REKLAMA

"Dziewczyny z Dubaju" mogły wcale nie wejść do kin. Przed premierą wybuchała afera za aferą

Ekranizacja "Dziewczyn z Dubaju" z założenia miały wywoływać kontrowersje. Wszyscy przecież wiedzieliśmy, o czym opowiada książka Piotra Krysiaka. Wokół filmu zaczęły jednak wybuchać afery jeszcze przed premierą, która wydawała się zagrożona.

film dziewczyny z dubaju afery skandale doda emil stepien
REKLAMA

"Dziewczyny z Dubaju" opowiadają o aferze dubajskiej, którą parę lat temu żyło pół Polski. Zamieszane w nią były polskie celebrytki dorabiające sobie jako ekskluzywne prostytutki (wśród sutenerek znalazła się córka znanego muzyka rockowego Joanna Borysewicz, a jedną z dziewczyn była Miss Polonia). Reżyserką filmu została Maria Sadowska ("Sztuka kochania"), a producentami Doda i jej były mąż Emil Stępień. W roli głównej wystąpiła Paulina Gałązka.

REKLAMA

Wiadomo, że w dzisiejszych czasach nie da się ocenić, czy ktoś celowo rozsiewa plotki i wywołuje gównoburze, by pomóc w promocji, czy skandale są zupełnie nieplanowane. Nigdy się nie dowiemy, jak było z "Dziewczynami z Dubaju", ale fakt faktem – o filmie było głośno na długo przed premierą i nie wynikało to z samej jego tematyki, ale sytuacji zakulisowych.

Autor książki "Dziewczyny z Dubaju" wypowiedział umowę producentowi filmu.

Na początku września internet obiegła plotka, że film "może nie ujrzeć światła dziennego". Była to teza lekko na wyrost, bo premiera "Dziewczyn z Dubaju" wtedy jeszcze nie była zagrożona. Dopiero później zrobiło się naprawdę grubo, o czym za chwilę.

Faktem jest, że pisarz i dziennikarz Piotr Krysiak wypowiedział umowę, ponieważ producenci nie dotrzymali wszystkich zobowiązań. Z tego, czego się od niego dowiedziałem, mieli kupić prawa do ekranizacji za kilkaset tysięcy złotych, ale np. w materiałach promocyjnych nie umieszczali informacji, że film jest oparty na jego reportażu.

Ponadto nie powstała zapisana w umowie druga wersja plakatu, która miała zdobić ponowne wydanie książki (ostatecznie poster wyszedł). Z czym to się wiąże? Okres wypowiedzenia umowy upłynie 31 grudnia 2022 r. W związku z tym od 1 stycznia 2023 r. producenci nie będą mogli tego filmu dystrybuować. Jeżeli wtedy "Dziewczyny z Dubaju" pojawią się na Netfliksie czy innych platformach VOD, Krysiak będzie mógł ich pozwać.

Dody i Marii Sadowska nie wpuszczono do montażowni, więc nie mogły skończyć filmu.

Doda praktycznie do samej premiery "Dziewczyn z Dubaju" była w trakcie procesu rozwodowego z Emilem Stępniem (został on przypieczętowany 15 listopada), co z pewnością dolało oliwy do ognia po obu stronach. On nie pozwolił poprawić filmu, a ona na początku października upubliczniła nagrania, które obiegły sieć. Widzieliśmy na nim piosenkarkę-producentkę razem z reżyserką Marią Sadowską stojącą przy zamkniętych drzwiach do montażowni.

Czuję się wykorzystana, oszukana. Wzięta do spółki, żeby tylko być twarzą filmu, rozpromować to, później zbierać wszystkie cięgi, medialne lincze, pretensje, prawne konsekwencje i finansowe, a okazuje się, że wyrzuca się mnie jak śmiecia i zamyka drzwi przed nosem do montażowni, w której siedziałam przez ostatni rok. Jak im nie jest wstyd. Tylko dlatego, że Emil oszalał (...) Emil nawet nie dał jednego oświadczenia, że nie miałam nic wspólnego z jego aferami finansowymi. A ja muszę całe to g*wno zbierać na siebie

– twierdziła Doda.

Według ich relacji to Stępień wysłał maile do pracowników, by nie wpuścili ich do montażowni. Tymczasem Doda i Sadowska musiały skrócić film, czego też chciał dystrybutor.

"Ani Maria Sadowska nie podołała temu filmowi, jak i poprzedniej "Sztuce kochania o Michalinie Wisłockiej", ani p. Dorota Rabczewska nie jest tak zdolna, jak się próbuje lansować. Przestańcie Państwo ślepo prowadzić się tanim medialnym zagrywkom celebrytów. Film jest już w pełni ukończony i zabezpieczony do dystrybucji polskiej i międzynarodowej. Jestem producentem tego filmu i nie pozwolę, aby w ciszy, bez mojej wiedzy, za moimi plecami - bo tak to wyglądało - ingerować w film" – tłumaczył się Emil Stępień.

Po wielu tygodniach dram Dodzie i Sadowskiej udało się dokończyć film według ich wizji. Piosenkarka powiadomiła o tym 15 listopada, czyli niecałe 2 tygodnie przed premierą kinową. "Film jest gotowy dopiero teraz" - napisała. Z pierwszych recenzji wynika, że "Dziewczyny z Dubaju" i tak są za długie, bo po skróceniu "Doda final cut" trwa aż 140 minut. Strach pomyśleć, ile miała się ciągnąć wcześniejsza wersja "Stępień cut".

Na jaw zaczęły wychodzić mroczne sekrety Emila Stępnia. Wybuchły kolejne skandale

Do mediów zaczęły przeciekać niezbyt przychylne informacje na temat Emila Stępnia. Biznesmen wiódł burzliwy związek z Dodą i od lat co chwilę gościł w portalach plotkarskich. Tym razem pojawiały się jednak naprawdę poważne zarzuty - jego była żona napisała, że nie podpisuje się pod: "Nieuregulowaniem zapłaty dla ekipy. Jak się ostatnio okazało za muzykę do filmu".

Podobne oskarżenia pojawiły się w 2019 roku przy premierze "Pitbull. Ostatni pies". Jego spółka, Ent One Investments, miała nie płacić inwestorom... ponieważ film przyniósł straty. Gorącą atmosferę wokół produkcji podsycał też Piotr Krysiak. Najpierw opublikował zapis rozmowy z Dodą, na którą głos podnosił jej jeszcze wtedy mąż, potem umieścił na Facebooku długi wpis zatytułowany: "Jeszcze producent czy gangster?".

Stępień miał grozić bohaterce książki "Dziewczyny z Dubaju", która współpracowała przy filmie. Pisarz opublikował na dowód screeny wiadomości. Oto treść jednej z nich:

 class="wp-image-1840621"
Fot. Piotr Krysiak / Facebook

Stępień miał chwalić się znajomością z warszawskimi gangsterami, a zastraszanie było związane z planowanym wyciekiem jego wiadomości z modelkami (i faktycznie takie screeny trafiły do sieci), które miał zwabiać do siebie. To nie koniec rewelacji od dziennikarza.

"W Warszawskiej prokuraturze okręgowej trwa śledztwo w sprawie wyłudzenia przez Emila Stępnia pieniędzy od inwestorów m. in. na film 'Grom'. Prawdopodobnie ponad 200 inwestorów domaga się od niego zwrotu prawie 50 milionów złotych" – pisał Krysiak.

Doda nie pojawiła się na premierze filmu. Stępień najpierw jej podziękował, a potem wbił szpilę.

W poniedziałek, 22 listopada, miała miejsce oficjalna premiera filmu. Na czerwonym dywanie zabrakło jednak Dody (na zdjęciu niżej widzimy tylko jej tekturową podobiznę). Nie wszystkich to zaskoczyło, ponieważ już w połowie października to zapowiadała.

Nie chcę żeby moja osoba i ten żenujący skandal (który jest w mojej ocenie antyreklamą - co się okaże na dniach!) odwracał uwagę od aktorów i reżyserki. Nie przyjdę na premierę filmu, skoro ludzie, którzy ze mną pracowali nad nim nie dostali za to wynagrodzenia (warto przeczytać post Piotra Krysiaka na Facebooku - autora książki "Dziewczyny z Dubaju"). Nie będę podpisywać się i brać odpowiedzialności za film, którego reżyserka Maria Sadowska nie mogła dokończyć. Zostałam publicznie obrażona, a moja praca i umiejętności zdyskredytowane i niedocenione. Nie będę stać tam obok człowieka, z którego ust te słowa padły i się szczerzyć do obiektywów

napisała na Facebooku 13 października.
 class="wp-image-1840627"
 Fot. Jarosław Antoniak / Kino Świat.

Za to Emil Stępień pojawił się na poniedziałkowej premierze w Złotych Tarasach i... podziękował Dodzie ze sceny. "Poprzez produkcję kreatywną, jak i zaangażowanie we współpracę reżyserską razem z Marią, Dorota, w moim odczuciu, wykonała gigantyczną pracę, za co chciałbym jej serdecznie podziękować. Ten film w dzisiejszym kształcie na pewno nie wyglądałby tak dobrze, gdyby nie było w nim udziału Doroty Rabczewskiej" – przyznał w przemówieniu. Jednak dzień później wbił szpilę obu artystkom w wywiadzie z "Plotkiem".

REKLAMA

Obydwie pokazały, że nie nadają się do biznesu. W tamtym momencie przestał to być konflikt na linii Emil-Dorota. W to zaangażowany był produkt, jakim jest film, który powstał z prywatnych pieniędzy. Moich widzów i inwestorów, którzy idą do kina, nie interesuje, czy ja się kocham, czy nie z Dorotą. To mogą przeczytać w mediach. Kupując bilet do kina, te osoby mają przyjść i dostać gotowy produkt. Każda osoba, która myśli o biznesie, nie będzie wykorzystywała swojego produktu, żeby uderzać w inną osobę. To jest antybiznesowe

– powiedział "Plotkowi" Emil Stępień.

Dodał też, że nie zostały wpuszczone do montażowni, bo chciały majstrować przy filmie za jego plecami, o czym mają świadczyć maile o treści "Nie mówcie nic Emilowi". "Ja jestem współwłaścicielem tego filmu. Panie mogły wejść wszędzie, bo znają mnie. Tu nie chodziło o przeciąganie liny, a o to, żeby postępować wspólnie, a nie solidarnością jajników" – powiedział. Co z tego wyszło? Przekonamy się o tym już w tym tygodniu.

Film "Dziewczyny z Dubaju" wchodzi do kin od 26 listopada.

*zdjęcie główne: Aleksandra Mecwaldowska / Kino Świat

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA