REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Ed, Edd n Eddy: The Mis Adventures

Rytmiczne walenie głową o klawiaturę, przyśpieszony oddech, głęboka frustracja, irytacja i znużenie. Dla zabawy włącza się Obrady Sejmu i koncert Piotra Rubika, gryzie niewielkie kawałki drewna, po czym sprzedaje się je jako doskonale wykończone wykałaczki bogatym dzieciakom z Beverly Hills.

11.03.2010
14:47
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Objawy po godzinnym czasie spędzonym z Ed, Edd n Eddy: The Mis Adventures

REKLAMA

Oczekiwać cudów po produkcji Midway byłoby, jak najdelikatniej mówiąc, rzeczą bardzo naiwną i zupełnie bezpodstawną. Oto na kolejnej licencji powstaje średni platformer dla najmłodszych, którego główną zaletę stanowią znani z wielkiego ekranu bohaterowie i lokacje, w założeniach przyćmiewające tak drobne niedoróbki jak, na przykład, żałosna oprawa, intuicyjne inaczej sterowanie i wykonanie pozostawiające wiele do życzenia.

Cały sękacz (i kawałek piernika) w tym, że podstawą The Mis Adventures wcale nie był obraz kinowy, a popularna, emitowana od kilku lat kreskówka. Teoretycznie nikt z batem nad programistami nie stał, pensji nie obcinał, w pracy po godzinach nie trzymał, więc po co było się śpieszyć? Abstrahując już od tego, że do słowa "średni" z poprzedniego akapitu również można mieć zastrzeżenia.

Ed, Edd i Eddy to trójka przyjaciół zamieszkujących przedmieścia bliżej nieokreślonego miejsca w Ameryce. Przez całe wakacje (podczas których toczy się akcja serialu) Eddy - cwaniak-nieudacznik, wykorzystując naiwność i geniusz Chudego (to jeden z Edów) i niebywałą siłę połączoną z monstrualną głupotą i zupełnie zatraconym poczuciem rzeczywistości trzeciego z bandy Edków - próbuje pozyskać fundusze na kupno przepysznych łamiszczęk - najbardziej smakowitych cukierków po tej stronie równika. Nie muszę chyba dodawać, że zazwyczaj chłopaki muszą obejść się (dosłownie) smakiem, bowiem życie weryfikuje ich ambitne plany? Jest jednak zabawnie i wesoło, a chyba właśnie o to chodzi.

The Mis Adventures to niezbyt ambitna próba adaptacji serialu na komputery osobiste i konsole starej generacji. Niezbyt ambitna, bowiem programiści sięgnęli po cechujący większość ekranizacji schemat. Zaprojektowali więc prosty, do bólu klasyczny platformer, w którym możemy pokierować wszystkimi trzema bohaterami tytułowymi. Gra to luźny zbiór kilku historyjek, częstokroć opartych na serialowych przygodach Edków, choć zarazem odpowiednio przeinaczonych. Całość jest jeszcze płytsza, bardziej bezsensowna i niejasna niż kreskówka - można by to jeszcze przeżyć, gdyby nie fakt, że gra nie niesie ze sobą również oryginalnego poczucia humoru, który zawierał filmowy oryginał. Chlubne wyjątki (Mona-Sarah Lisa!) nie rekompensują nieciekawej reszty (nie wiem, kto wpadł na genialny pomysł wtopienia w lokacje psich kupek, ale dowcip [?] przepony na kawałki nie rozrywa!).

Fabuła ukazywana jest przez cutscenki na silniku gry oraz przypominające kreskówkę, choć bardziej statyczne, filmiki. Poszczególne epizody nie łączą się w żadną logiczną całość. Ot - z podwórka (notabene nader podobnego do tego przedstawionego w serialu), które stanowi bazę wypadową, przyjmujemy kolejne zlecenia. Po zaakceptowaniu jakiejś misji przenosimy się do stworzonego przez twórców poziomu, który możemy, nawet nie doprowadzając zadania do końca, opuścić.

Oczywiście całość i tak należy ukończyć, aby pchnąć akcję do przodu (czytaj - uzyskać dostęp do kolejnej misji), zaś jeżeli zachce Ci się przerwać któreś z zadań i wyłączyć grę - mówi się trudno, będziesz je musiał zaczynać od początku. Fakt, że zachowasz znajdźki, które udało Ci się zdobyć podczas wykonywania misji, ale samo wyzwanie będziesz zmuszony podjąć de novo.

Podczas zabawy (?) co i rusz natykamy się na rozmaite zwierzaki próbujące utrudnić nam dotarcie do upragnionego celu. Raz są to mini-krokodyle czy buldogi, które najlepiej staranować, korzystając z umiejętności specjalnej Eda (co jednak bywa nader irytujące), niekiedy - "wczepiające" się w kierowanego przez nas bohatera maleńkie zwierzaczki, spowalniają go i wysysają energię do czasu, gdy nie uda nam się ich zrzucić energicznym skokiem. Nawet świeżo kanonizowany święty dostanie ze złości wysypki i zacznie brać leki psychotropowe, gdy co chwila będzie się musiał opędzać od tych stworków podczas biegu po zwykłym korytarzu.

Sama walka zresztą do fascynujących nie należy. Najbardziej skuteczny jest niedomyty Ed, który, rytmicznie waląc głową o ziemię, błyskawicznie pozbywa się każdego stworzenia w zasięgu wzroku. Chudy nie radzi sobie już tak dobrze. Twórcy doszli do wniosku, że należy podkreślić jego niezwykły intelekt, co zrobili wsadzając mu w łapę linijkę, którą wyciąga zza pazuchy z takim opóźnieniem, że w trakcie można by spokojnie wysłuchać pełnej wersji Echoes Pink Floyd. Z kolei cwaniak Eddy radzi sobie ze swoim jojo całkiem nieźle. Często wykorzystujemy też specjalną umiejętność Eda, który tworzy z całej trójki łańcuch przemieszczający się z olbrzymią prędkością i niszczący wszystko, co się rusza.

Pozostałe Edki również posiadają pewne 'dary'. Chudy formuje z dwóch pozostałych coś na kształt trampoliny, która pozwala dostać mu się w każde z pozoru niedostępne miejsce. Eddy zwołuje całą trójkę, która wspina się na plecy Eda, dzięki czemu możliwe jest pokonanie cienkich kładek i przewodów. Warto też wspomnieć, że Chudy, jako najmądrzejszy z całej trójki, jest non stop popychany (jak na złość, ze względu na jego wyjątkowo mizerną wartość bojową) w najbardziej niebezpieczne miejsca, gdzie musi uruchamiać różnorakie mechanizmy. Komicznie wygląda, gdy tylko on z całej trójki jest w stanie zakręcić kołem czy pchnąć (!) drzwi, ale gra pełna jest podobnych absurdów.

Kluczem do zdobycia wszystkich sekretów (z drobnymi wyjątkami vide film o Desce, ciekawych inaczej) i ukończenia gry (a także dwóch bonusowych poziomów, z czego jeden stanowi kiepską podróbkę poziomu z gry Psychonauts rozgrywanego w Lungfishopolis. Wcielamy się w Eddzillę, która miażdży wszystko na swojej drodze. Nudzi się to... po 3 sekundach. Zabrakło pewnej maestrii wykonania, rozmachu - innymi słowy czegokolwiek, poza sensownym pomysłem, co utrzymałoby nas przy tym etapie bez ziewania na każdym zakręcie) jest współpraca między całą trójką. Naprawdę interesujący pod tym względem jest ostatni poziom, dzięki któremu zdecydowałem się nie przyznać grze lipy [Uaktualnienie - jednak się zdecydowałem ;]).

REKLAMA

Oprawa, ponoć już w założeniach, niestaranna i 'komiksowa', co miało ją zbliżyć do stylistyki kreskówki - stanowi kolejny minus The Mis Adventures. Grafika jest nie tyle "niestaranna", co brzydka. Zaprojektowanego na kolanie engine'u nie ratują obrzydliwe filtry graficzne, zaś niska rozdzielczość (bez możliwości zmiany) dopełnia kiepskiego wrażenia. Muzyka, a raczej zapętlone w kółko, proste melodyjki, pogłębiają jedynie irytację. Pewnym smaczkiem jest "gwizdany" motyw przewodni serialu w menu.

The Mis Adventures to jedna ze słabszych pozycji w jakie przyszło mi grać w przeciągu ostatnich miesięcy. Niski poziom trudności, masa irytujących patentów, którymi twórcy-sadyści uprzykrzają graczom życie i koszmarna oprawa sprawiają, że pomimo wyjątkowo mizernej długości - mało kto ukończy grę. Sprawę nieco ratuje interesujący, wymagający nieco więcej logicznego myślenia, ostatni poziom. Niemniej nie jest on w stanie zatrzeć ogólnego, paskudnego wrażenia, które roztacza całość. Zgwałciłeś, niepobożny Midwayu oczy moje!

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA