Wielka afera o "Dziewczyny z Dubaju". Reżyserka filmu i Doda odcięte przez byłego partnera celebrytki
"Dziewczyny z Dubaju" od początku miały stać się jednym z najbardziej kontrowersyjnych filmów roku. Jego twórczyniom zależało chyba na trochę innym rodzaju rozgłosu. Bo sytuacja, gdy Doda i Maria Sadowska zostały odcięte od montażu finalnej wersji produkcji. A w tle oczywiście kryją się prywatne problemy celebrytki.
Jeszcze pod koniec sierpnia wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. "Dziewczyny z Dubaju" doczekały się pierwszego teasera wideo, a Dorota Rabczewska z dumą promowała go na swoim Instagramie. Niedługo później pojawił się też plakat, więc jedyne, czego brakowało, to oficjalnej daty premiery. Wiadomo było jednak, że ta jest już niemal na wyciągnięcie ręki, wstępnie mówiono o końcówce listopada. Teraz nie wiadomo, czy "Dziewczyny z Dubaju" faktycznie tak szybko ujrzą światło dzienne ani nawet czy w ogóle je ujrzą.
Wszystko przez konflikt między producentami filmu - Dorotą Rabczewską i Emilem Stępniem. Para jest obecnie w trakcie sprawy rozwodowej, która mocno wpływa na ich relacje profesjonalne. Wojna wokół ostatecznego kształtu "Dziewczyn z Dubaju" zaogniła się dodatkowo po tym, jak Doda i reżyserka Maria Sadowska nie zostały wpuszczone do montażowni. Artystki były na dzisiaj umówione na ostateczny montaż produkcji, na co czekały od wielu miesięcy. Obecna wersja filmu jest ich zdaniem zdecydowanie za długa i tylko odpowiedni skrót może go uratować. Kłopot w tym, że na to nie zgadza się Emil Stępień.
Dziewczyny z Dubaju - Doda w emocjonalnym wideo przedstawia szczegóły sytuacji.
Na Insta Story wokalistki pojawiło się nagranie z udziałem Marii Sadowskiej, w którym producentka kreatywna i reżyserka wyjaśniły swój punkt widzenia na całą sprawę. Podkreślają, że sytuacja jest niezrozumiała i nie do przyjęcia. A ponieważ nie mają wpływu na ostateczny kształt filmu, to nie chcą brać za niego artystycznej odpowiedzialności:
Emil napisał oficjalne maile, że nie mamy prawa tykać filmu, którego jestem producentem kreatywnym, poświęciłam mu dwa lata, a Maria wyreżyserowała (...) Teraz czujemy się wykorzystane, kopnięte w tyłek i tak naprawdę Emil jest jedynym królem i władcą tego filmu i odsunął nas od tego, co robiłyśmy.
Czuję się wykorzystana, oszukana. Wzięta do spółki, żeby tylko być twarzą filmu, rozpromować to. Później zbierać wszystkie cięgi, medialne lincze, pretensje, prawne konsekwencje i finansowe, a okazuje się, że wyrzuca się mnie jak śmiecia i zamyka drzwi przed nosem do montażowni, w której siedziałam przez ostatni rok. Jak im nie jest wstyd. Tylko dlatego, że Emil oszalał (...) Emil nawet nie dał jednego oświadczenia, że nie miałam nic wspólnego z jego aferami finansowymi. A ja muszę całe to g*wno zbierać na siebie
- podkreśliła sfrustrowana Doda.
Rabczewska i Sadowska podkreślają, że przedstawiciele dystrybutora i inne osoby zaangażowane w film zgadzają się, co do konieczności wprowadzenia do niego skrótów. Utrzymanie go w obecnej formie będzie nie tylko szkodliwe dla dzieła, ale też zupełnie nieopłacalne z punktu widzenia finansów. Krótszy film oznacza więcej możliwości wyświetlenia go w kinie.
Konflikt wokół "Dziewczyn z Dubaju" zapewne nie zakończy się szybko.
Tym bardziej, iż według Dody reżyserka produkcji ma wpisany w umowie final cut, dodaje do tego, że nie zapłacono jej jeszcze pełnego wynagrodzenia. W komentarzu przesłanym portalowi Plejada Stępień otwarcie skrytykował Sadowską i oskarżył Dodę o brak talentu. Twierdzi też, że film jest już skończony, a obie celebrytki próbują za jego plecami wprowadzić do "Dziewczyn z Dubaju" niepożądane zmiany: