Nie będę ukrywał, że kiedy Disney+ po raz pierwszy ogłosił, że wejdzie do Polski, nie byłem przesadnie podekscytowany. Ot, kolejna platforma VOD, która przede wszystkim tym różni się od Netfliksa, że posiada cały arsenał swoich własnych marek. Nie miałem wątpliwości, że posiadając prawa do "Gwiezdnych wojen" i superbohaterów Marvela Disney+ będzie grzał nimi, ile się da. To jednak tylko część prawdy.
Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.
W moim przypadku zaczęło się bardzo typowo, bo zacząłem nadrabiać produkcje, które nigdy nie były dostępne w Polsce. Zacząłem od "Mandalorianina", przeskoczyłem na kilka tytułów superbohaterskich i szybko wkręciłem się w "Ms. Marvel" (nawiasem mówiąc, to naprawdę udany serial). W tym samym czasie, gdzieś na początku mojej przygody z serwisem, zacząłem wracać do swoich ulubionych tytułów, które oglądałem wiele lat wcześniej. Za każdym razem, gdy szukałem jednej produkcji, wpadałem na kolejny atrakcyjny dla mnie tytuł.
Co złośliwszy czytelnik powie mi, że wpadłem w objęcia nostalgii. Tak, to prawda. Ale dużo radości sprawiło mi, że rzeczy, które kiedyś oglądałem w telewizji z lektorem lub na ekranie laptopa w bardzo kiepskiej jakości, są dostępne i mogę zobaczyć je w cywilizowanych warunkach. Podejrzewam, że nie jestem w tym doświadczeniu osamotniony, bo gdy tylko Disney+ pojawił się w Polsce, widziałem dziesiątki komentarzy o ponownym odkrywaniu produkcji z .
Disney+ i jego mocne strony.
Kiedy planowałem niniejszy tekst, uświadomiłem sobie, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy to właśnie Disney+ był najczęściej obecny na moim telewizorze. Powodem jest oczywiście efekt nowości, ale nie tylko. Serwis od Myszki Miki ma naprawdę potężną bazę filmów i seriali. Nie chcę wspominać o kinowych hitach, które należą do wytwórni, ale jest tam naprawdę dużo dobra, choćby od Hulu czy Foxa.
Tam naprawdę jest, co obejrzeć, nawet jeśli nie są to tegoroczne nowości. To dobrze pokazuje, dlaczego Disney+ w przeciwieństwie do HBO Max, został tak ciepło przyjęty. Korporacja zebrała swoje rozproszone marki i dała niemal wszystko, co mogła. Oczywiście są tu pewne braki – nie mogę zrozumieć, dlaczego ciągle nie pojawiły się kolejne sezony animowanych "X-Menów" i "Spidermana".
Choć lubię peleryniarzy, lubię „Gwiezdne wojny”, to trochę w Disney+ brakuje mi mocnych produkcji oryginalnych spoza wielkich franczyz. Zdaję sobie sprawę, że platforma jest dopiero na początku drogi, ale odnoszę wrażenie, że jeśli chodzi choćby o dramaty czy thrillery w wersjach serialowych – HBO czy Apple TV+ radzi sobie lepiej.
Rekomendacje nie są mi potrzebne.
Obok jakości obrazu, w serwisach VOD liczą się dla mnie jeszcze dwie rzeczy. Pierwsza to rzecz jasna niezawodność, a druga to łatwość obsługi – wyszukiwania i przeglądania treści. Disney+ działa tak poprawnie i intuicyjnie, że w zasadzie nie oglądam ekranu głównego. Podoba mi się też, że platforma Myszki Miki nie ma agresywnego systemu rekomendacji. Jasne – jeśli obejrzę serial superobohaterski, usługa podpowie mi inne, podobne tytuły.
Na szczęście jednak nikt na siłę nie wciska mi rzeczy, które albo mają się jak pięść do nosa. Wiem, że nie unikniemy już algorytmów w cyfrowej rozrywce i że będzie jeszcze gorzej. Disney+ idzie jednak dobrą drogą, a to też dlatego, że serwis naprawdę ma potężną bibliotekę własnych treści i znacznie łatwiej mu łączyć je w logiczne całości.
Disney+ świetnie wpasował się w krajobraz serwisów VOD.
Nie jestem zaskoczony, że Netflix obawiał się młodego, ale zajadłego konkurenta. Po trzech miesiącach od premiery w Polsce jasno widać, że to serwis niemal kompletny. Niedrogi, niezły technologicznie i przede wszystkim ze świetną biblioteką. Następne miesiące pokażą, czy utrzyma zainteresowanie widzów. Podejrzewam, że tak, ale warto pamiętać, że konkurencja nie śpi, co w gruncie rzeczy jest dobrą wiadomością dla widzów.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.