REKLAMA

„Dziedzictwo Jowisza” to taka „Liga Sprawiedliwości” dla ubogich. Oceniamy nowy serial Netfliksa

Netflix udostępnił właśnie nowy serial o superbohaterach, który na pierwszy rzut oka wygląda jak tania podróbka „Ligi Sprawiedliwości” od DC. Na szczęście potem jest już tylko lepiej, a scenarzystom udaje się uniknąć przesadnego popadania w klisze i utarte schematy.

dziedzictwo jupitera netflix jupiters legacy serial recenzja
REKLAMA

Opowieści o superbohaterach to współczesne mity, a na przestrzeni lat wyrosły nam dwa osobne panteony. Z jednej strony jest Marvel ze swoimi Iron-Manami, Spider-Manami i Hulkami, a w drugim narożniku ustawili się Batman z Supermanem i spółką. Rozparcelowali sobie ich w dodatku właściciele dwóch ogromnych serwisów streamingowych, czyli odpowiednio Disney oraz HBO.

REKLAMA

Netflix, który pod względem liczby subskrybentów przebija rywali, musi być z tego powodu bardzo niepocieszony — tym bardziej że utracił prawa do części postaci Marvela, będących dla wielu odbiorców swego czasu clou jego oferty. Twórcy największego serwisu VOD na świecie nie zamierzają jednak składać broni. Uznali, że jak nie udało się im drzwiami, to spróbują oknem.

dziedzictwo jupitera netflix jupiters legacy serial recenzja class="wp-image-1714957"
Nie, to nie jest Hala Sprawiedliwości, tylko siedziba Unii Sprawiedliwości

Dziedzictwo Jowisza” to próba zapełnienia wyrwy w bazie Netfliksa, jaką jest brak kolejnych produkcji oryginalnych na bazie komiksów Marvela i DC.

Netflix próbuje tę dziurę zasypiać zresztą nie pierwszy raz. Przykładami poprzednich starań są takie produkcje jak „Super Drags”, „Wu Assassins”, „Raising Dion” czy „The Protector”, o skądinąd świetnym „The Umbrella Academy” nie wspominając. Niestety nowe „Dziedzictwo Jowisza” do czołówki raczej nie trafi, a na tle tego ostatniego serialu wypada wręcz ciut blado.

Warto wspomnieć, że mamy tu do czynienia z adaptacją komiksu, ale nie od DC lub Marvela, tylko od wydawnictwa Image Comics. Scenariusz napisał Mark Millar znany z „The Authority”, „Kingsman: The Secret Service”, „Wanted” czy „Kick-ass”, a za obrazki odpowiada Frank Quitely (również „The Authority”, a także „New X-Men”, „We3”, „All-Star Superman”). Pokolorował je Peter Doherty („Felicity”, „Judge Dredd”).

O co chodzi w „Jupiter’s Legacy”?

Jako widzowie trafiamy do świata, w którym obecność superbohaterów nikogo już nie dziwi i nie wzrusza — ba, są tu wręcz celebrytami! Wygląda to trochę jak rzeczywistości z komiksów i seriali „Powers” lub „The Boys”, tyle że nie zostało to przedstawione w krzywym zwierciadle — posiadacze supermocy nie są bynajmniej dekadenckimi cynikami, tylko faktycznie zależy im na dobru maluczkich.

dziedzictwo jupitera netflix jupiters legacy serial recenzja class="wp-image-1714960"
W pierwszym sezonie „Dziedzictwa Jowisza” nie mogło zabraknąć pogrzebu

Na samym wstępie dostajemy też krótki flashback, w którym poznajemy niejakiego Utopiana oraz dwójkę jego dzieci o nadzwyczajnych zdolnościach. Chwilę później przeskakujemy do teraźniejszości, czyli 2019 roku. Dowiadujemy się, że dorastanie pod okiem najważniejszego superbohatera nie było łatwe: Brandon wyrósł na zakompleksionego mężczyznę, a Chloe jest modelką, która wiecznie pije i ćpa.

Tym uroczym akcentem rozpoczyna się nasza nowa przygoda, podczas której obserwujemy akcję z wielu perspektyw w kilku liniach czasowych.

Głównymi bohaterami są tu niejaki Utopian (Josh Duhamel) wraz z rodziną, czyli posługującą się kryptonimem Lady Liberty żoną Grace (Leslie Bibb), synem Brandonem a.k.a. Paragonem (Andrew Horton), krnąbrną córką Chloe (Elena Kampouris) oraz starszym bratem Walterem zwanym też Brainwave’em (Ben Daniels). Są członkami wielopokoleniowej Unii Sprawiedliwości.

dziedzictwo jupitera netflix jupiters legacy serial recenzja class="wp-image-1714966"

Organizacja założona przez Utopiana kieruje się oczywiście Kodeksem, zabraniającym zabijać i broni świata przed Złem. Bohaterowie, którzy zostaną przyjęci do tej wielopokoleniowej grupy, muszą świecić przykładem. Problem w tym, że świat się zmienia, a społeczeństwo zaczyna wymagać od nich znacznie bardziej zdecydowanych działań, niż zamykanie łotrów w więzieniu…

Byłem gotów uznać „Dziedzictwo Jowisza” za generyczny popłuczyny po Marvelu i DC, ale już pierwszy cliffhanger sprawił, że zmieniłem zdanie.

Z początku mogłoby się wydawać, że serial rozpoczynający się od parafrazy słów Spider-Mana o „wielkiej odpowiedzialności” będzie pełen klisz, a scenarzyści oparli się pokusie pójścia wydeptaną ścieżką na skróty. Kilka razy udało im się mnie zaskoczyć i ani się obejrzałem, zaczęło mi troszkę zależeć na postaciach. Pojawiły się też kolejne punkty widzenia i odcienie szarości.

W trakcie serialu cofamy się również w czasie o 90 lat aż do wielkiej recesji w Stanach Zjednoczonych. Obserwujemy w tych scenach młodość szefa szefów nowożytnych superbohaterów, czyli Utopiana, gdy był jeszcze wyłącznie Sheldonem Sampsonem. W rezultacie mamy tutaj de facto dwie przeplatające się produkcje, z których jedna rzuca nas na głęboką wodę, a druga jest takim origin story.

dziedzictwo jupitera netflix jupiters legacy serial recenzja class="wp-image-1714969"
W serialu „Jupiter's Legacy” jest sporo retrospekcji

Pozostaje jednak nadal pytanie: czy warto poświęcić „Dziedzictwu Jupitera” swój czas?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo sam, gdyby nie fakt, iż przyszło mi recenzować tę produkcję, to pewnie bym ją ominął. Jako że dostajemy serial o superbohaterach, który w dodatku (na szczęście!) nie jest typowym origin story, jest szansa, że przypadnie on bardziej do gustu ludziom, którzy nie śledzą z wypiekami na twarzy wszystkich nowości ze świata Marvela i DC.

Z tego powodu niekoniecznie go rekomenduję, ale jeśli tylko macie do facetów i pań w obcisłych rajtuzach słabość, a mainstreamowych produkcji Marvela i DC przesyt, warto dać szansę pierwszemu z ośmiu odcinków „Jupiter’s Legacy”. Jeśli już po tej niecałej godzince pojawi się chemia, to super, pewnie się wkręcicie, a jeśli nie — lepiej dać sobie spokój.

REKLAMA

Pełny sezon „Dziedzictwa Jupitera” składający się z ośmiu odcinków pojawił się właśnie w serwisie Netflix.

Oscarowe i głośne tytuły możesz obejrzeć w CHILI za darmo dzięki nowej promocji Logitech – sprawdź

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA