REKLAMA

Dragon Ball Z: Burst Limit

Dragon Ball Z: Burst Limit jest pierwszą bijatyką w uniwersum popularnego anime na konsole obecnej generacji. Starsza nieco seria Budokai prawdopodobnie nie uzyska kontynuacji. Czy nowa gra Dimps Corporation godnie kontynuuje tradycje studia? Myślę, że fani DB nie mają prawa być niezadowoleni, dla całej reszty graczy jest to zapewne miła ciekawostka...

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Fabuła Burst Limit obejmuje trzy sagi z serii Dragon Ball Z - "Saiyan Saga", "Freeza Saga" oraz "Cell Saga". W trybie " Z Chronicles", czyli kampanii single player, wydarzenia popychające akcję do przodu przedstawiane są za pomocą cutscenek na silniku gry, jednak wykonanie graficzne sprawia, że wyglądają one niemal jak wycięte z serialu. Wątpię jednak, by ktoś niezaznajomiony z anime, bądź komiksami z DB zrozumiał cokolwiek z fabuły gry - przerywniki filmowe nie mówią zbyt wiele. Ale przecież to bijatyka, po co komu fabuła by przedzierać się przez kolejnych wrogów? Wyjaśnione jest tyle ile trzeba - kogo i po co mamy bić.

REKLAMA

Twórcy oddali do naszej dyspozycji pokaźną liczbę postaci (21), jednak na początku mamy dostęp do zaledwie kilku. Kolejnych bohaterów odkrywamy wraz z postępami w trybie "Z Chronicles". Każdy wojownik, to unikalny zestaw ataków specjalnych, ściśle związanych z pierwowzorami. I tak, w wykonaniu Goku ujrzymy falę uderzeniową, a Kuririn posyła we wrogów ostrą jak brzytwa tarczę Ki.

No właśnie - do wykonywania specjalnych ataków, z których seria DB przecież słynie, potrzebna jest energia Ki, której poziom możemy odczytać na pasku u dołu ekranu. Energia ta ładuje się automatycznie, a gdy osiągniemy jej maksymalny stan, możliwe jest wzmocnienie postaci ja krótki czas za pomocą aury, lub wykonanie ataku Ultimate, innego dla każdego bohatera. W tym wszystkim kryje się jednak pewna niedoskonałość gry - o ile każda postać posiada swoje własne ciosy, o tyle ich wykonywanie to praktycznie te same kombinacje przycisków. Nie ma przez to efektu zróżnicowania, jeśli gracz opanuje dobrze jednego wojownika, tak samo skutecznie będzie grał każdym innym.

Poza "Z Chronicles", w menu ujrzeć możemy także opcje "Trial" oraz "Versus". Pierwsza z nich polega na podejmowaniu wyzwań, jak na przykład "Survival" - walka z kolejnymi wrogami do upadłego. Druga opcja to oczywiście walka dwóch graczy za pomocą dwóch padów lub poprzez sieć. Twórcy postarali się, by urozmaicić rozgrywkę wieloosobową jak to tylko możliwe. Przed walką wybieramy postać, którą chcemy walczyć, jej partnera (o tym za chwilę), ciosy specjalne, jakich chcemy używać podczas pojedynku, a także arenę oraz tzw. "Drama Pieces". Te ostatnie polegają na losowych zdarzeniach występujących podczas walki - na przykład Vegeta posiada umiejętność "Gniew Vegety", która odpala się po sporej serii obrażeń przyjętych przez tego bohatera. Obserwujemy wtedy krótką scenkę obrazującą wydarzenie, po czym wojownik otrzymuje na pewien czas bonusy, takie jak np. szybsze regenerowanie Ki. Sprawia to, że walki otrzymują nieco filmowego posmaku, jeszcze bardziej zbliżając się do serialowego pierwowzoru. Ważna jest też rola wybranego partnera, który w krytycznej sytuacji pojawi się w cutscence, by na przykład podać nam uzdrawiającą fasolkę, lub strzelić kopniaka przeciwnikowi. Nie przechyla to zbytnio szali zwycięstwa, ale całkiem ładnie urozmaica rozgrywkę.

Oprawa graficzna Burst Limit… szokuje! Nie żeby była jakaś super realistyczna czy coś w tym guście, twórcy po prostu pokusili się o uczynienie jej jak najbardziej podobną do serialu. I udało im się to w stu procentach, pomimo trójwymiarowej grafiki, każdy kadr z cutscenek wygląda jak ręcznie rysowane anime. Osoby dobrze zaznajomione z telewizyjnym pierwowzorem (np. ja) zauważą m.in. identyczne ujęcia poszczególnych scen, które występują i w serialu, i w grze! Swoją drogą, nawet animacje, ruchy i miny postaci zostały odwzorowane idealnie.

Strona audio dzieła Dimps Corporation również prezentuje się bardzo okazale, zawier dźwięki wyjęte żywcem z oryginału, a aktorzy dubbingujący postaci wypadają bardzo przekonywująco. Na szczęście jedynie w menu możemy usłyszeć japońskiego rocka, który może i pasuje klimatem, ale nie każdemu się przecież podoba. Podczas samych walk natomiast, młóceniu towarzyszy dynamiczna, przyjemna muzyka, niekiedy trafi się też cięższy gitarowy riff. Ogólnie - dźwięk na duży plus.

REKLAMA

Dragon Ball Z: Burst Limit nie jest zbytnio rozbudowany, troszkę razi brak zróżnicowania w filozofii gry poszczególnymi postaciami. Pochwalić można jednak twórców za zbalansowanie możliwości bohaterów - szanse pomiędzy dwoma graczami, nawet w meczu tak z pozoru nierównym jak np. Goku vs. Piccolo, są zawsze równe. Szkoda, że studio nie poszło w ślady takich serii jak Mortal Kombat, czy też Tekken, w których otoczenie oraz ubrania bohaterów ulegają zniszczeniom - tutaj wszystkie elementy plansz stanowią jedynie tło walki.

Jeśli szukacie ogromnej bijatyki, z milionami combosów dla jednej postaci, wymagającej wielu godzin ćwiczeń celem opanowania trudniejszych ataków, omawiana gra to zły adres. Przy Burst Limit można bawić się bardzo dobrze, jednak jest to tytuł niezbyt skomplikowany. Tak jak wspomniałem na początku, fani anime DB poczują się tutaj jak w niebie, pozostali - to już kwestia gustu. Myślę jednak, że mistrzowsko wykonana oprawa graficzna, bardzo dobre udźwiękowienie oraz dość duże tempo walki mogą zadowolić większość miłośników bijatyk. Przejście kampanii "Z Chronicles" zajmuje raptem 2-3 godziny, jednak rozgrywka w trybie "Versus" może zabrać wiele, wiele wieczorów…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA