REKLAMA

Fałszerze

Ten film zgarnął sprzed nosa oscarową statuetkę Katyniowi, który tak był promowany przez polskie media, że o reklamie w Stanach Zjednoczonych nikt już nie pamiętał. Może błędu należy szukać właśnie tam i wynieść z niego konkretne wnioski? Bo mimo iż obraz Wajdy był patetyczny, to spełniał wymogi Akademii Filmowej, gdyż lubi ona filmy mające szanse stać się dziedzictwem kulturowym danego kraju. Statuetkę zdobyli jednak austriaccy Fałszerze. Czy słusznie?

Rozrywka Blog
REKLAMA

Salomon Sorowitsch jest królem złodziei, który specjalizuje się w fałszowaniu pieniędzy oraz dokumentów. Żyje w latach 30. w Berlinie i wiedzie wspaniałe, hulaszcze życie, gdzie hazard, alkohol i piękne kobiety stoją na pierwszym miejscu. Jednakże szczęście zaczyna go opuszczać. Zostaje przyłapany na gorącym uczynku oraz wsadzony za więzienne kratki. Wybucha wojna, a skazańcy przeniesieni zostają do obozu koncentracyjnego, w którym panują zupełnie inne warunki. Wkrótce Sally dostaje od hitlerowskich żołnierzy nietypową propozycję. Grupa wyselekcjonowanych specjalistów ma zająć się fałszowaniem zachodnich walut, aby III Rzesza mogła zrujnować gospodarkę, przede wszystkim Wielkiej Brytanii i Ameryki, a Sorowitsch ma przewodniczyć tym pracom i obserwować postępy. Nie będzie to jednak łatwe zadanie, gdyż zbiera się grupka osób chcących zbuntować się przeciwko niemieckim działaniom.

REKLAMA

Akcja Fałszerzy - jak można zauważyć - dzieje się w trakcie II Wojny Światowej. Dlatego już od razu na początku spodziewamy się ciężkiego filmu, który będzie poruszał poważne wątki związane z utrzymaniem cech człowieczeństwa w tamtych trudnych czasach. Mimo iż ten wątek rzeczywiście się przewija, to całokształt jest zaprezentowany w wyjątkowo lekki i przystępny sposób. To austriacki Va Bank, kameralny Ocean's Eleven w obozie koncentracyjnym. Ruzowitzky zapożycza elementy z popularnych produkcji o przekrętach i przenosi je na realia III Rzeszy. Dlatego produkcję ogląda się z zapartym tchem. Pierwotnym instynktem nie jest amerykańska pogoń za pieniądzem lecz chęć przetrwania tragedii wojny, której efektów główni bohaterowie nie widzą. Zamknięci w obozach, odizolowani od świata nie znają prawdy spoza murów.

REKLAMA

Może właśnie ten element zwyciężył nad naszą rodzimą produkcją. W Katyniu istnieje pamięć kolektywna, szanująca ofiary zbrodni katyńskich i definitywnie ukazująca kto jest dobry, a kto zły. W Fałszerzach jest zupełnie na odwrót. To przykład pamięci indywidualnej, gdzie respektuje się jednostkę i nie ma uogólnień. Cechy męczeństwa nie są odwzorowaniem marzeń całego społeczeństwa. W przypadku Burgera, każdy jego ruch oporu jest odpychany nie tylko przez hitlerowców lecz również przez innych współwięźniów. Ślady człowieczeństwa nie zanikają, ale morale się zmieniają, kształtując zupełnie inną mentalność. Dodatkowo prosty podział na dobro i zło nie jest tutaj aż tak wyrazisty. Friederich Herzog objawia w sobie zbyt pozytywne cechy jak na esesmana, a Sally staje się antybohaterem, gdyż mimo swojego fałszerskiego fachu i zniszczonych wartości życiowych, doświadczenie obozu nie zmienia w całości jego charakteru, co wyraźnie widać w scenie końcowej. Mimo iż zetknięcie się z rzeczywistością wyzwala u niego niespotykane dotąd uczucie, to nie potrafi się oderwać od starych przyzwyczajeń i nałogów. Nawet finalna epifania Sorowitscha wydaje się być jedynie wyrzutem sumienia, aniżeli olśnieniem zmuszającym do wielkich przemian osobowościowych.

Dlatego właśnie ta produkcja jest dobra. Łączy ze sobą elementy optymizmu z Życie jest piękne, wyraźne postaci rodem z Wielkiej ucieczki, ale przede wszystkim pozostaje przy konwencji europejskości nie zahaczając o patriotyzm i patetyczność znaną z Katynia i wielu innych amerykańskich filmów wojennych. To kameralny wydźwięk sprawia, że takie, a nie inne przedstawienie wojny jest interesujące nawet dla widza, który nie przepada za tym typem dramatu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA