Od początku roku mówi się wiele na temat wejścia nowych serwisów streamingowych do naszego kraju. Według ostatnich zapowiedzi Disney+ i HBO Max pojawią się w Polsce w ciągu kilku miesięcy. Mówi się nawet o marcu i początku lata. Czy czeka nas wobec tego wielka rewolucja? A może oczekiwania przerosną rzeczywistość?
Nieoficjalnie HBO Max ma wejść do Polski już 8 marca. Z kolei szefowie Disneya potwierdzili już bez najmniejszych wątpliwości, że Disney+ pojawi się na terenie całej wschodniej Europy i na Bliskim Wschodzie w lecie. Cały kraj wyczekiwał na takie informacje już od kilku lat. Nie dziwi więc, że obie nadchodzące premiery wywołały duże emocje i sporo entuzjazmu. Warto natomiast wstrzymać się z przesadnych hurraoptymizmem. Disney+ i HBO Max nie będą miały wcale tak łatwo w Polsce.
Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele. Dostawcy obu usług są po części sami sobie winni. Ich wejście na nowe rynki przebiegło zdecydowanie wolniej, niż powinno. Polacy przez długie miesiące byli pozbawieni legalnego dostępu do nowości Marvel Cinematic Universe, DCEU i "Star Wars", co musiało doprowadzić do pojawienia się nowej fali piractwa internetowego. Pandemia koronawirusa na pewno nie ułatwiła prac Disneyowi i WarnerMedia, ale nie można tego uznać za wystarczającą wymówkę dla takiej opieszałości.
Entuzjazm psuje świadomość, że Disney+ i HBO Max powinny być u nas już od dawna.
Długotrwałe niezadowolenie potencjalnych klientów to jeden problem, ale w międzyczasie narodził też kolejny. Konkurencja nie była przecież ślepa na plany obu firm. Netflix od zawsze budzi pewne kontrowersje, ale ma do dyspozycji olbrzymie pieniądze i co roku inwestuje coraz więcej w oryginalne produkcje. Więcej nowości niż do tej pory wypuści w 2022 roku także polski Player. Inny gigant streamingu, czyli Amazon Prime Video, postawił z kolei na ostrą rywalizację cenową.
Portfele Polaków nie są z gumy. Konsumpcja utrzymuje się na wysokim poziomie, ale ostry wzrost cen w pewnym momencie może sprawić, że zacznie się zaciskanie pasa. Powiedzmy sobie wprost - trzeci czy nawet czwarty serwis streamingowy z kolei nie zalicza się do najważniejszych potrzeb. Z takiego wydatku stosunkowo łatwo zrezygnować. Szczególnie powinien się tego obawiać Disney, bo jego usługa pod względem liczby miesięcznych nowości wypada bardzo słabo. Wiele osób może się więc decydować na czasowe założenie konta na Disney+ tylko pod konkretne premiery, po obejrzeniu których subskrypcja będzie anulowana.
Czas pokaże, czy HBO Max to coś więcej niż HBO GO 2.0.
Większość operatorów usług telekomunikacyjnych nie chce na razie wypowiadać się temat ceny HBO Max. W nielicznych wypowiedziach przebija się jednak informacja, że wejście nowej usługi nie będzie miało negatywnego wpływu na konsumentów. To zaś sugeruje taką samą cenę jak w przypadku HBO GO (zapewne połączoną z jakąś czasową promocją, aby zachęcić nowych użytkowników). Na tym dobre wieści się nie kończą, bo HBO Max przyniesie ze sobą wiele technologicznych usprawnień, których starej platformie HBO bardzo brakowało.
Nadal bardzo trudno powiedzieć jednak cokolwiek konkretnego na temat biblioteki HBO Max. Na tę usługę składa się dorobek wielu różnych stacji telewizyjnych i mniejszych portali. Czy podpisywane przez WarnerMedia umowy pozwolą na pojawienie się produkcji Adult Swim czy DC Universe w Polsce? I to od razu? Nie wiadomo. W przypadku Disney+ znaków zapytania jest mniej, choć tam również niejasny pozostaje los wielu pełnometrażowych filmów dostępnych w ramach czasowej licencji na już istniejących serwisach takich jak HBO GO, Player czy Canal+ online.
Warto zresztą w tym miejscu rozwiać pewien mit na temat Disney+ i HBO Max. Obie platformy nie traktują wcale swojej biblioteki w podobny sposób jak Netflix, Apple TV+ czy Amazon Prime Video. Najwięksi globalni konkurenci trzymają swoje oryginalne produkcje blisko serca i nigdy ich nie wypożyczają poza serwis. Wyjątek stanowią tylko art house'owe filmy, które w pojedynczych przypadkach dostają też ograniczoną dystrybucję kinową.
HBO Max i Disney+ w podobny sposób dbają tylko o część seriali. Głośne produkcje pełnometrażowe potrafią co jakiś czas stamtąd zniknąć.
Zaledwie kilka dni temu portal Comicbook.com doniósł, że HBO Max w lutym straci szereg filmów należących do DCEU. Chodzi o takie blockbustery jak "Wonder Woman", "Joker", "Aquaman" czy "Ptaki Nocy". Oprócz nich serwis opuszczą też m.in. "Dunkierka", "Blade Runner 2049" i "Kong: Wyspa Czaszki". Wszystko to są tytuły wytwórni Warner Bros., ale dostęp do stworzonego przez WarnerMedia serwisu wcale nie pozwoli na posiadanie ich na wyłączność. Oczywiście w Polsce umowy licencyjne mogą być w danym momencie zbudowane nieco inaczej, ale sama strategia nie ulegnie zmianie.
Zresztą HBO Max wraz z początkiem 2022 roku zdążyło już stracić długą listę seriali i filmów anime udostępnianych tam dzięki wygasłej umowie z Crunchyroll. Fani japońskich animacji z Polski nawet nie mieli okazji nacieszyć się z tej części biblioteki serwisu. Wszystkie te problemy i drobne utrudnienia składają się na dosyć ponury obraz. Jeżeli ktokolwiek liczy na wielką rewolucję wraz z przyjściem HBO Max i Disney+, to raczej czeka go srogi zawód. Hitu nie będzie, ale nazywanie tego (spóźnionego) wejścia klapą też nie jest uprawnione. Obie usługi znajdą swoich odbiorców, co do tego nie mam wątpliwości. Zrzucenie Netfliksa z jego tronu w Polce na ten moment wygląda jednak na mrzonkę.