REKLAMA

Świetny horror wleciał na Disney+. Nie dość, że was zaskoczy, to jeszcze obrzydzi

Nowy horror na Disney+ zdążył już zachwycić krytyków i miłośników grozy w Stanach Zjednoczonych. Czy słusznie? Cóż, starczy powiedzieć, że "Barbarzyńców" nie wolno przegapić w zalewie głośniejszych tytułów pojawiających się na platformie Myszki Miki. To film, który was oszuka, a wy będziecie prosić o więcej.

barbarzyncy disney horror
REKLAMA

O "Barbarzyńcach" polscy miłośnicy horroru mogli już od dłuższego czasu czytać na zagranicznych portalach. W końcu do amerykańskich kin wszedł już 9 września i szybko zdobył uznanie tak krytyków (92 proc. pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes) jak i widzów. U nas natomiast bez większej pompy wszedł na streaming dopiero 26 października, wzbogacając ofertę Disney+. Dopiero teraz możemy więc się przekonać, czy zagraniczny szum wokół tej produkcji był słuszny.

Tak. Mówiąc krótko: "Barbarzyńcy" zasłużyli na wszystkie zebrane wcześniej pochwały. To bowiem horror, który potrafi nieźle zaskoczyć. Zach Gregger co chwilę bowiem serwuje nam gatunkowe wolty. Jego opowieść zaczyna się zabawa konwencją home invasion - coś w stylu odwróconego "Kto tam?". Tess próbuje bowiem dostać się do wynajętego domu w niebezpiecznej dzielnicy Detroit. Po kilku nieudanych próbach drzwi otwiera jej tajemniczy mężczyzna. Okazuje się, że on również wynajął nieruchomość. Czy jest niebezpieczny?

REKLAMA

Barbarzyńcy - świetny horror na Disney+

Tess zaprzyjaźnia się z Keithem i jej początkowy dystans względem mężczyzny szybko znika. W wyniku niespodziewanego splotu wydarzeń w piwnicy znajduje tajemnicze pomieszczenie, w którym znajduje się kamera, łóżko i wiadro. Aha! Oto mamy do czynienia z torture porn w stylu "Sadysty". Pudło! Nie zdradzając za wiele, Gregger sprowadza nas na manowce, aby zaserwować twist godny "Psychozy".

Formuła "Barbarzyńców" wynika zapewne z jego niezbyt dużego budżetu (4 mln dolarów). Można się więc wykłócać, że szaleństwo tej opowieści powinno być większe. Można nawet zarzucać, że jak na horror jest tu za dużo dramatu, a jak na dramat - za dużo horroru. Ale to jest dokładnie to, co czyni ten film tak wyjątkowym. Zagęszczana i rozładowywana atmosfera nie pozwoli wam oderwać się od ekranu, bo konstrukcja fabularna "Barbarzyńców" nadaje się na temat magisterki z narracji filmowej.

Barbarzyńcy - Disney+ - horrory

Gregger najpierw oddala czas prezentowania horrorowych atrakcji, a kiedy one nadchodzą, opowieść nagle przechodzi w przedziwną satyrę na ruch #metoo. Mamy do czynienia ze slow burnerem, który wypala się wyjątkowo powoli. Gdy reżyser w końcu jednak odkrywa karty... wow! Ona tylko chce, żeby bohaterowie byli jej dziećmi. Dlatego próbuje dorosłego faceta... ech, zresztą, zobaczcie sami. Ale czujcie się ostrzeżeni. To jest chore, obrzydliwe i poszczególnych ujęć nie da się wyrzucić z pamięci jeszcze długo po seansie.

Barbarzyńcy - zabawa w barwach horroru

"Barbarzyńcy" to istne monstrum Frankensteina. Gregger zapożycza sobie elementy z różnych konwencji, które tylko pozornie do siebie nie pasują. Razem mają jednak niesamowitą siłę. Bo chociażby klisz jest tu pełno, ale kiedy tylko z wyższością machniemy ręką, bo "wiemy, jak to się dalej potoczy", reżyser zmienia wykorzystywaną optykę. Ten film żartuje sobie z naszych oczekiwań w imię dobrej zabawy. Dlatego, gdy już kogoś z bohaterów polubicie i zaczniecie mu współczuć, bądźcie gotowi, aby za chwilę go znienawidzić i życzyć mu jak najgorzej. Mamy tu bowiem do czynienia z emocjonalną jazdą bez trzymanki.

"Barbarzyńcy" zostali zrealizowani z taką pasją, że starczyłoby jej spokojnie na kilka innych filmów. Serducho produkcji bije po właściwej stronie, przez co jest świeża i oryginalna. A to pozwala zachwycić się sposobem, w jaki Gregger obraca jej słabości w największą siłę. Tytuł ten można więc określić mianem skromnego, a złotego.

"Barbarzyńców" obejrzycie na Disney+.

Więcej horrorowych recenzji:

REKLAMA

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA