Frodo Baggins znowu idzie popatrzeć w Oko Saurona. Wreszcie jest e-book!
Długo czekaliśmy na oficjalne, elektroniczne wydanie „Władcy Pierścieni” J.R.R. Tolkiena. Wreszcie jest do kupienia, a jeśli się pospieszycie, to jeszcze zaoszczędzicie trochę grosza na promocji. Warto wracać do przetrzepanej tysiąc razy historii?
„Władca Pierścieni” to jedna z tych książek, które się nie starzeją a czytając ją kolejny raz, można odkryć szczegóły, które wcześniej umknęły uwadze odbiorcy. To jeden z najbardziej rozbudowanych, pełnych i kompletnych światów na potrzeby którego Tolkien wymyślił nie tylko kilka funkcjonujących języków ale również całą mitologię (Silmarillion). Co prawda dziwnie się czuję zdradzając papierowe wydanie trylogii, ale przemawia do mnie wygoda jaką daje czytnik. Po prostu moje kolekcjonerskie wydanie „Władcy Pierścieni” pyszniące się na półce, na honorowym miejscu, budzi we mnie tylko ciepłe uczucia, tyle że... jakoś nie sięgam po nie zbyt często. Natomiast to dzięki Kindle zabrałem się za czytanie niemałej ilości książek dawno już leżących odłogiem. Bo to naturalne i proste a przede wszystkim łatwiejsze, możliwe w każdym miejscu i czasie, czego nie można powiedzieć o kilogramach książek – ładnych, kolorowych, pachnących, ale nieporęcznych.
O mój boże! Łoziński?!
Można odetchnąć, e-book jest w tłumaczeniu Mari Skibniewskiej. Osobiście zacząłem wiele lat temu epicką podróż przez Śródziemie od przekładu J. Łozińskiego, dlatego zamiast Bilbo Bagginsa z Bag End poznałem Bilba Bagosza z Bagoszna. Do tej pory mam żal do tłumacza, że zamienił poczciwe Shire na dziwaczne Włości. Swoją drogą to właśnie Łoziński jest twórcą takich potworków słownych jak „krzatowe kalosze” albo przydomków w rodzaju Łazika – nie chodziło o marsjański pojazd tylko o Aragorna.
Popatrz Sam, w Polsce mają wreszcie e-booka. Proszę, proszę, jak się powodzi.
A Skibniewska? Jej tłumaczenie jest starsze, ale w tym konkretnym wypadku, jak wino – lepsze. Głównie dlatego, że Skibniewska konsultowała tłumaczenie jeszcze z samym Tolkienem i w jej tekście niemal czuć ducha mistrza. Oczywiście malkontenci bez problemu znajdą różne kwiatki również u tłumaczki (np. brak konsekwencji w spolszczaniu imion elfów: Arwena, Luthien), ale to jednak błędy mniejszego kalibru. Oba tłumaczenia zostały zresztą w kolejnych wersjach poprawione i ulepszone, a między czasie pojawiło się jeszcze trzecie, Marii i Cezarego Frąców – poprawne.
W tej chwili „Władca Pierścieni” jest jeszcze w promocji, która pozwala zaoszczędzić 17 złotych (cena za pakiet wynosi 42 zł). Czterdzieści złotych to wciąż sporo, ale w wypadku takiej legendarnej klasyki można odżałować tę sumę. Pozostaje tylko zebrać Drużynę Pierścienia i wyruszyć w kierunku Góry Przeznaczenia. Powodzenia z tym pierścionkiem.
PS. Jeśli kogoś interesuję audiobook, może nabyć nagranie na Publio. Link tutaj.