REKLAMA

Dojrzałych historii o superbohaterach nigdy dość. "Dzikie karty. Tom 1", red. George R. R. Martin - recenzja sPlay

Podobno moda na zbiory opowiadań już się skończyła. "Dzikie karty", choć pierwsze ich wydanie ma już przeszło dwadzieścia lat, z całą pewnością staną się bestsellerem. Niewątpliwie duża będzie w tym zasługa mocno wyeksponowanego na okładce nazwiska George R. R. Martina, ale poza wszystkim innym - to naprawdę interesująca pozycja. 

Dojrzałych historii o superbohaterach nigdy dość. „Dzikie karty. Tom 1”, red. George R. R. Martin – recenzja sPlay
REKLAMA

"Dzikie karty" to seria, na którą składa się kilkanaście pozycji, wydawanych od 1987 roku. Tom pierwszy stanowi zbiór dwudziestu jeden opowiadań różnych autorów - w tym kilku napisanych przez Martina, redaktora całego cyklu. Obok niego znajdziemy w nim krótkie formy między innymi Rogera Zelaznego, Howarda Waldropa, Lewisa Shinera, Carrie Vaughn czy Stephena Leigha.

REKLAMA
Dzikie karty

Krótko po zakończeniu II wojny światowej na Ziemi wybucha epidemia pochodzącego z kosmosu wirusa, który wprowadza zmiany w ludzkich kodzie genetycznym. Nie dla wszystkich zarażonych oznacza to śmierć. Niektórzy nosiciele zostają dzięki niemu obdarzeni specjalnymi mocami - potrafią latać, stają się niewyobrażanie silni i wytrzymali, mogą wchłaniać umysły innych i tak dalej. Ci, dysponujący teraz nadludzkimi zdolnościami, nazywani są Asami. Tych, którzy mieli mniej szczęścia i wirus doprowadził do ich deformacji lub zmienił w zwierzęta, określa się Jokerami.

"Dzikie karty" to historie różnych bohaterów dotkniętych działaniem wirusa, w zdecydowanej większości przedstawiające przede wszystkim ich początki.

Wiele z zarysowanych w pierwszym tomie postaci doczekało się w kolejnych tomach serii swoich odrębnych powieści, stąd jest to swoiste wprowadzenie do całego uniwersum.

Opowiadania są różne, generalnie trzymają przyzwoity poziom, choć skłamałbym, pisząc, że wszystkie czyta się dobrze. Są lepsze i gorsze, ciekawsze i nudniejsze, ale jako całość, "Dzikie karty" bronią się. Przynajmniej o ile jest się w stanie zaakceptować komiksowo-pulpową konwencję, od której książka aż kipi.

Gatunkowo jest gdzieś pomiędzy "Strażnikami" Alana Moore'a i komiksami o superbohaterach z czasów złotej ery.

Alternatywna historia jest tłem do rozważań i oceny na temat minionych wydarzeń, ważnych przede wszystkim z punktu widzenia Amerykanów, ale też globalnie.

Fikcja przeplata się tu z historycznymi faktami, dzięki czemu dostajemy bardzo interesujący kontekst, co z kolei sprawia, że książka jest opowieścią obficie czerpiącą z komiksowej spuścizny, ale traktowaną bardziej na poważnie niż w większości zeszytów z XX wieku.

A więc poza tym, że możemy poczytać o tym, jak bohaterowie wyginają czołgowe lufy gołymi rękami i żonglują ciężarówkami, dostaniemy też wątki takie jak segregacja rasowa, makkartyzm, zimnowojenne kryzysy, światowa polityka i tak dalej. Czasem jedynie sygnalizowane, ale często pełniące bardzo istotną rolę.

Po "Dzikich kartach" spodziewałem się, że będą raczej banalną opowiastką i jestem mile zaskoczony.

REKLAMA

Nie są to oczywiście jakieś literackie wyżyny, ale całkiem przyjemna, lekkostrawna fantastyka, będąca dobrym wprowadzeniem do całego cyklu. Jeśli poszukujecie książki rozrywkowej, ale nie banalnej - będzie jak znalazł.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA