Kiepski horror można zrobić praktycznie z każdego materiału. Widziałem już gigantyczną galaretkę, złowieszczą gazetę czy mroczną gąbkę. Do tego grona dołącza dzisiaj kolejne cudo: psy. Nie mówię tutaj o legendarnym już dogu Baskerville'ów, tylko o takich zwyczajnych mieszańcach, które co dzień spotykamy na ulicach. Dobry temat na horror? Oczywiście, że nie! No ale co z tego... Oglądanie słabych straszydeł przynosi mi jakaś perwersyjną formę satysfakcji. Kocham takie filmy i naprawdę się cieszę, że natrafiłem na "RASĘ". Ale do rzeczy.
Studia to nie rurki z kremem, kradną czas tak samo mocno jak świetna gra, wmawiają nam, że są ważniejsze od naszego życia oraz wywiercają nam dziurę w brzuchu na samą myśl o nich. Nic więc dziwnego, że grupka studentów postanowiła odpocząć na chwilę od szkoły. A że do biednych nie należeli, postanowili wybrać się samolotem na teoretycznie opuszczoną wyspę, gdzie miał swoją lokację dom pozostawiony w spadku dwójce ze studentów. Tak mniej więcej rozpoczyna się akcja "RASY" - pierwszorzędnego partactwa autorstwa niejakiego Nicholasa Mastandrea. Jest to pierwszy film tego "geniusza", jego cały dorobek możemy podsumować właśnie "Rasą" oraz trzecioplanową rolą w filmie z 1992. Z miejsca możemy wyciągnąć wnioski, że facet naprawdę zna się na rzeczy, z niecierpliwością czekam na jego kolejne wielkie dzieła. Niestety, reżyser na razie nie ma swojego fanklubu :(
PODRAP MNIE ZA UCHEM
Mamy tutaj wcześniej wspomnianą piątkę studentów. Jest murzyn, który stereotypowo zawsze ginie pierwszy (do tego co chwila rzuca tekstami o zabarwieniu erotycznym, które najprawdopodobniej miały być śmieszne), jest słodziutka blondynka, która sama nie wie czego chce, mamy tutaj również aktorkę znaną przede wszystkim z serialu "Lost" - Michelle Rodriguez, która wciela się tym razem w rolę towarzyszki życiowej głównego bohatera. A jest nim przystojny, młody student medycyny, którego moralność jest większa niż Mur Chiński. I tutaj pojawia się zabawa z kontrastami, bo jego bratem jest czarna owca rodziny, nieuk, kobieciarz i zawadiaka w jednym. Tak, nie mylicie się, będziemy mieli do czynienia z pogodzeniem zwaśnionych braci. Naprawdę niespodziewany zwrot fabularny. Co do gry "studentów" to naprawdę nie jest źle. Dawali z siebie wszystko, atrakcyjnie wypadł zwłaszcza luzacki murzyn oraz pani Rodriguez. Reszta też nie była koszmarna... na moje nieszczęście.
I KOSTECZKĘ DAJ
Wszystko zaczyna się komplikować, kiedy jedna z pięknych dziewczyn znajduje niedaleko domu malutkiego (dla niektórych zapewne również i słodkiego) pieska. Z miejsca postanawiają go przygarnąć, co staje się preludium do późniejszych, "koszmarnych" wydarzeń. Mały szczeniaczek
ucieka, a szukająca go dziewczyna zostaje zaatakowana przez większego kundla. Dzień potem złe i brzydkie psy są już dosłownie dookoła posesji zmarłego (pokój jego duszy) wujka, a studenci zaczynają planować ucieczkę przed tą watahą zdziczałych czworonogów. Na ich nieszczęście nie są to zwykłe psy - przejawiają nadzwyczajne oznaki planowania oraz grupowego działania. Pozbawiają głównych bohaterów ich drogocennego samolotu, potem następuje już tylko walka o przeżycie. Pieski włamują się do domu, rozpoczyna się jatka, ktoś ginie, ktoś zaczyna krwawić, rodzinne brudy wychodzą na jaw. Rozśmieszyła mnie głupota reżysera, bowiem jeden z braci zabrał ze sobą łuk. Gdy był na dachu, krzyczał rozpaczliwie do swojej koleżanki, aby uciekała przed psami, i chociaż trzymał to ładne cacuszko w dłoniach, to w życiu nie wpadło mu do głowy, żeby go użyć. Faktycznie, zakała rodziny.
POPATRZ JAK MERDAM OGONKIEM
Co do samych psów - chociaż film oglądałem teoretycznie sam, było ciemno i brakowało jakichkolwiek czynników rozpraszających, nie potrafiłem po prostu bać się tych psów. Burek jak burek, że pokazał kły, to już mam trząść portkami? Rozumiem, gdyby zaserwowano mi jakieś mutanty, wynaturzenia, no ale typowe psy? Dajcie spokój, wcześniej wspomniana gazeta z jakiegoś azjatyckiego horroru bywała już straszniejsza. Duże kły niestety nie zawsze gwarantują porcję strachu, reżyser powinien się o tym (najlepiej boleśnie) przekonać. Mimo to można zawsze przyznać plusik za tresurę, nie było żadnych większych zgrzytów ze zwierzakami, czasem tylko jakiś nieporadnie wpadał na drugiego, czy zamerdał ogonem, kiedy nie trzeba. Ogólnie; jako film o psach nie jest źle, jako horror jest tragicznie. I to właśnie kocham w takich dziełach. Niedociągnięcia, śmieszność samą w sobie oraz brak jakiejkolwiek fabuły. Psy okazują się bowiem lekko zmodyfikowane (najprawdopodobniej genetycznie) przez tutejsze laboratorium działające pod przykrywką ośrodka tresury. Po co, w jakim celu? Tego zapewne już nigdy się nie dowiemy, wątpię bowiem, aby powstała kontynuacja.
KAJ TYŚ UCIEKŁ, KAJ?
Reasumując, choć film kiepski, a horror z niego taki jak z "Muminków" dramat obyczajowy, jest jednak strawny, nie możemy tylko zapomnieć o masie popcornu i czymś do picia. Na nudę nie narzekałem, choć nie mogę powiedzieć, że akcja była wciągająca. Niestety, zapewne będzie to ostatni debiut tego reżysera, a szkoda, bo ma chłopak dar do tworzenia słabych produkcji. W końcu ile razy można odtwarzać niepowtarzalne dzieła Uwe Bolla? Każdemu się to w końcu przeje. Zdecydowanie polecam wszystkim amatorom horroru [i komedii, i parodii, ba, nawet wszelkich po prostu nie do końca dopieszczonych straszaków... właściciele i miłośnicy czworonogów mogą się jednak poczuć zniesmaczeni ogromem krzywdy jaka spotyka słodkie "burkowato-wilczurowate" mordeczki - przyp. mCrvn] ;)