REKLAMA

Seks jako obowiązek i kobiety jako brudne szklanki. Internetowi pato-edukatorzy w akcji

W publicznej debacie od lat niczym bumerang powraca kwestia edukacji seksualnej, a właściwie... jej braku. Nic dziwnego, że gdy prawdziwi eksperci nie są dopuszczani do głosu, ich miejsce zajmują pseudoedukatorzy. A tych w sieci niestety nie brakuje.

edukacja seksualna internet patologie mity
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze niedawno na TikToku krążył bijący rekordy popularności filmik, w którym ksiądz porównywał współżyjące przed ślubem kobiety do brudnych szklanek, a zaledwie parę dni temu w sieci zawrzało za sprawą katolickich youtuberów przekonujących, że odmowa seksu w małżeństwie jest — nomen omen — pogwałceniem małżeńskiego obowiązku. I choć nagranie kontrowersyjnego księdza zostało już usunięte, a Ramona i Janek Figatowie sprostowali swoje słowa o tym jakoby żona „nie rozporządzała swoim ciałem”, to takich materiałów wypaczających temat ludzkiej seksualności w internecie jest znacznie więcej.

Kobieta: albo brudna szklanka, albo seksualna niewolnica

Opublikowane przez salezjanina Jakuba Piątkowskiego (na TikToku księdza obserwuje prawie 40 tys. osób) nagranie, w którym kapłan mówi o tzw. czystości przedmałżeńskiej, wywołało lawinę reakcji. Wszystko przez to, że zakonnik porównał współżyjące poza małżeństwem dziewczyny i kobiety do... brudnych szklanek.

Szklanka. Kiedyś była pełna, teraz już jest pusta, trochę brudna. Wiele osób z niej piło. Chcesz się napić? Prawdopodobnie nie

— mówił w filmiku salezjanin, ostentacyjnie krzywiąc się na samą myśl o seksie z nie-dziewicą.

Podobne kontrowersje wywołał parę dni temu filmik katolickich youtuberów, Ramony i Jana Figatów, którzy prowadzą kanał o nazwie „Jednym sercem”. Para stwierdziła w nagraniu, że „żona nie rozporządza własnym ciałem”, a gdy odmawia mężowi współżycia, naraża go na groźne nałogi:

Współżycie w małżeństwie jest obowiązkowe i jest to prawda, naprawdę

— przekonują w głośnym nagraniu youtuberzy, powołując się na cytat ze świętego Pawła.

Co więcej, ta sfera seksualna jest bardzo wrażliwą i delikatną sferą, i na przykład często u mężczyzn wiąże się z poczuciem własnej wartości, więc jakieś zranienie w tej sferze, jakieś niespełnienie, może powodować obniżenie poczucia własnej wartości. To jest bardzo ważne. Co więcej, taka odmowa współżycia nieuzasadniona może prowadzić do grzechu, gdyż taka osoba, której odmawiamy, może wybrać grzech. I to są grzechy seksualne, takie jak pornografia, masturbacja, ale mogą to być również uzależnienia, ucieczka np. w alkohol, również w gry...

— usłyszeliśmy w filmiku.

„Nie promujemy gwałtu małżeńskiego”

W opublikowanym wczoraj materiale para odpiera zarzut promowania „gwałtu małżeńskiego”, ale nadal w wypowiedziach youtuberów padają kontrowersyjne stwierdzenia:

Z jednej strony osoba, która ma większą potrzebę zbliżenia, powinna uszanować decyzję drugiej osoby z miłością. Ale także i ta, która ma mniejszą ochotę na zbliżenie, też powinna uszanować tą drugą. Starać się odpowiedzieć na tę potrzebę z miłością. W trakcie miłosnego zbliżenia nie okazywać zniechęcenia.

— przekonuje małżeństwo.

Z drugiej strony osoba, która decyduje się na zbliżenie, a nie ma ochoty, to też może być dla niej upokorzenie. Dlatego trzeba o tym rozmawiać i poznać swoją wrażliwość. Popęd i jego brak są naturalną sprawą. Podkreślaliśmy, że akt małżeński musi się odbywać za obopólną zgodą, więc chybione są oskarżenia, że promujemy "gwałt małżeński"

— mówią w filmie influencerzy.

Takich pato-edukatorów będzie tylko przybywać

Przywołane wyżej przykłady nie są odosobnionymi przypadkami, gdy osoby nieposiadające odpowiednich kompetencji wypowiadają się na temat ludzkiej seksualności i planowania rodziny (zwłaszcza gdy na te tematy, i to w taki stygmatyzujący, pozbawiony empatii sposób wypowiadają się osoby żyjące w celibacie). To skutek m.in. kulejącej w naszym kraju edukacji seksualnej.

Kiedy parę lat temu Anja Rubik zainicjowała swój głośny projekt o nazwie #sexedpl, modelka przekonywała, że pomysł narodził się z jej osobistych doświadczeń:

Dorastałam w Polsce, tak jak teraz wy. W kraju, w którym seks był i jest tematem tabu, a edukacja seksualna nie istnieje. Większość nastolatków w szkole słyszy jedynie nieprawdziwe informacje. Takie, że na przykład: masturbacja jest grzechem i wyrazem niedojrzałości, że istnieje tylko jedna orientacja seksualna, że kalendarzyk jest metodą antykoncepcyjną… Czyż to właśnie nie jest absurdalne? Cały świat mówi o konieczności i potędze edukacji. Ale rzadko rozmawiamy o edukacji seksualnej.

— czytamy na stronie powołanej przez Rubik fundacji.

Niestety, zarówno fala krytyki ze strony środowisk katolickich pod adresem projektu Anji Rubik, jak i wszelkich pomysłów dotyczących edukacji seksualnej w szkołach („Nie będą mi elgiebety uczyć Brajanka masturbacji!”) powoduje, że w Polsce nadal mamy ogromny problem z uświadamianiem młodych ludzi na temat seksu.

A przecież gdyby wiedza dorastających ludzi na temat funkcjonowania ich własnych ciał, faz cyklu menstruacyjnego i płodności kobiety czy metod planowania rodziny (z uwzględnieniem zarówno „tradycyjnej” antykoncepcji, jak i tzw. naturalnych metod promowanych przez środowiska konserwatywne) była większa, to być może trwające protesty kobiet po kontrowersyjnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, miałyby łagodniejszy przebieg.

Kiedy nawet „normalsi” mówią „dość”

To przypomina mi powtarzany przez skrajną prawicę jak mantrę argument o tym, jakoby „tęczowa mniejszość” chciała narzucić młodym Polakom i Polkom jedyne słuszne poglądy. Tymczasem te same środowiska same stosują identyczną technikę, naiwnie wierząc (lub kierując się cynizmem — niepotrzebne skreślić),  że Polska to katolicki kraj i wszyscy powinni postępować według nauki Kościoła.

Efekt takiej narracji nie tylko ośmiesza konserwatywne środowiska, ale przede wszystkim jest przeciwskuteczny: wystarczy tu wspomnieć o trendującym w ostatnim czasie w Google haśle „apostazja” i zapytać pięć losowych uczestniczek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, by przekonać się, że za wolnością wyboru w tak delikatnej kwestii, jaką jest przerywanie ciąży, są nie tylko lewicowe aktywistki nazywane pogardliwie „feminazistkami”, ale również „zwykłe” kobiety: żony, matki, a często również i osoby głęboko wierzące i identyfikujące się z katolicką wykładnią.

Jestem wdzięczna mojej szkole, że zapewniła dziewczynkom pierwsze podpaski

Na koniec przykład z mojego własnego podwórka. Kiedy byłam w podstawówce, uczestniczyłam w zajęciach WDŻ (wychowanie do życia w rodzinie) prowadzonych przez nauczycielkę biologii. Nie pamiętam, aby ktoś uczył nas masturbacji, ani zachęcał do zmiany płci. Pamiętam natomiast, że dziewczynki były uczone szanowania własnych granic, również cielesnych i zdecydowanego reagowania na przejawy ich przekraczania. Dostałyśmy też pakiet podpasek i świetnie wydaną, kolorową gazetkę dotyczącą pierwszej miesiączki.

Kiedy parę lat później nadszedł „ten dzień” (menstruacja nadal jest takim tabu, że sama przyłapuję się na mówieniu i pisaniu o niej nie wprost), w którym „stałam się kobietą” (kolejne uproszczenie), bardzo mi ten „intymny pakiet ratunkowy” pomógł. Bo o tym, że zaczęłam miesiączkować, byłam gotowa przyznać się mamie dopiero parę miesięcy później, tak bardzo był to dla mnie wstydliwy temat.

Niechęć do edukacji seksualnej bierze się z lęku, że dziecko będzie mieć wybór

I nie, nie każdy pochodzi z idealnych domów, w których rozmawia się na temat cielesności, seksu i emocjach z tym związanych, bo wielu rodziców ma z tym ogromny kłopot. Dlatego to szkoła powinna wziąć na siebie część tej odpowiedzialności i tak jak są zajęcia z postaw przedsiębiorczości (niejednokrotnie będące czystą fikcją, bo połowa moich znajomych przed trzydziestką nadal nie umie samodzielnie wypełnić PIT-u), tak to w szkole dziecko powinno być uczone podstawowych pojęć i mechanizmów opisujących życie płciowe.

Dlaczego nie oburzamy się na lekcje religii w szkole, a tak bardzo wzburza nas pomysł edukacji seksualnej? Dlaczego wolimy, by dziewczynki były narażone na metafory o brudnych szklankach, a poznawanie własnego ciała traktujemy niemal jako zamach na ich niewinność?

A do rodziców, katechetów i katolickich publicystów, którzy rozdzierają szaty nad „lewacką edukacją seksualną” mam właściwie jedno przesłanie: jeśli jesteście aż tak fatalnymi, pozbawionymi autorytetu  wychowawcami, że byle zajęcia w szkole są zagrożeniem dla wartości, które wpajacie swoim dzieciom i wychowankom, to nawet mi was nie żal.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA