„Das Model” już nigdy nie zabrzmi tak samo. Gdyby nie Schneider i Kraftwerk, nie byłoby Depeszów
Niespełna miesiąc po swoich 73. urodzinach zmarł Florian Schneider, założyciel i wieloletni lider niemieckiej grupy Kraftwerk. Ikoniczny ojciec chrzestny muzyki elektronicznej sprawił, że komputer stał się wyrafinowanym instrumentem. Jego dorobkiem inspirowali się m.in. David Bowie i Depeche Mode, a współcześnie - Daft Punk.
Choć dziś trudno sobie wyobrazić koncert bez użycia nowych technologii (no, może poza filharmonią), w latach 70. nie było to takie oczywiste. To dlatego założony w 1970 r. w Düsseldorfie przez Floriana Schneidera i Ralfa Hüttera zespół Kraftwerk był prawdziwym objawieniem i absolutnym wyjściem poza obowiązujące wówczas schematy. Niemiecka grupa nie tylko wprowadziła na estradę komputer, ale z czasem uczyniła z niego w pełni samodzielny, wyrafinowany instrument, wyprzedzając tym samym przyszłość i stając się podwaliną pod coś, co dziś nazywamy muzyką elektroniczną. „Mózgiem” całego przedsięwzięcia i wieloletnim liderem grupy był właśnie Florian Schneider, który swoje eksperymenty z elektroniką rozpoczął jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku.
Jak brzmi autostrada?
Przełomowym momentem w karierze Schneidera było ukazanie się wizjonerskiego albumu „Autobahn” z tytułową, trwającą ponad 20 minut elektroniczną suitą. Inspiracją do powstania utworu były długie podróże garbusem należącym do Hüttera, którym muzycy regularnie przemierzali autostrady Nadrenii. Znużeni monotonną jazdą postanowili zobrazować ją za pomocą dźwięków — w tym celu nagrywali towarzyszące jeździe odgłosy, a po ich zmiksowaniu i nałożeniu za pomocą syntezatora specjalnych efektów otrzymali pionierską kompozycję, która do dziś uchodzi za ikoniczny przykład zabawy dźwiękiem i niebanalny owoc romansu rocka z elektroniką.
Schneider, mimo zamiłowania do komputerów i elektroniki, był przede wszystkim muzykiem — klawiszowcem, flecistą i wokalistą. Ta ostatnia funkcja także w wydaniu Floriana nie sprowadzała się do tego, co powszechnie rozumiemy jako wokal. Muzyk, podobnie jak z komputera, również ze swojego głosu uczynił instrument — eksperymentował z jego barwą, przekształcając ją za pomocą vocodera czy generując go właśnie komputerowo.
Gdyby nie Schneider i jego Kraftwerk, nie byłoby ani Depeche Mode, ani Daft Punku
Kolejnym kamieniem milowym w historii zespołu (oprócz Schneidera i Hüttera tworzonego przez Wolfganga Flüra i Karla Bartosa) był krążek „Radio-Activity” (w oryg. „Radioaktivität”), który ukazał się zaledwie rok po „Autobahn”, a którego tytułowy singiel przysporzył zespołowi jeszcze większej popularności. Wśród fanów grupy panuje jednak przekonanie, że to futurystyczna płyta „Trans-Europe Express” jest najwybitniejszą pozycją w całej dyskografii — tym razem inspirowaną… pociągami.
Punktem kulminacyjnym, w którym o Florianie Schneiderze usłyszał już cały świat, okazało się wydanie płyty „The Man-Machine” w 1978 r. Z jej premierą wiążą się dwa słynne koncerty grupy Kraftwerk — w Paryżu i Nowym Jorku — podczas których muzycy nie wystąpili osobiście, a zamiast nich na scenie pojawiły się roboty. Androidy zostały odwzorowane tak zręcznie, że początkowo publiczność nie zauważyła różnicy. To właśnie ten album wylansował przebój Das Model, który znają dziś wszyscy — niezależnie od tego, czy są fanami muzyki elektronicznej, czy amatorami bardziej klasycznych brzmień.
Wpływ chłopaków z Kraftwerk na popkulturę porównuje się dziś bowiem z samymi Beatlesami. Niemiecki kwartet stał się też inspiracją dla wielu innych artystów - z jego brzmień pełnymi garściami czerpali David Bowie (co słychać m.in. w albumie „Heroes”) i zespoły tzw. nowej fali - Ultravox, Visage, Soft Cell, Eurythmics, czy w końcu Depeche Mode. Echa nowatorskiego stylu wylansowanego przez Schneidera pobrzmiewają także w twórczości współczesnych muzyków — fascynacji grupą Kraftwerk nie kryją m.in. członkowie duetu Daf Punk, zespołu Coldplay czy Jay-Z.
Das Model nie zabrzmi już tak samo. Kraftwerk bez Schneidera niczym Beatlesi bez Lennona
Florian Schneider i Kraftwerk swoją wieloletnią przygodę zakończyli ostatecznie na przełomie 2008 i 2009 r. Wcześniej muzycy zdążyli pojechać w trasę koncertową, a jednym z jej przystanków był Kraków — niestety już wtedy Schneidera zastąpił Stefan Pfaffe, a jedynym członkiem z oryginalnej ekipy pozostał Hütter.
Choć Schneider zmarł 29 kwietnia, o śmierci legendy muzyki elektronicznej poinformował dopiero w środę brytyjski „Guardian”. Z dala od medialnego szumu odbył się też pogrzeb Schneidera, który w wieku 73 lat odszedł po długiej i wyczerpującej walce z chorobą nowotworową.
Oderwany od ludzi z krwi i kości, eksponujący wizerunki robotów zespół wydaje się już oczywiście ikoną bez względu na funkcje życiowe jego członków (Schneider, jak już wiemy, zmarł na raka), ale mózg z trudem sobie radzi bez dwóch półkul. I spółki autorskiej Hütter/Schneider nie będzie już tak samo, jak nie wróci duet Lennon/McCartney. Ale teraźniejszość i bliską przyszłość zdążyli opowiedzieć na ledwie kilku płytach - pisze we wspominkowym tekście dziennikarz muzyczny Bartek Chaciński na swoim blogu „Polifonia”.
Wielu z nas pewnie podpisze się pod tym bez zbędnej dyskusji — podobnie jak pod tym, że „Das Model” już nigdy nie zabrzmi w naszych uszach tak samo.