REKLAMA

Intymny portret gwiazdy. Gaga: Five Foot Two - recenzja Spider’s Web

Najnowszy document Netfliksa to intymny portret gwiazdy pop, którą zaczyna dopadać smutna proza życia.

OCENA :
6/10
gaga five foot two
REKLAMA

"Gaga: Five Foot Two" to zapis tego, co działo się w życiu Lady Gagi przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Film zaczyna się od ujęcia pokazującego unoszącą się w powietrzu wokalistkę na kilka chwil przed rozpoczęciem jej występu podczas tegorocznego show z okazji Super Bowl. To szczytowy punkt w karierze każdej gwiazdy pop. Występ jest też swoistą klamrą otwierającą i zamykającą cały film.

REKLAMA

Z tym wydarzeniem zbiegło się wiele innych przełomowych momentów, które wpłynęły na życie Lady Gagi.

Przekroczyła "magiczną" (szczególnie w branży rozrywkowej) 30-tkę. To, wraz z przebytymi wcześniej doświadczeniami i rozczarowaniami, sprawiło, że przewartościowała swoje życie. W "Gaga: Five Foot Two" artystka nawet nie stara się tego ukrywać, wręcz mówi o tym wprost: " - Kiedyś czułam się niewystarczająco ładna, mądra, utalentowana. Teraz, po raz pierwszy w życiu, czuję się w pełni wartościową kobietą!"

Gaga bez ogródek wypowiada szereg gorzkich słów o branży muzycznej i o tym, jak traktuje ona kobiety. Nie szczędzi swoich żali pod adresem mężczyzn, z którymi była w relacjach prywatnych i zawodowych (oszczędza jedynie Marka Ronsona, producenta, którego bezgranicznie uwielbia i szanuje).

Trudno się z nią nie zgodzić, choć nie wypowiada żadnych prawd objawionych.

Niestety można odnieść wrażenie, jakby Gaga po raz pierwszy wyszła z  bańki odgradzającej ją od zwykłego świata i przyziemnych problemów, które dotykają miliony ludzi na świecie.

Gdzieś tam jest świadoma tego, że żyje trochę na innych zasadach niż większość społeczeństwa. Ale zapał, z jakim wypowiada słowa na temat poczucia kobiecości, branży rozrywkowej i mężczyzn, dla których była tylko przedmiotem lub środkiem do celu, tworzy wrażenie, jakby znalazła świętego Graala i koniecznie musiała go pokazać całemu światu.

Lady Gaga ma do siebie pewien dystans, co widać choćby po jej ostatniej zmianie wizerunku. W filmie kilka razy porusza temat swoich wcześniejszych wyborów garderobianych i tego, co one znaczyły i na ile świadomie w nich paradowała. Tak samo jak obecnie świadomie z nich zrezygnowała na rzecz prostych, nie rzucających się nadmiernie w oczy strojów.

"Gaga: Five Foot Two" to przede wszystkim odważny i intymny portret gwiazdy pop, uwielbianej przez miliony na całym świecie.

Gwiazdy, która nie bała się zaprosić fanów do swojego domu, gdzie obserwujemy, jak robi sobie śniadanie, karmi liczne psy, opowiada o swojej samotności i tym, że codziennie styka się z setkami w większości obcych ludzi, po czym wraca do domu i zasypia samotnie.

Gaga Five Foot Two

Mnie osobiście najbardziej poruszył rodzinny wątek filmu. Ciotka Gagi zmarła ponad 40 lat temu w wieku 19 lat na toczeń rumieniowaty, a to wydarzenie miało ogromny wpływ na całą rodzinę Germanotta (prawdziwe nazwisko Gagi). Choć nasza bohaterka urodziła się dekadę po jej śmierci, to ta historia wyryła pokaźne piętno na psychice Lady Gagi (która dostała po ciotce drugie imię, Joanne) i jak wiemy, stanowiła główną inspirację dla najnowszej płyty wokalistki.

Jest w "Gaga: Five Foot Two" scena, gdy Lady Gaga odwiedza swoją babcię i po raz pierwszy puszcza jej z telefonu świeżo ukończony utwór tytułowy z płyty Joanne. Ten fragment dogłębnie mnie wzruszył. Pokazuje on prawdziwie prywatne i rodzinne oblicze wielkiej gwiazdy, którą kojarzymy z wyzywających klipów i występami na stadionach w przedziwnych strojach. Jeśli ten film miał zmniejszyć dystans pomiędzy artystką i widzem, to przyznaję, że w takich momentach się to udało.

"Gaga: Five Foot Two" porusza też problem choroby wokalistki.

Lady Gaga po kontuzji biodra zaczęła cierpieć na fibromialigię objawiającą się chronicznymi spazmami i bólem mięśni.

Gaga Five Foot Two

Widzimy gwiazdę popu dosłownie wijącą się z bólu i płaczącą w skutek choroby, z której nikt nie potrafi jej wyleczyć.

Dla fanów Lady Gagi dokument Netfliksa może stanowić ciekawy materiał zbliżający ich do swojej idolki. Artystce towarzyszymy nie tylko w sytuacjach prywatnych, ale też podczas sesji nagraniowych płyty "Joanne". W trakcie przygotowań do koncertu z okazji 90-tych urodzin Tony’ego Bennetta, na pustyni na planie teledysku do kawałka Perfect Illusion czy wreszcie w trakcie ostatnich szlifów przed punktem zwrotnym w karierze Gagi, czyli występem na Super Bowl. Szkoda tylko, że nie dane nam było zobaczyć chociaż fragmentu samego show.

Czy "Gaga: Five Foot Two" to potrzebny dokument? Sam nie wiem.

gaga five foot two

Zapewne dla fanów Lady Gagi jest to cenna pozycja w ich kolekcji wszystkiego, co związane z ich idolką. Film, choć świetne wyreżyserowany i dobitnie szczery, nie wydaje mi się niczym, czego świat by w tej chwili potrzebował. Nie dowiadujemy się w nim nic, co w jakikolwiek sposób wpłynęłoby na nasze życie. Może poza tym, że przypomina, że wszyscy jesteśmy ludźmi i bez względu na to czy jesteśmy gwiazdami pop, milionerami, genialnymi artystami, to prędzej czy później rzeczywistość zapuka do naszych drzwi i da o sobie znać.  A pewnych problemów nie jesteśmy w stanie ominąć.

Nie wiem tylko, czy rzeczywiście akurat ten film był mi do tego potrzebny.

To nadal dość narcystyczna projekcja Gagi, która tym razem w trochę odmienny sposób zwraca na siebie uwagę.

Jej krzyk o pomoc słyszalny był już lata wcześniej, gdy obserwowaliśmy jej prowokacyjne i wymyślne stroje. Tym razem krzyczy w bardziej subtelny (dojrzały?) sposób. Miliony ludzi ma podobne problemy i niestety nie mają oni możliwości opowiedzenia ich całemu światu.

REKLAMA

Nie jestem zwolennikiem publicznego obnoszenia się naszymi prywatnymi problemami i wpuszczaniem kamer na spotkania z rodziną, ale może w dobie Instastories i Snapchata jest to już zupełnie naturalne. Jeśli tak, to "Gaga: Five Foot Two" idealnie się w nią wpisuje.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-10T14:30:18+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:28:41+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T12:16:20+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T10:48:37+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T18:03:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T16:43:01+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T15:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T14:19:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T11:55:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T18:39:02+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T14:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T13:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T12:26:04+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T20:16:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Bohater filmu akcji Netfliksa jest większy niż Reacher, a kopie tyłki z lekkością

Netflix chętnie produkuje filmy, których zadaniem nie jest odkrywanie koła na nowo i odświeżanie konwencji, a raczej zaoferowanie odbiorcom bezpiecznej przejażdżki, która skupia się na spełnianiu gatunkowych oczekiwań - w myśl zasady, że (podobno) najbardziej lubimy te piosenki, które znamy. Czy francuski „Nokaut” spełnia swoje zadanie?

nokaut film opinie recenzja
REKLAMA

Raczej tak. Powiedziałbym, że „Nokaut” Antoine’a Blossiera zadowala się przeciętnością: nie próbuje zaskakiwać, ale i nie popełnia rażących błędów. Operuje gdzieś pośrodku, zachowawczo i bezpiecznie, dostarczając mimo tego przyzwoitą, choć bardzo konwencjonalną rozrywkę.

Bohaterem produkcji jest Bastien (Ciryl Gane, mistrz sztuk walki), aspirujący zawodnik MMA, który mierzy się w ringu ze swoim największym rywalem, Enzo. Walka jest bezlitosna, a jej przebieg i finał ustanawiają kierunek oraz ton opowieści. Starcie kończy się bowiem tragedią: Bastien, broniąc się, kontratakuje potężnym rzutem, który kończy się dla przeciwnika śmiercią. Przepełniony poczuciem winy protagonista rezygnuje ze sportu i znika bez śladu. Dwa lata później z cienia wyszarpuje go Emma, wdowa po Enzo. Stało się tak, że jej syn, Leo, zaginął, wplątawszy się uprzednio w narkotykowy półświatek. Wszystko wskazuje na to, że znalazł się na celowniku bezwzględnego gangu. Jak nietrudno się domyślić, Bastien - z poczucia moralnego obowiązku i chęci zadośćuczynienia - postanawia pomóc.

REKLAMA

Nokaut - opinia o filmie Netfliksa

Scenariusz sięga bodaj po wszystkie znajome klisze kina akcji, co zresztą jednoznacznie sugeruje powyższy zarys. Pierwsza połowa rozwija się zatem zgodnie z podręcznikową strukturą - burza (tragedia), chwilka spokoju, śledztwo, kilka dynamicznych zwrotów, wzrost napięcia. Wiele sekwencji akcji to schematy wytarte aż do bólu - takie jak efektowna bójka w klubie nocnym (wiadomo, obowiązkowy przystanek) czy pościg po klaustrofobicznej miejskiej zabudowie.

W 2. akcie tempo przyśpiesza (a gdy już się rozpędza, to nie zamierza się zatrzymać, dopóki Bastien nie przekształci każdego oponenta w krwawą miazgę) - wówczas twórcy próbują też okazjonalnie pogłębić postacie bohaterów. Miło z ich strony. Nie sposób jednak pisać o tych zabiegach jak o rozbudowanej, wielowątkowej fabule czy prawdziwych zaskoczeniach. Każdą fabularną woltę można przewidzieć, bo tekst tworzono od sztancy, a postacie pozostają chodzącymi archetypami. Większości wręcz brakuje jakiejś iskry, unikalnego pierwiastka, czegoś, co pozwoliłoby im się wyróżnić, co pozwoliłoby nam w jakiś sposób związać się z nimi emocjonalnie. Na szczęście potyczki dają radę - akcja jest surowa, intensywna, a choreografie walk atrakcyjne, przemyślane, bazujące na realistycznym tempie i zręcznie nakręcone. Ewentualne niedostatki w inscenizacji są umiejętnie maskowane neonowym oświetleniem. No i trzeba przyznać, że Gane porusza się z wielką precyzją i zaskakującą lekkością jak na swoje gabaryty - widać, że wie, co robi.

K.O.

„Nokaut” to prosty, pełen przemocy film o nierównej (czyżby?) walce z gangami narkotykowymi w Marsylii. Pod efektowną, neonową powierzchnią kryje się oczywista i wtórna opowieść o zemście, odkupieniu i poszukiwaniu wewnętrznego spokoju. Jeśli coś mniej oczekiwanego przykuło moją uwagę, to fakt, że obraz dość odważnie pokazuje, iż przestępczość w mieście nie wzrasta bez winy policji. To znaczy: jeśli chcesz oczyścić swoje podwórko, najpierw musisz zrobić porządki wśród służb.

Poza tym: nic przesadnie porywającego, nic odświeżającego, a jednak po seansie nie miałem poczucia straconego czasu. To solidny, nieco budżetowy przedstawiciel gatunku, który spełnia swoje zadanie. Miłośnicy powinni być względnie usatysfakcjonowani.

Czytaj więcej:

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-10T16:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T15:36:59+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T14:30:18+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:28:41+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T12:16:20+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T10:48:37+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T18:03:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T16:43:01+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T15:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T14:19:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T11:55:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T18:39:02+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T14:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T13:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T12:26:04+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Wielki rozwód w Warner Bros Discovery. TVN zostaje z tatą

Słynna spółka Warner Bros. Discovery ogłosiła, że przestanie istnieć jako jeden wielki byt i planuje podzielić się na dwa oddzielne podmioty. David Zaslav, jej obecny szef, sprecyzował, jak będzie ten proces przebiegał. W jaki sposób wpłynie on na polski rynek?

warner bros discovery podzial
REKLAMA

Warner Bros. Discovery istniało na rynku dość krótko. Trzy lata temu Warner Bros. zostało kupione przez Discovery, które wskutek tej decyzji wzbogaciło się na poziomie dostępnych treści, ale przejęło również niemały dług. Teraz wiemy na pewno, że dojdzie do podziału tej spółki na dwa podmioty, które będą miały swoje osobne kompetencje. Na czym będzie to polegać?

REKLAMA

Podział Warner Bros. Discovery - szczegóły

Firma poinformowała, że zostanie dokonany podział na dwie nowe spółki. Finalizacja całego procesu ma nastąpić do połowy przyszłego roku. Podmiotami, które powstaną skutek decyzji są WBD Streaming & Studios (które zajmie się sekcją filmowo-serialowo-streamingową) oraz WBD Global Networks (sieć stacjitelewizyjnych). Pierwszy będzie zarządzany przez Davida Zaslava, obecnego prezesa Warner Bros. Discovery, zaś drugi trafi pod nadzór CEO WBD - Gunnara Wiedenfelsa.

W skład WBD Streaming & Studios wejdą m.in.:

W skład WBD Global Networks wejdą m.in.:

Jaki to ma wpływ na Polskę? Co z TVN?

Jak powszechnie wiadomo, TVN, TVN24 i portal tvn24.pl wspólnie znajdują się pod władzą globalnego koncernu Warner Bros. Discovery. Dzięki połączeniu, na Max pojawiły się treści powiązane z tą telewizją. TVN wejdzie w skład WBD Global Networks. W kwietniu tego roku poinformowano, że TVN pozostanie w strukturach spółki, a zatem zdaje się, że niezależnie od podziału "na szczycie", pozycja tej stacji telewizyjnej jest niezagrożona.

REKLAMA

Więcej informacji na temat planów Warner Bros. przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-10T10:48:37+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T18:03:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T16:43:01+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T15:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T14:19:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T11:55:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T18:39:02+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T14:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T13:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T12:26:04+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T20:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T15:35:46+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Nowe sci fi wzięło Prime Video szturmem. Mamy nowy hit

Nowość science fiction w ofercie serwisu Prime Video błyskawicznie wskoczyła do TOP 10 najpopularniejszych produkcji w serwisie, choć wcześniej raczej mało kto o niej słyszał. „Rozdzieleni” to nie żaden popcornowy blockbuster, a skromniejszy obraz stawiający na suspens.

rozdzieleni prime video science fiction
REKLAMA

Andy, górnik fedrujący asteroidy, rozbija się na obcej planecie. Radiowo kontaktuje się z Naomi, nieznajomą kobietą, której kapsuła utknęła daleko od tego miejsca. Rozpoczyna się współpraca: on próbuje do niej dotrzeć, walcząc z wyczerpaniem zapasu tlenu, niebezpieczną florą i fauną planety, a jednocześnie polegając na wsparciu głosu AI wewnątrz kombinezonu. Jego cel: ocalić jedyne ludzkie istnienie, na którym zaczęło mu zależeć.

Tak prezentuje się zarys fabuły filmu „Rozdzieleni” („Distant”) z 2024 r., który ostatnio trafił do Prime Video i bardzo szybko wzbudził zainteresowanie subskrybentów - choć tak naprawdę niewiele o nim dotychczas wiedzieliśmy. Obraz od twórców „Tak to się teraz robi” (Josh Gordon, Will Speck), a w rolach głównych zobaczymy Anthony’ego Ramo („Twisters”) i Naomi Scott („Uśmiechnij się 2”). 

REKLAMA

Rozdzieleni - nowe sci fi podbija Prime Video

Obraz miał tak wąską dystrybucję na świecie, że nawet w serwisie Rotten Tomatoes znajdziemy tylko jedną prasową recenzję produkcji. Co ciekawe, debiut „Rozdzielonych” miał mieć miejsce już w 2022 r., ale ostatecznie - po kilku przesunięciach daty premiery - film spod szyldu DreamWorks Pictures zniknął z dystrybucyjnych grafików. Dopiero latem 2024 r. odbiorcy z Wietnamu mogli się z nim zapoznać.

Widzowie w komentarzach chwalą chemię między głównymi aktorami i zwracają uwagę, że całość to przeciętna, ale chwilami naprawdę przyzwoita rozrywka, która dobrze radzi sobie z równoważeniem napięcia i humoru. Z drugiej strony punktuje się wiele uchybień logicznych i niekonsekwencje fabularne. Wygląda na to, że studio Universal nie bez powodu nie uwierzyło w potencjał marketingowy czy komercyjny filmu.

Najwyraźniej jednak subskrybenci Prime Video postanowili dać produkcji drugie życie. 

Rozdzieleni
REKLAMA

Czytaj więcej:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-10T15:36:59+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T14:30:18+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:28:41+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T12:16:20+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T10:48:37+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T18:03:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T16:43:01+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T15:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T14:19:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T11:55:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T18:39:02+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T14:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T13:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T12:26:04+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T20:16:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Kręcony w Polsce horror w duchu Substancji miażdży widzów

Po podbiciu światowych festiwali "Brzydka siostra" pewnym krokiem zmierza do polskich kin. Braliśmy udział w tej skandynawskiej koprodukcji, utrzymanej w duchu body horroru. Im bliżej rodzimej premiery, tym bardziej narasta szum wokół filmu w mediach społecznościowych.

Kręcony w Polsce horror w duchu Substancji miażdży widzów
REKLAMA

"Brzydka siostra" to reinterpretacja baśni braci Grimm - rewers "Kopciuszka". Film opowiada bowiem historię Elwiry, która żyje w cieniu swojej bajecznie pięknej przyrodniej siostry. W świecie, gdzie uroda jest walutą, zrobi jednak wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę przystojnego księcia. Nawet jeśli wiąże się to z niewymownym bólem. Jak czytamy w opisie polskiego dystrybutora, to brutalna i obrzydliwie wciągająca opowieść o obsesji piękna, która fascynuje, miażdży i zostawia ślad.

REKLAMA

Brzydka siostra - body horror w duchu Substancji

Już sam opis fabuły sugeruje, że mamy do czynienia z filmem, wpisującym się w cykl, zrealizowanych przez kobiety body horrorów, pokroju "Titane" czy "Substancji". Stojąca za kamerą Emilie Blichfeldt posługuje się formułą kina kostiumowego, ale opowiada o bardzo aktualnych problemach, takich jak pogoń za wygórowanymi standardami piękna. I według dotychczasowych opinii robi to w mistrzowski sposób.

Brzydka siostra - trailer - body horror - premiera - co obejrzeć?

Światową premierę "Brzydka siostra" miała podczas tegorocznego festiwalu Sundance, a potem pojawiła się jeszcze na festiwalu w Berlinie. Krytycy z miejsca się nią zachwycili. Nie bez powodu przecież ten body horror cieszy 95 proc. pozytywnych recenzji. Ich autorzy zachwalają subwersję znanych tropów fabularnych i efekty gore. Z tego właśnie "stworzone są koszmary" - twierdzą zgodnie.

Brzydka siostra - horror robi szum nie tylko na TikToku

Zdanie krytyków zdają się potwierdzać widzowie. Bo po obiegu festiwalowym, film stopniowo wchodzi do dystrybucji na kolejnych rynkach. W mediach społecznościowych publiczność chętnie dzieli się swoimi przemyśleniami na temat "Brzydkiej siostry". Na TikToku nie brakuje entuzjastycznych filmików, a na X (dawny Twitter) roi się od entuzjastycznych wpisów.

REKLAMA

Rodzimi widzowie powinni z niecierpliwością wyczekiwać premiery "Brzydkiej siostry" nie tylko ze względu na to, że zapowiada się wspaniale. W tej skandynawskiej koprodukcji obok Norwegii, Szwecji i Danii wzięła udział również Polska. Zdjęcia do horroru odbywały się m.in. w Klasztorze Cystersów w Lubiąży. Prócz tego na ekranie zobaczymy też nasze rodaczki Katarzynę Herman i Agnieszkę Żulewską.

Premiera "Brzydkiej siostry" już 4 lipca w kinach.

Więcej o horrorach poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-09T16:43:01+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T15:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T14:19:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T11:55:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T18:39:02+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T14:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T13:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T12:26:04+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T20:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T15:35:46+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T09:57:16+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T07:43:24+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T19:37:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T16:24:57+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Ana de Armas to prawdziwy fenomen. Pytanie brzmi: skąd się wziął?

Gdy przeprowadziła się do Los Angeles, nie mówiła po angielsku. Nie przeszkodziło jej to w rozpoczęciu kariery aktorskiej w Hollywood; w dwa lata świetnie opanowała język, a po dziesięciu była już wielką, rozpoznawalną na całym świecie gwiazdą, o którą walczą największe wytwórnie filmowe. Skąd wziął się fenomen Any de Armas?

ana de armas filmy fenomen
REKLAMA

Ana Celia de Armas Caso urodziła się 30 kwietnia 1988 r. w Santa Cruz del Norte na Kubie. Dorastała w Hawanie w trudnych czasach - bez telewizji satelitarnej czy stałego dostępu do internetu, ale chętnie oglądając filmy na wideo u sąsiadów. Instynkt aktorski wykazywała od najmłodszych lat - zaczęło się od odtwarzaniu scen z filmów przed lustrem, a już w wieku 14 lat zdała do prestiżowej Narodowej Szkoły Sztuk Teatralnych w Hawanie. W wieku 18 lat przerwała naukę i podjęła decyzję, która zmieniła jej życie - wyjechała do Hiszpanii.

REKLAMA

Ana de Armas: jak to się zaczęło?

Już w 2006 r. zadebiutowała w hiszpańskim filmie „Una rosa de Francia”, jednak większą popularność zdobyła jako Carolina Leal w serialu „Internat” (2007-2010). Wówczas stała się reprezentantką młodego pokolenia aktorów, których hiszpańscy widzowie szczerze uwielbiali.

Mimo tego, de Armas świadomie porzuciła swą postać po kilku sezonach, by uniknąć zaszufladkowania. Występowała potem w kilku innych udanych produkcjach, ale jej marzenia i tak sięgały znacznie dalej. Śniła o kinie amerykańskim.

Internat

Hollywood: od zera w obcym języku

W 2014 r. przeniosła się do Los Angeles. Dopiero na miejscu zaczęła się poważnie uczyć języka. Po roku była już gotowa do prób, choć trudno było mówić o płynnej wymowie. Jej pierwsze role w USA - w filmach „Kto tam?” i „Objawienie” - jeszcze nie zapowiadały przełomu. A jednak już wówczas wzbudzała zainteresowanie: pisano o naturalności, świeżości, uroku nieoszlifowanego diamentu. W kolejnych latach pojawiła się w „Rekinach wojny” (2016 r.) i „Kamiennych pięściach”, ale to „Blade Runner 2049” z 2017 r. sprawił, że została zauważona przez świat. Rola Joi - holograficznej dziewczyny stworzonej dla samotnego protagonisty - była przejmująca, delikatna i budząca emocje.

Prawdziwa eksplozja nastąpiła jednak w 2019 r.. W „Na noże” Riana Johnsona de Armas zagrała Martę Cabrerę - imigrantkę i pielęgniarkę, bohaterkę niepozorną, ale kluczową dla całej intrygi. Choć otaczały ją wielkie gwiazdy, udało jej się uczynić ze swojego występu serce produkcji. Po premierze doczekała się nominacji do Złotego Globu i - co ważniejsze - zaczęła być traktowana jak aktorka pierwszego planu. 

Ana de Armas - Blade Runner

Bond, Monroe i budowanie statusu

W 2021 r. pojawiła się u boku Daniela Craiga w „Nie czas umierać”, gdzie sportretowała Palomę - agentkę, która swoimi zaledwie kilkoma secenami skradła show, łącząc wdzięk i skuteczność w stylu współczesnych bohaterek akcji. Odbiorcy jednogłośnie uznali jej kilka minut na ekranie za jeden z najjaśniejszych elementów widowiska.

W 2022 r. przyszedł czas na rolę życia (no, przynajmniej dotychczas) - Marilyn Monroe w kontrowersyjnym (a zdaniem wielu, w tym moim, nieudanym) „Blonde” Andrew Dominika. Obraz zebrał skrajne recenzje, ale de Armas i tak otrzymała nominacje do Oscara, Złotego Globu i BAFTA. Jej portret Monroe był nieimitacyjny, ale oparty na towarzyszących zapewne Monroe przeżyciach. Znaczy się: kruchy i bolesny, odsłaniający wewnętrzne piekło ikony kina.

W 2023 r. pojawiła się w „Ghosted”, a w 2024 r. zakończyła zdjęcia do „Balleriny”, spin-offu „Johna Wicka”, który niedawno trafił do kin. De Armas zagrała w nim główną rolę. I choć musiała udźwignąć na swych barkach spuściznę postaci, która obrosła prawdziwym kultem, podołała temu niemal niemożliwemu zadaniu. Krytycy i fani serii pozytywnie oceniają tytułową kreację.

Choć łączono ją z Benem Affleckiem i innymi znanymi postaciami, dziennikarzom trudno jest „dobrać się” do bardziej intymnych faktów z jej życia. Artystka dba o swoją prywatność. Mieszka w LA, ale często odwiedza Kubę i Hiszpanię. Unika skandali, rzadko udziela się w social mediach - konsekwentnie buduje wizerunek aktorki poważnej, świadomej i niezależnej.

Ballerina

Ana de Armas: skąd ten fenomen?

Nie szła na skróty. Z kubańskiego podwórka, przez hiszpańskie seriale, aż po światowe kino, uparcie budowała karierę na własnych warunkach. Każdą kolejną rolą potwierdzała, że za jej sukcesem stoją talent, pracowitość i intuicja aktorska. Jej fenomen wykracza poza kwestię urody - choć ta bywa początkiem narracji na temat jej kariery, to nie za sprawą wyglądu ugruntowała swą wyjątkową pozycję w Hollywood.

Krytycy i publiczność zgadzają się, że kluczowe okazały się ekranowa „obecność”. Chodzi o to, że potrafi stać się sercem kadru, a kamera bardzo ją lubi - za sprawą subtelności ekspresji i faktu, że potrafi być zarazem konkretna i eteryczna. Jej talent oparty jest m.in. na niuansie i esencjonalnym, naturalnym „byciu”. Bez większego wysiłku odgrywa kolejne emocje. W „Blade Runnerze” była przecież zaledwie hologramem, a mocno zapadła widzom w pamięć.

Dodajmy naturalną charyzmę, rzadkie połączenie kruchości i siły, transnarodowość, elastyczność kulturową i przemyślany dobór ról. Nie jest „typową Latynoską” z hollywoodzkiego szablonu, ale i nie ukrywa swojego pochodzenia. Reprezentuje nową falę globalnych aktorek, które nie wchodzą do branży za pośrednictwem stereotypu, a raczej redefiniują ścieżki obrane przez poprzedniczki.

Nie można pomijać faktu, że de Armas jest też postacią wiralową. Gify, fragmenty scen, estetyzowane kadry z jej udziałem krążą w sieci jako obiekty sympatii, fascynacji, analizy, dyskusji. Z łatwością przyciąga młode pokolenie, które widzi w niej nowy typ gwiazdy: współczesnej, wielowarstwowej, z własną tożsamością.

REKLAMA

Czytaj więcej:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-09T18:03:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T16:43:01+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T15:44:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T14:19:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T11:55:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T18:39:02+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T14:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T13:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T12:26:04+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T20:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T15:35:46+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T09:57:16+02:00
REKLAMA
REKLAMA