REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Fall Out Boy próbują uratować rock and roll? Nie wierzcie w to

Save Rock and Roll to bezczelny i oczywisty skok na kasę. Nie wierzcie Pete’owi Wentzowi, mówiącemu, że członkowie grupy zebrali się, żeby nagrać krążek, który “fucking matters”.

24.04.2013
12:00
Fall Out Boy próbują uratować rock and roll? Nie wierzcie w to
REKLAMA

Prawda jest pewnie taka, że po rozpadzie Fall Out Boy, poszczególni muzycy zajęli się swoimi sprawami (i wyjątkowo nieudanymi projektami pobocznymi), ale najwyraźniej kredyty na mieszkania, drogie samochody i rachunki zaczęły im trochę ciążyć, bo panowie błyskawicznie się pogodzili i nagrali taki album, który spełnia wszelkie możliwe warunki, by się dobrze sprzedać. Wylistujmy je sobie zatem.

REKLAMA

1. Ukłon w stronę rockowej publiczności

Już sam tytuł jest czystym kokietowaniem wszystkich fanów, którzy zawiedzeni byli zwrotem w kierunku przebojowego, lekkiego grania na poprzednich dwóch krążkach grupy. Tym niemniej nikt tu nie zamierza ratować rock nad rolla, a już na pewno nie Fall Out Boy, ekipa wyrosła na popularności grzywkowego pop-punku spod znaku AFI czy My Chemical Romance, a która szybko tez się zorientowała, że lepiej wychodzą jej bardziej popowe, radiowe kawałki, czego idealną ilustracją był np. pochodzący z albumu Infinity On High (bardzo dobry!) singiel This Ain't A Scene, It's An Arms Race, swego czasu grany wszędzie, gdzie się dało.

Tak czy inaczej, trochę przymilania się do rockowych konserwatystów faktycznie na Save Rock and Roll się znajdzie, szczególnie w ramach typowo stadionowego, monumentalnego grania - zupełnie jak gdyby chłopaki śmiało chcieli stanąć w szranki z innymi rockowymi mistrzami występów live, jak King of Leon czy Muse. Mamy więc skandowany refren w singlowym My Songs Know What You Did In The Dark (Light Em Up) (ech, co oni mają z tymi długaśnymi tytułami?) czy zamykający album utwór tytułowy, rockową balladę w stylu Aerosmith, ubarwioną jednak kilkoma dziwacznymi ozdobnikami oraz... wstępem gościnnym Eltona Johnna (o tym za chwilę). Sporo rockowej zadziorności ma też otwierający płytę kawałek The Phoenix, tutaj przyozdobiony dodatkowo smyczkowym, podniosłym intro.

10

2. Ukłon w stronę popowej publiczności

Nie zabrakło jednak na Save Rock and Roll momentów przywodzących na myśl bardziej melodyjne fragmenty poprzednich płyt, czy np. solowy album wokalisty grupy, Patricka Stumpa, Soul Punk. Where Did the Party Go czy Death Valley to kawałki z radiowym potencjałem i moim zdaniem gryzące się nieco z resztą zawartości płyty. Aczkolwiek szczerze mówiąc, w takim dance-punkowym czy nawet popowym repertuarze ugrzecznionych Klaxons czy Yeah Yeah Yeahs, Fall Out Boy wypadają moim zdaniem lepiej, niż siląc się na zbawianie rocka. To w ogóle zawsze był element rozpoznawalny tej grupy, że miała ona w składzie bardzo dobrego, elastycznego wokalistę, którego barwa głosu i możliwości doskonale pasują do rozmaitych popowych melodii, natomiast w wydaniu bardziej punkowym czy rockowym gość się po prostu marnował. Tak czy inaczej, chciałbym jednak więcej utworów takich, jak Where Did the Party Go od Fall Out Boy - nie dlatego, że preferuję jeden gatunek czy stylistykę nad drugą i do niej chciałbym koniecznie ten band przypisać - zwyczajnie mam wrażenie, że chłopaki wypadają w jego ramach bardziej naturalnie.

3. Udział wielu zaskakujących gości

Takie zapraszanie rozmaitych artystów w ramach występu gościnnego ma rzecz jasna swoje zalety. Nawet jeśli współpraca nie wypali pod względem artystycznym (a zdarza się nawet najlepszym, jak choćby przy okazji kolaboracji Justina Timberlake’a i Jaya-Z w Suit & Tie), to zazwyczaj wywołuje przynajmniej ciekawość słuchaczy, którzy chętnie zobaczą (i posłuchają) swoich ulubieńców w duecie z jakimś albo podobnym, albo też całkowicie egzotycznym artystą. I Fall Out Boy korzystają z tego chwytu nader często - do tej pory zdążyli zaprosić do studia m.in. Elvisa Costello czy Lil’ Wayne’a, czyli dwa zupełnie różne muzyczne światy, a tradycja kontynuowana jest także na Save Rock and Roll, gdzie pojawia się np. Courney Love, Big Sean czy sam sir Elton John. Byłej wokalistki Hole nie trzeba przedstawiać, tym bardziej sir Johna, a jeśli nie bardzo kojarzycie Big Seana, to ten człowiek, który cudem nie załapał się na zestawienie najgłupszych popowych tekstów.

W każdym razie tradycja została zachowana też w tym względzie, że owe featuringi niewiele wnoszą i choć samego Eltona Johna zwyczajnie miło posłuchać (choć jego głos kompletnie nie współgra z barwą Patricka Stumpa), a występ rapera jakoś tam urozmaica skądinąd strasznie nudny kawałek Mighty Fall, tak skrzeczenie Courtney Love wypada strasznie irytująco, a ona sama brzmi, jakby miała gdzieś, po co tu w ogóle jest.

4. Najbardziej lubimy piosenki, które już znamy

Tym punktem chciałbym podsumować moje wrażenie z słuchania Save Rock and Roll - bo choć na płycie znajdują się fragmenty lepsze i gorsze, to trudno oprzeć się wrażeniu, że to wszystko już słyszeliśmy i nie raz, ani nie dwa. Fall Out Boy nie sprzedają nam nic nowego, raczej misz-masz tego, co już sami zdążyli przerobić na poprzednich krążkach i przesłuchać na płytach innych wykonawców. Stąd też bierze się mój komentarz z początku tego tekstu, mówiący o tym, że to płyta nagrana dla łatwego zysku - i nie nie jest to zarzut sam w sobie, nie uważam by muzyka nagrywana dla kasy była automatycznie zła i niewarta uwagi (a że często bywa, że tak jest, to inna sprawa) - problem w tym, że jest ona wówczas przewidywalna i pozbawiona tej nutki kreatywności czy odwagi, jaka powinna cechować wartościowego wykonawce.

11
REKLAMA

Nowy album Fall Out Boy to po prostu opcja bezpieczna i wykalkulowana - pewnie fanów grupy usatysfakcjonuje (choć nie porwie), natomiast nie sądzę, by zafascynowała tych nieprzekonanych do twórczości ekipy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA