Użytkownicy Amazon Prime Video rzucili się na "Głęboką wodę". Thriller erotyczny z Aną de Armas i Benem Affleckiem wdarł się na szczyt najchętniej oglądanych na platformie produkcji w Polsce. Krytycy jednak narzekają. Czy mają rację?
"Głęboka woda" miała ponownie wprowadzić seks na filmowe salony. W dodatku za sprawą The Walt Disney Studios, które ostatni raz miało do czynienia z erotykiem w 1994 roku. Nie licząc tytułów wydawanych pod szyldem Miramax i nabytych wraz z przejęciem 20th Century Fox, Disney od czasu "Barw nocy" w głębokim poważaniu ma treści dla dorosłych. Interesuje go PG-13, aby dzieciaki zaciągały do kin swoich rodziców. Czy ktoś w ogóle w wytwórni wiedziałby dzisiaj, jak promować rzeczy skierowane do pełnoletniego widza?
Myszka Miki zgodziła się jednak dystrybuować "Głęboką wodę". Jeszcze w grudniu minionego roku zamierzała nawet wprowadzić ją na wielkie ekrany. W międzyczasie pojawiły się negatywne recenzje i w Stanach Zjednoczonych film po cichu wszedł na Hulu, a w innych krajach pojawił się na Amazon Prime Video. Wszelkiej maści krytycy ponownie mieli używanie i produkcja ma aktualnie zaledwie 36 proc. pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes. Nie znaczy to, że trzeba z góry ją przekreślać. Rozpali was bowiem jak należy.
Głęboka woda - thriller erotyczny od Adriana Lyne'a
To w końcu pierwszy od 20 lat film Adriana Lyne'a. W latach 80. i 90. skutecznie podnosił on temperaturę na salach kinowych całego świata. Jego filmy średnio jednak przypadały do gustu napalonym nastolatkom, którzy planowali przewijać je na VHS-ach do "momentów". Nie, to nie są tytuły z mniej lub bardziej wulgarnymi transkrypcjami aktu seksualnego, a mimo to każdy z nich seksem oddycha.
Lyne we wszystko potrafi tchnąć erotyczną energię. To on wymyślił food porn. Nawet dzisiaj trudno bowiem nie spocić się, kiedy w "9 i pół tygodnia" bohaterowie zaczynają bawić się jedzeniem, a Mickey Rourke karmi truskawką Kim Basinger. Reżyser wie, jak przedstawić pożądanie, nie sprowadzając go do prostackich zabiegów znanych z "365 dni". Nie inaczej jest w przypadku "Głębokiej wody". Twórca jak zwykle poprzez seks eksploruje tu najbardziej prymitywne zakątki ludzkiej psychiki. Nadaje mu w ten sposób klasy i dystynkcji.
W "Fatalnym zauroczeniu" Lyne badał obsesję, we wspomnianych "9 i pół tygodniach" - uzależnienie, a w "Niemoralnej propozycji" - związek seksu z pieniędzmi. W "Głębokiej wodzie" mamy natomiast amerykańską idyllę, której zagraża pożądanie. Główni bohaterowie prowadzą sielskie życie w domu na przedmieściach. On dawno temu się dorobił i nie musi już pracować. Jeździ więc na rowerze, hoduje ślimaki i opiekuje córką. Ona jest znudzona. Chciałaby się bawić i żadna przysięga małżeńska jej w tym nie przeszkodzi. Codziennością Vica Van Allena jest więc przyłapywanie żony z kolejnymi kochankami.
Melinda nie przejmuje się, kiedy mąż zobaczy ją, jak całuje się z innym. Partnerów sprowadza do ich wspólnego domu i każe mu się z nimi przyjaźnić. Jakby potrzebowali nieco prywatności, zawsze może oddelegować go do poczytania córce na dobranoc. Kobieta przekracza kolejne granice, a znajomi zwracają Vicowi uwagę, że nawet nie kryje się ze swoimi romansami. Główny bohater musi ratować swój honor. Czy rzucony na imprezie żart o morderstwie jednego z absztyfikantów okaże się prawdą?
Głęboka woda - aktorski popis Any de Armas i Bena Afflecka
Mamy do czynienia z thrillerem psychologicznym. Gęstą atmosferę reżyser jak tylko może podgrzewa erotyką. Nośnikiem seksu jest w tym wypadku Melinda Van Allen. Ta dziewczyna to sam seks. Seks jest we wszystkim, co robi. Nie chodzi o sceny samych zbliżeń. Ona parzy, poruszając się, tańcząc, śpiewając, czy nawet mówiąc. To gorąca europejska dusza, uwięziona w pruderyjnej Ameryce. Ekhm, tak... "Głęboka woda" to adaptacja książki Patricii Highsmith z 1957 roku. Chociaż twórcy starali się jak najbardziej uwspółcześnić fabułę powieści, to jednak jest kilka wtrętów, na które przedstawiciele generacji Z zareagują uniesieniem brwi. Łatwo jednak przymknąć na nie oko, kiedy patrzy się, jak Ana de Armas szarżuje po ekranie.
Melinda jest typową bohaterką filmów Lyne'a - kobietą, która czuje za mocno i za mocno pragnie. Krępują ją konwenanse społeczne, a kiedy rozbudzi swoje ciało, nic nie jest w stanie jej powstrzymać. De Armas dobrze wie, jak ją sportretować. Z niesamowitą pewnością siebie przejmuje władzę nad spojrzeniem kamery. Kiedy tylko pojawia się na ekranie, nie sposób oderwać od niej oczu. Skutecznie wyróżnia się na tle innych żon ze Stepford i kur domowych wyjętych z fantazji Amerykanów w latach 50. ubiegłego wieku. Jest tak dobra, że nawet Ben Affleck zaczyna przy niej grać.
Tak. "Głęboka woda" to film, w którym Ben Affleck gra. I to gra naprawdę, a nie jak w "Zaginionej dziewczynie", gdzie po prostu miał być sobą - apatycznym typem. Tutaj widać na jego twarzy jakieś uczucia. On coś robi i przynosi to znakomity efekt. Dlatego, kiedy podczas kłótni de Armas krzyczy do niego: "w końcu jakieś emocje", aż chce się jej przyklasnąć. Obserwacja tego podszytego niesamowitą chemią aktorskiego pojedynku, wznosi na nowy poziom fabularną wojnę między bohaterami.
Głęboka woda - gorący erotyk, czy erotyczny niewypał?
Wiele rzeczy w "Głębokiej wodzie" nie wyszło, jak należy. Szczególnie finał jest tutaj niedbały. Sugestywny, ale wydaje się wprowadzony na siłę. Mamy jednak do czynienia z produkcją, której łatwo wybaczyć wszystkie niedociągnięcia. Jeśli kupi was pierwszymi scenami, już się od niej nie oderwiecie. A na koniec będziecie się zastanawiać, czy właśnie obejrzeliście najseksowniejszy film tego roku. Jest to tak prawdopodobne, że nawet pewne.
W "Głęboką wodę" wskoczycie na Amazon Prime Video.