REKLAMA

Elektryczne perły

Z polskich książek mam zwyczaj czytania tylko fantastyki. Z zasady niczego innego nie tykam. Tak dla mojego psychicznego bezpieczeństwa. Konrad T. Lewandowski był jednak wyjątkiem i za jego sprawą swoją żelazną zasadę musiałem złamać... Już trzykrotnie.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

I mam nadzieję, że zdarzy mi się to dużo więcej razy. W każdym razie, jak długo Lewandowski będzie serwował mi książki reprezentujące kryminały historyczne, tak długo będzie miał we mnie wiernego czytelnika. Czy jego powieści są aż tak doskonałe i wybitne? Nie! Są po prostu ciekawe, wciągające i przepełnione humorem. Więcej mi nie potrzeba. Elektryczne perły są już trzecią książką (po Magnetyzerze i Bogini z labradoru) opowiadającą o przygodach niezwykle charyzmatycznego nadkomisarza Jerzego Drwęckiego.

REKLAMA

Chyba najbardziej cenię Lewandowskiego nie za intrygi, nie za fabułę, lecz za międzywojenną Warszawę, ba! całą Polskę. Pisarz doskonale pokazuje nam obraz miasta, obyczaje tamtejszej ludności. Nie raz dałem się porwać i z zaciekawieniem krążyłem razem z Drwęckim po znanych mi dzisiaj okolicach. W Elektrycznych perłach znów spotykamy znanego nam z poprzednich tomów Franca Fiszera, Tuwima, Zasławską. Babcia Irena po raz kolejny doprowadza wszystkich do porządku, wujcio Hiacyntus z dumą wspomina stare czasy, a Marysia spodziewa się dziecka. Dodatkowo Jerzy ląduje w Poznaniu, na przygotowaniach do Powszechnej Wystawy Krajowej. Aby dopełnić ten cały galimatias mamy jeszcze Tadeusza Boy-Żeleńskiego z jego kontrowersyjnymi Słówkami. A to wszystko spoczywa na barkach młodego i ambitnego reprezentanta służb policyjnych.

Po raz kolejny autor opowiada nam jakby dwie oddzielne historie. Z jednej strony śledzimy postępy w śledztwie, znowu z drugiej obserwujemy bogate, prywatne życie nadkomisarza. Nie wiem, czy niestety to drugie nie przysłoniło zagadki kryminalnej, zwłaszcza w początkowych rozdziałach. W każdym razie, co jest dla niego charakterystyczne, Lewandowski zerwał ze schematem chandlerowskiego głównego bohatera. Jeszcze żaden policjant/detektyw/wojskowy (nieodpowiednie skreślić) nie toczył tak interesującego życia po pracy. Powieści kryminalne najbardziej znanych amerykańskich pisarzy nawet się do Polaka nie zbliżają. I choć książka na samym początku się dłużyła, tak później nie można było się od niej oderwać, śledząc na przemian z zapałem postępy w sprawie i cały bałagan, jaki Drwęcki miał na głowie w domu.

Pierwsza połowa 1929 roku. Poznań na kilka miesięcy staje się stolicą Polski w związku z odbywającą się tam Powszechną Wystawą Krajową, podsumowującą dorobek i możliwości odrodzonej Rzeczypospolitej. Nadkomisarz Jerzy Drwęcki, jak wszyscy, planuje urlop, by zwiedzić PWK razem z oczekującą dziecka żoną Marią. Nie przypuszcza, że trafi do Poznania znacznie szybciej i na o wiele dłużej, niż zamierzał. Rutynowa sprawa, którą z nudów odbiera podwładnemu, ma - jak się okazuje - drugie, niezwykle grząskie dno. Błyskotliwa kariera Drwięckiego jest zagrożona. Nawet zaprzyjaźniony pułkownik Wieniawa-Długoszowski tym razem ma za krótkie ręce... Na domiar złego wychodzi na jaw mroczna tajemnica sprzed 30 lat, dotycząca kręgu krakowskich przyjaciół Stanisława Przybyszewskiego. Tadeusz Boy-Żeleński, chociaż cała Polska z zachwytem lub oburzeniem nuci jego "Słówka", ma coraz mniej powodów do śmiechu.

REKLAMA

Zaczynając lekturę, nie spodziewaj się, iż będzie to najzwyklejsza sprawa, jakich pełno w tym bogatym w niestworzone historie gatunku. Lewandowski w swojej najnowszej książce dorównał największym fantazjom Koontza, a przy tym nie wkroczył na poletko fantastyki. Nie będę nic zdradzał, bowiem radość z odkrywania niesamowitej prawdy jest przeogromna. Tym bardziej, że nie raz znajdziesz drugie dno, a zanim trafisz na właściwy tor zdarzeń, zagubisz się w labiryncie przypuszczeń i sensacyjnych doniesień. Nie zdziw się, jeśli w pewnym momencie, czytając niezbyt uważnie, zagubisz się i będziesz zmuszony cofnąć się o parę stron.

W każdym razie, jeśli czytałeś poprzednie książki spod pióra Konrada Lewandowskiego, po tę sięgniesz z pewnością bez wahania, bowiem wiesz, czego możesz się po niej spodziewać. Co prawda Elektryczne perły są nieco gorsze niż Bogini z labradoru, ale jest to moje osobiste zdanie, z którym wiele osób się nie zgadzało. W każdym razie ten tytuł jest dla każdego. Dobra zabawa gwarantowana w każdym wypadku, czy jesteś niedzielnym czytelnikiem, czy też wielkim i zagorzałym fanem kryminałów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA