REKLAMA

Nowy zwiastun „Ghost in the Shell: SAC_2045” pokazuje, czemu animacje komputerowe jeszcze długo będą kłuć w oczy

Netflix w ostatnich latach mocno zainwestował w tworzenie oryginalnych animacji, a jedną z najnowszych będzie „Ghost in the Shell: SAC_2045”. Na papierze wydawałoby się, że sequel słynnej serii może stać się kolejnym wielkim hitem platformy. Reakcje fanów są jednak w większości negatywne, a wszystko przez liczne problemy animacji komputerowej.

ghost in the shell sac 2045 netflix
REKLAMA
REKLAMA

„Dragon Ball Z”, „Akira” i „Ghost in the Shell” to trzy klasyczne japońskie animacje, które najmocniej przebiły się do świadomości zachodniego widza. Hollywood oczywiście starało się przełożyć to zainteresowanie na dodatkowy zarobek za pomocą własnych adaptacji, ale w obu przypadkach amerykańscy filmowcy zabierali się za ekranizację bez jakiejkolwiek znajomości czy zrozumienia tematu, przez co „Dragon Ball Evolution” i „Ghost in the Shell” z 2017 roku okazały się całkowitymi klapami.

Wydawać by się jednak mogło, że fani wspomnianych dzieł mogą przynajmniej liczyć na to, że podobne projekty robione w Japonii nie przyniosą podobnego zawodu. Dlatego oczekiwania związane z sequelem tworzonym przez platformę Netflix we współpracy ze studiem Production I.G. były olbrzymie. Nikt nie miał wątpliwości, że dorównanie legendarnemu dziełu z 1995 roku będzie szaleńczo trudnym zadaniem, ale wielu fanów „Ghost in the Shell” liczyło po prostu na udany sequel.

Dlatego wcześniejszy teaser i opublikowany dzisiaj trailer wzbudziły tak wielki szok i niesmak fanów anime.

Oba wideo zostały przyjęte przez setki negatywnych komentarzy i mają większą liczbę kciuków w dół niż w górę na platformie YouTube, co w przypadku produkcji Netfliksa prawie się nie zdarza. Kością niezgody jest oczywiście wybrany rodzaj animacji. „Ghost in the Shell: SAC_2045” zostanie zrealizowane w całości za pomocą grafiki komputerowej 3D. Tego rodzaju technika w ostatnich latach zdominowała również amerykańską animację, ale fani japońskich produkcji często przyjmują ją znacznie gorzej niż dzieła tworzone na Zachodzie. Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka.

Warto jednak najpierw zastanowić się, dlaczego w ogóle coraz więcej studiów animacji przestawia się z klasycznej techniki rysunkowej na CGI. Ta decyzja jest przeważnie motywowana na dwa różne sposoby: animacja komputerowa pozwala zaoszczędzić bardzo wiele czasu i pieniędzy. Musicie zdać sobie sprawę, że stworzenie każdej osobnej klatki w filmach rysunkowych wymaga stworzenia osobnego dzieła. Im bardziej skomplikowana sekwencja, tym więcej rysunków. Dlatego tak często w produkcjach Disneya duża część obrazka nie była wcale animowana. Większość tła to był nieruchomy obraz, na który nakładano pojedyncze, poruszające się elementy. W grafice komputerowej stworzenie pojedynczego modelu to również bardzo trudne zadanie, ale można go potem wykorzystywać w niemal każdej scenie. CGI ma też inne mocne strony jak choćby płynność animacji i wiarygodność w oddawaniu trójwymiaru.

Ghost in the Shell: SAC_2045”, a wcześniej takie działa jak „ULTRAMAN” i „Berserk” wyróżniają się w tym sensie na minus.

Stworzenie filmu animowanego w technice 3DCG jest znacznie tańsze niż robienie produkcji ręcznie rysowanej, ale wciąż wymaga ogromnych nakładów pieniężnych. Wyraźnie widać, że twórcy wspomnianych seriali animowanych dysponują niedostatecznym budżetem. Dlatego projekty postaci są bardzo proste a jednocześnie niedopracowane, ich ruchy wydają się drewniane, a całe otoczenie uderza od razu swoją sterylnością i pustką. Japońskie studia animacji pracują często pod olbrzymią presją czasu, a przy tym dostają niewystarczający budżet, żeby stworzyć coś na miarę dzieł Dreamworks Animation czy Pixara. Dlatego końcowy efekt wydaje się tak bardzo ograniczony.

Gniew fanów wywołuje dodatkowo jeszcze jedna sprawa. Sequel „Ghost in the Shell”, a wcześniej też nowa wersja „Berserka”, musiały mierzyć się z legendą tworzonych w latach 90. produkcji. Jak łatwo się domyślić, w porównaniu do tamtych produkcji wypadają niezwykle blado. Również dlatego, że oddanie stylu anime za pomocą grafiki komputerowej jest niezwykle trudne. Finałowe efekty przeważnie lądują przeważnie w słynnym uncanny valley. Nawet najlepsze, przygotowane z największą gracją sceny budzą w widzach niepokój, bo ani nie przypominają do końca ludzkich istot, ani nie stoją ramię w ramię z przesadzoną estetyką anime.

REKLAMA

Mówiąc całkiem szczerze, „Ghost in the Shell: SAC_2045” prezentuje i tak sporą poprawę względem zeszłorocznego „Ultramana”, który momentami miał zawstydzająco toporną animację. Netflix nie może mieć jednak pretensji do widzów, że przyjęli zwiastuny sequela w tak zdecydowanie negatywny sposób. Można mieć wątpliwości, czy warto w ogóle mierzyć się z legendą, gdy używa się o wiele mniej zaawansowanych narzędzi. To tak jakby renesansowy artysta dostał zadanie stworzenia lepszej rzeźby od „Piety” Michała Anioła, ale zamiast dłuta i młotka miał do wykorzystania tylko dwa ostro zakończone kamienie. Przy odpowiednich nakładach finansowych dałoby się coś z tego zrobić, ale w tym konkretnym przypadku szanse powodzenia są minimalne.

  • Czytaj także: „Ghost in the Shell: SAC_2045” to niejedyna kontynuacja słynnego anime, nad którą właśnie trwają prace. Wkrótce do widzów trafi też nowy serial „Akira”.
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA