REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Funny Games – najlepszy film zdobywcy dwóch Oscarów

Po Oscarach za Miłość i Białą wstążkę wznosi się go na piedestały. Ale Michaela Haneke powinno się pamiętać za zupełnie inny film. Funny Games to prawdziwe opus magnum tego znakomitego filmowca, które na fali najnowszych obrazów przechodzi niesłusznie niezauważone.

05.04.2013
10:00
funny games
REKLAMA
REKLAMA

Do obejrzenia Funny Games przekonał mnie zwiastun amerykańskiej wersji. Nigdy wcześniej nie widziałem tak dobrze zmontowanej zapowiedzi – szybkie dynamiczne sceny, chaotycznie wprowadzana tajemnica oraz fantastyczna muzyka klasyczna w tle (W grocie króla gór Edwarda Griega!). Będąc świadomym, że jest to remake, nie mogłem odmówić zobaczenia niemieckiego pierwowzoru. Szczególnie, że Haneke wziął się za oba obrazy. Intrygujące, że ten sam reżyser pisze na nowo swój kultowy, zapomniany film.

Okazuje się, że robi wszystkim niezły kawał. Niemiec wcale nie poprawiał niedoróbek wcześniejszej wersji, a nakręcił identyczne dzieło – scena w scenę, klatka w klatkę - nie zmieniając nic oprócz aktorów i języka. Świadomy zabieg Haneke tłumaczy pewną ignorancją zachodniego społeczeństwa względem europejskich kultur. Autor skierował oryginał z 1997 roku w stronę amerykańskiej publiczności, ale komercyjnego sukcesu nie odniósł z trywialnego powodu – nikomu nie chciało się czytać napisów w kinie. Stąd też początkowo niezrozumiana intencja reżysera nabiera totalnie innego znaczenia.

funny_1

Twórca bawi się w moralizatora  i pokazuje jak współczesne media przesiąkają przemocą i robi to w niewyobrażalnie okrutny sposób. Metoda oko za oko działa, ale pojęcie happy endu jest tu wyjątkowo subiektywne. Haneke zaskakuje podejściem kibicowania psychopatom. Nie zapomnę sceny, kiedy rodzina poddawana jest intensywnym katuszom psychologicznym. W pewnym momencie udaje im się wyrwać z piekła zabijając jednego z napastników. Drugi antybohater bierze jednak w rękę pilota od telewizora i przewija całą akcję, przywracając swojego kolegę ponownie do życia. Zaskoczenie totalne! Akcji w tym stylu nikt się chyba nie spodziewał, mimo iż co chwilę dawano pokątnie sugestywne znaki. Czułem się dziwnie, jak nagle zabójca odwraca się i puszcza mi oczko, lub zadaje pytanie – ‘kto ma wygrać, my czy oni?’. Jestem w teatrze, oglądam czysty performance, a nie żaden realistyczny obraz. Jedna wielka ściema!

Funny Games przekonało mnie w pełni do kina artystycznego, bo okazało się znakomitą zabawą! Łamie co chwilę hollywoodzkie konwencje i na siłę daje wygrać złu. Nic nie jest oczywiste, a w kilka sekund wszystko się diametralnie zmienić. Dlaczego? Autor miał takie widzimisię. Michael Haneke stosuje dokładnie taką samą ideologię jak niektórzy dumni amerykańscy filmowcy wrzucając przemoc do dzieła gdzie popadnie. Pewnie dlatego wersja amerykańska Funny Games również nie zyskała popularności. Prawda w oczy kole szczególnie, gdy wytyka ją Niemiec.

REKLAMA

Przy porównaniach pomiędzy oryginałem a remakiem zawsze pozostaje jedno odwieczne pytanie – ‘co jest lepsze?’. Po tych dwóch seansach po raz pierwszy nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Nieczęsto film wprowadza w takie zakłopotanie.

Funny Games (jedynie w wersji amerykańskiej) można zobaczyć na cineman.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA