami warstwy wizualnej i dźwiękowej filmów, które oglądają, szczególnie tych największych superprodukcji (choć taka „Zimna wojna” czy „Roma” pomimo tego, że są czarno-białymi filmami, prezentują się w 4K z HDR po prostu nieziemsko!).

Na ten moment i jeszcze przez długie lata jedynym stabilnym gwarantem odbioru treści w 4K z HDR i z dźwiękiem w Dolby Atmos są fizyczne wersje filmów. W streamie wszystko zależy od tego, jakie łącze internetowe posiadamy. Ale też od tego np. jaką „wersję” 4K daje nam serwis.

Wiele zależy choćby od samego bitrate’u, a nawet standard Full HD nie jest wszędzie taki sam. Nie mówiąc już o tym, że przy samym HD mamy opcje 1080p (najwyższa), 1080i (wersja uboższa) i 720p. Przeciętny zjadacz chleba widzi gołym okiem różnicę pomiędzy obrazem z kasety wideo a tym w HD, natomiast niuansów odmian samego HD raczej nie, ale świadomy odbiorca, któremu zależy na najwyższej jakości obrazu już to zauważy.

Z 4K jest tak samo. Nie tylko sama technologia HDR wpływa na jakość samego Ultra High Definition (czyli 4K), ale też bitrate.

A ten jest różny. W takim Apple TV+ jest nawet dwa razy wyższy niż na Netfliksie. Do tego dochodzi infrastruktura samego dostawcy, a ten nie jest w stanie zagwarantować, że wszystko będzie pięknie hulać w 4K w sytuacji, gdy np. miliony ludzi będą mniej więcej w podobnym czasie oglądać treści w UHD.

Oczywiście dochodzą do tego także takie nieprzewidziane i na razie abstrakcyjne (aczkolwiek realne) zdarzenia, jak lokalne bądź globalne awarie sieci. Przyglądając się temu, co wydarzyło się do tej pory w 2020 roku absolutnie nie ma już podstaw, by nie rozważać najbardziej nieprawdopodobnych scenariuszy.

W przypadku fizycznych wydań filmów jesteśmy uzależnieni od: działania sprzętu, dostawy prądu. W przypadku streamingu do tych dwóch punktów dochodzi jeszcze: odpowiednio szybkie łącze, dostęp do sieci/zasięg. Czyli mamy więcej progów zależności. Zaakceptowaliśmy je na ołtarzu wygody kosztem swobody i jakości.

W pełni rozumiem, że taki werdykt wydała większość, ale szkoda, że Disney w swojej decyzji jednak nie zostawił pewnej niszy, która na pewno znalazłaby entuzjastów. A nie oszukujmy się, za Disneyem pójdą żwawo inne wytwórnie i tym samym fizyczne nośniki filmów (przy okazji pewnie też i muzyki) odejdą do lamusa.

Zastanawia mnie też pewność, z jaką Disney podjął tę decyzję.

Przecież od zawsze wiadomo, że pewne zwyczaje, mody wracają, tak jak np. wróciła moda na winyle i to w samym środku rewolucji muzyki w streamingu. Zawsze jest bądź będzie niemała grupka ludzi, którzy będą szukać alternatywy, nie będą zadowoleni z tego, co oferują im nowoczesne rozwiązania, będzie nimi kierować nostalgia albo po prostu retro ciągle będzie trendy. Tym bardziej pośród odbiorców treści Disneya, w tym m.in. fanów Star Wars czy filmów Marvela, a w tych grupach nietrudno znaleźć pozytywnie zakręconych pasjonatów.

Znam ludzi, którzy pomimo posiadania kont w serwisach streamignowych nadal uwielbiają i chcą kontynuować kolekcjonowanie filmów w wersji fizycznej, która umożliwia im postawienie pudełka na półce, tworzenie osobistej biblioteki filmów, nadal kręcą ich same pudełka i okładki, które mogą dotknąć czy oglądać.

REKLAMA

Ale jak widać Disney zrobił kompleksowe badania rynku i wyszło im, że to się nie opłaca.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA