Czas mija nieubłaganie, także dla seriali telewizyjnych. Rok w rok widujemy coraz to nowsze produkcje na szklanym ekranie. Piętno czasu odcisnęło się również na "Get Smart" parodii przygód Jamesa Bonda z 1965 roku. Co jednak gdyby przenieść akcję takiego serialu, notabene całkiem niezłego, w dzisiejsze czasy?
W ostatnim czasie nie brakowało nam filmów, które drwiły bądź wyśmiewały inne produkcje. Tego typu eksperymenty rzadko odnoszą sukces, doskonałym przykładem jest choćby "Poznaj moich Spartan". Miało być dobrze, a wyszło jak zawsze. Całkiem nie dawno mieliśmy do czynienia z "Hancockiem", w tym wypadku twórcy poszli o krok dalej. Nie odnieśli się do konkretnego przypadku, a wydrwili całe środowisko superbohaterów. I choć film nie odniósł spektakularnego sukcesu z całą pewnością można powiedzieć, że w jakiś sposób utkwi w pamięci odbiorców. Być może nie jako kawał dobrej komedii, a zmarnowany pomysł, który miał zadatki na światowy hit.
Matt Ember, scenarzysta Dorwać Smarta przyznaje, że choć inspirował się postacią Jamesa Bonda to nie należy patrzeć na głównego bohatera jako kalkę tego pierwszego. Zdecydowanie bardziej pod uwagę należy wziąć serial, pod tym samym tytułem z lat 60. Maxwell Smart, główny bohater to doskonały analityk, który od zawsze marzył aby pracować w terenie. W rolę mało rozgarniętego marzyciela wcielił się Steve Carell, znany przede wszystkim z "Bruce'a Wszechmogącego", a następnie "Evana Wszechmogącego", gdzie zagrał główną rolę, i serialu komediowego "Biuro". Kiedy Maxwell poprosił o zmianę stanowiska, szef mu stanowczo odmówił. Do czasu, kiedy biuro CONTROL zostało napadnięte. Teraz, los całego świata leży w rękach analityka, który niegdyś miał poważne problemy z nadwagą.
"Get Smart" klasyfikowany jest jako komedia z nutką fabuły sensacyjnej. Mimo że na sali była całkiem pokaźna ilość osób nie zdarzyło się aby ktoś naprawdę wybuchnął śmiechem. No, może poza mną. Film ma kilka naprawdę genialnych scen z humorem wysokich lotów, niestety to trochę za mało. Ilość gagów, śmiesznych scen powinna być zdecydowanie większa. Jednakże taka forma rozrywki mnie osobiście nie przeszkadzała, zawsze stawiam wątek fabularny stopień wyżej niż humor. Szczególnie w mej pamięci utkwiła scena w samolocie, kiedy to Maxwell miał za zadanie wyskoczyć ze spadochronem i wylądować w LZ. Przyznam szczerze, że tak finezyjnego sposobu na opuszczenie pokładu dotąd nie widziałem. Brawa dla scenarzysty za znakomity pomysł.
Fanatykom czarnego humoru z pewnością ciężko będzie się odnaleźć w tym ze "Smarta". W filmie dominuje przede wszystkim humor sytuacyjny. Bardzo podobną formę można odnaleźć w Nagiej Broni, choć tam jest go znacznie, znacznie więcej.
Dzieło Petera Segala to remake starusieńkiego serialu, jeszcze z lat 60. Przepaść czasowa, która dzieli obie produkcje z pewnością mała nie jest. Udało się jednak przenieść najważniejsze fakty z pierwowzoru. Bardziej uważni widzowie wychwycą także wszelakiego rodzaju smaczki jak na przykład to, że w filmie nie poznajemy prawdziwego nazwiska Agentki 99.
Podobnie było w oryginale. Co ciekawe, aktorzy, którzy grali w serialu mieli swój udział w nowej odsłonie Smarta. Co prawda zostali obsadzeni w innych rolach, ale to kolejny ukłon w stronę pierwotnej wersji. Wizytówką pierwszego Maxwella były samochody, stanowiły one jego nieodłączną część pracy. W nowej wersji postanowiono odsunąć ten wątek, choć Carella za kierownicą mimo wszystko zobaczymy.
Scenariusz, który sprezentował nam wymieniony już Matt Ember nie zakrawa na dzieło sztuki, aczkolwiek prezentuje się całkiem nieźle. Przede wszystkim chcę zwrócić uwagę na to, że oprócz akcji znalazło się miejsce na wątek miłosny. Kto z kim? Tego nie będę zdradzał, ale zapewniam, że temat ten został bardzo dobrze wpleciony w główną fabułę. Zdarzyło się, że na ekranie pojawiały się sceny dosyć nierealistyczne. Uważam jednak, że nie można tego uznać za wadę. W końcu to komedia, a nie film katastroficzny. Mimo że główny wątek do oryginalnych nie należy, to prezentuje się nadzwyczaj wspaniale. To wszystko dlatego, że został okraszony nie tylko dawką zdrowego humoru ale i pomysłowością, która często zaskakuje.
Zaskoczeniem okazał się Steve Carell, który bardzo dobrze wypadł w swojej roli. Na szczególne uznanie zasługuje sposób w jaki przeniósł na srebrny ekran postać Maxwella Smarta. U jego boku wystąpiła Anne Hathaway, która równie dobrze się sprawdziła jako Agentka 99. Należy wspomnieć, że Anne ma w swoim dorobku takie filmy jak "Diabeł ubiera się u Prady" czy "Zakochana Jane". Jako Agent 23 wystąpił The Rock, znany wrestler, który od niedawna robi karierę w branży filmowej. Aktorzy zostali bardzo starannie dobrani. Nie mam zastrzeżeń, co do gry żadnego z nich, swoje postaci wykreowali w sposób jak najbardziej poprawny.
Oprawa dźwiękowa stoi na naprawdę wysokim poziomie. To, co mnie pozytywnie zaskoczyło to brak fajerwerków co pięć minut. Dobre efekty specjalne nie są złe, o ile dawkuje się je mądrze, tak, aby widz nie mógł się zachłysnąć. Na szczególną pochwałę zasługuje tutaj finałowy pościg, scena została bardzo dobrze zrealizowana.
Podsumowując, "Dorwać Smarta" to bardzo dobra komedia, która nie jeden raz potrafi zaskoczyć. Sztuką jest zrobić film, który nie tylko śmieszy, ale także ukazuje ciekawy wątek fabularny. Twórcom "Get Smart" bez wątpienia to się udało. Kto jeszcze nie widział, zapraszam do kina. Jeżeli nie zdążycie się załapać to nic straconego! Wydanie DVD już jest w drodze.