Szczęście wielkie, że nie urodziłem się Kobietą! Miałbym fatalną opinię, jako że prawie nigdy nie odmawiam. Po doliczeniu pierwiastka niewiedzy w sytuacji podbramkowej już nieszczęście jest gotowe. Onegdaj zwrócił się do mnie Szef Projektu Playback - Loon z pytaniem, czy nie zrecenzowałbym gry "Gotowe na wszystko" wydanej przez CD Projekt. I tu pojawił się ów wspomniany pierwiastek niewiedzy. Podany tytuł skojarzył mi się z "Aniołkami Charliego" czy też inną "Nikitą" tak więc ochoczo przystałem na propozycję. Nic bardziej mylącego! Od dłuższego czasu nie oglądam telewizorni z uwagi na tłum panoszących się tam postaci dziwacznej proweniencji i tabunów "facetów w czerni", którzy w żaden sposób nie są kumplami Willa Smitha i Tommy Lee Jonesa. To i skąd, u licha mogłem wiedzieć, że gra szatańsko podsunięta przez Szefa jest treściowo oparta o sztandarową w ostatnim czasie "operę mydlaną" w odcinkach rodem z USA?! Stało się. Wpadłem, niczym śliwka w ….
Nie oglądam seriali, a "mydlanych oper" w szczególności, traktując rozrywkę taką jako wybitnie odmóżdżającą. Obojętne, kto produkuje tego typu "gnioty" - USA, Wenezuela, Brazylia, czy też inny kraj wszystkie one charakteryzują się jednym. Oderwaniem od rzeczywistości. Sielankowa atmosfera, wydumane konflikty i otoczenie potrafią nawet średnio inteligentnego osobnika doprowadzić do odruchu wymiotnego niekontrolowanego. Nie inaczej jest i tym razem.
Zainstalowałem grę, zauważając przy okazji, że na pudełku Rating Pegi określa poziom dostępności na wiek powyżej lat 16. Ciekawe, co zawiera? - Pomyślałem naiwnie i po chwili odpaliłem. Intro zaprezentowało mi w kiczowatych kolorkach komiksową kreską kawałek rzeczywistości zgodnej z patentem "american dream". Piękna, czysta i zielona okolica dzielnicy dla przedstawicieli amerykańskiej middle class i wyższej, gdzie, życie toczy się leniwym biegiem, niczym prace przy budowie autostrad w IV RP. Wokół wszyscy piękni, zasobni, zdrowi i młodzi, a jedna z niewielu osób powyżej 30-tki to "szwarccharakter" z lornetą w ręce. Co prawda głos narratorki sygnalizuje, że ten cukierkowy obrazek to tylko pozory, ale i tak Życie Codzienne, oraz rodzinne skrojone jest na miarę prawie marzeń działaczy pewnej marginalnej partyjki posługującej się skrótem LPR. Głowa rodziny, czyli mąż i ojciec dostarcza środków na utrzymanie zwanych trywialnie "kasiorką" wykonując intratny zawód, dzieci pobierają nauki szkolne w pełni korzystając z uroków bycia zwykłym, szarym i co najważniejsze amerykańskim nastolatkiem, a Mama i Żona - strażniczka ogniska domowego … no właśnie! Tu jest to "prawie". Żadnej realizacji mrzonek elpeerowców, wedle których życie kobiet powinno zamknąć się w trójkącie Kościół - Dzieci - Kuchnia, żadnych brewerii typu praca, nauka i kariera naukowa, że o innych możliwościach nie wspomnę. A czym zajmuje się zwykła amerykańska gospodyni? Oto obraz wykreowany przez ten produkt, nie wiedzieć, czemu zakwalifikowany między innymi do gatunku gier przygodowych.
Intro dobiegło końca i Gracz zmuszony jest do wykreowania kolejno bohaterki gry, jej męża i syna. Ciekawe, dlaczego ewentualnie córka nie wchodziła w rachubę? Wybieramy wygląd zewnętrzny, ciuszki na grzbiecik i obuwie do kompletu, po czym ruszamy na spotkanie z szarą prozą życia. A zaczyna się ona w świeżo zakupionym domu, przy ul. Wisteria Lane za zarobione przez Głowę Rodu pieniądze z wykonywanej w pocie czoła pracy w charakterze lekarza. Zapewne, gdyby płacił mu nasz Fundusz Zdrowia zdolny byłby do kupna namiotu jednoosobowego w promocji, ale za to bez tropiku, ale co kraj to obyczaj. Od pierwszych minut pobytu w nowym lokum nasza bohaterka odbiera wizyty. A to agentka nieruchomości, która zarobiła na transakcji, a to panie z sąsiedztwa i tak to leci. W ten sposób poznajemy kluczowe postacie dla historii, która tworzy oś fabularną rozgrywki. Gabrielle Solis, Bree Van De Kamp, Susan Mayer i Lynette Scavo. Osoby te zgodne są z serialową rzeczywistością i będą naszymi głównymi bohaterami niezależnymi, ale pojawią się też inne postacie, które będą mogły mieć wpływ na przebieg rozgrywki. Na starcie rozgrywki uczestniczymy w spotkaniu zapoznawczym, które przybliża wspomniane postacie. Co rzuca się w oczy? Twórcy gry zadbali o szeroki wachlarz możliwości w trakcie rozmów, ilustrowanych emotikonkami. Wszystko lub niemal wszystko zależeć będzie od sposobu, w jaki pokierujemy toczącą się konwersacją. Generalnie sprowadza się to uczestnictwa w plotach, plotkach i ploteczkach o wszystkim i o niczym na zasadzie "… jedna Pani drugiej Pani …". Zadaniem Gracza jest wyłowienie z tego słowotoku informacji istotnych dla przebiegu gry, a niejednokrotnie stanowiących sekret osób rozmówców lub osób trzecich niebiorących w tym momencie czynnego udziału w toczącej się akcji. Wszystko to jest zobrazowane komiksowymi dymkami z wypowiedziami i nie kryję, że ten element mocno średnio przypadł mi do gustu. Sieć wzajemnych zależności będzie decydowała o wzajemnych relacjach pomiędzy bohaterami rozgrywki i niejednokrotnie będzie wpływać na bieg zdarzeń. Wzajemne sympatie i animozje, częstokroć budowane na podstawie informacji pochodzących z "przyjacielskich" pogwarek mogą okazać się złudne. Krótko mówiąc - mało wyszukana rozrywka gospodyń domowych pędzących wolne od trosk życie. A dlaczego wolne? Mężowie zarabiają na tyle, by móc pędzić wygodnie i bezstresowo życie, a nawet najgłupsze, dostępne w grze pociągnięcia natury finansowej (zakupy, hazard, czy też domowe inwestycje) nie są w stanie wpędzić nikogo w tarapaty finansowe. Też był tak chciał! Mało tego! Kierowany czystą złośliwością bohaterkę gry, dla jej podreperowania samopoczucia skierowałem pod prysznic i co? Ukazała mi się wykratkowana cenzorsko postać, co ubawiło mnie setnie z uwagi na jasne określenie granicy wiekowej Graczy. Możliwe jest, że za takim rozwiązaniem stała możliwość flirtowania za plecami męża, czy też wstawki w rodzaju, "… co Tata z Mamą robią, gdy …", ale jaki jest ich sens? Tylko Twórcy mogliby jasno się wypowiedzieć na ten temat. Nieco później postanowiłem z mojej bohaterki za pośrednictwem udzielanych odpowiedzi w rozgrywce uczynić "negatywa" i też nie wyszło. Wbrew pozorom w tej grze, jest akurat jak życiu - swoboda tak, ale tylko taka, na jaka pozwolą Autorzy gry, czyli do pewnego, w pełni kontrolowanego stopnia.
W czasie rozgrywki będzie też powracał element przeszłości naszej bohaterki, wymazany z pamięci w efekcie amnezji będącej następstwem pewnego wypadku. Więcej ani słowa nie wspomnę, aby nie psuć zabawy, tym, którzy zdecyduję się zawrzeć bliższą znajomość z "Zdesperowanymi Paniami Domu". Polska interpretacja w postaci "Gotowe na wszystko" budzi rozbawienie. Gotowe na co? Przypalenie zupy, flirt z listonoszem, zdradę z facetem z sąsiedztwa? Żałosne. Moje ożywienie, niestety krótkotrwałe wzbudziły mini - gierki umieszczone w grze. Kuchcenie według receptur amerykańskiej kuchni wprawdzie przypomina zabawkę plastikowymi laleczkami (pokręć chochlą w lewo lub prawo! Zgrozą wieje z takich pomysłów lub tnij czerwoną papryczkę, byle nie po palcach!), ale lepsze to tak niż nic. Daleko bardziej zajmujące jest pogrywanie w pokerka, co prawda w wersji Texas Hold'em, ale i tu po chwili wieje nudą. Trzecie z mini gierek dotyczy ogrodnictwa. Można zajmować się własnym trawnikiem z rabatami lub też niekoniecznie lubianym "przyjaciołom" zrobić mały sabotaż w ich uprawach. Czwarta możliwość to odrobina hazardu w Internecie. Niestety wszystkie te rozrywki są na poziomie dla mocno niewybrednych. Zostaje też możliwość uprawiania kradzieży na drobną skalę, czy też włamań do sąsiedztwa w różnym celu, ale taka zabawa także t raczej nie ożywia rozrywki. Sprzedawanie zdobytych "fantów" powiększa konto z gotówką, ale czy o to chodzi? Na tym poprzestanę chyba, omawiając fabułę gry, gdyż dalej może być już tylko gorzej. Ot kolejny produkt, który powinien sprzedać się w typowo konsumpcyjnym społeczeństwie.
Strona techniczna. Oprawa graficzna na słabiuteńkim poziomie, nijak ma się do żądanych wymagań sprzętowych. Nie ratują jej nawet landrynkowe filmiki. Przenikające się tekstury, przycięcia lub bugi, polegające na znikaniu postaci, lub ich "zatrybianiu" się w lokacjach, nie budzą nawet złości, tylko zażenowanie. A jest omawiana gra "zapluskwiona" na poziomie więcej niż nieprzyzwoitym. O animacji ruchu postaci, czy też mimiki twarzy nie piszę nawet, gdyż nie ma po prostu, o czym. Dźwięk. Pomińmy milczeniem, cisza jest tu wskazana. Jedynym pozytywem jest polonizacja wykonana przez CD Projekt, chociaż jeden Stwórca wie, dlaczego zdecydowała się ta Szacowna Firma na kupno i wypuszczenie na rynek tego tytułu. I pomyśleć, że nie ma zainteresowania żadnego rodzimego Wydawcy dla wydania w Polsce "Falcona 4.0 Allied Force". Ciężko to zrozumieć. Faktem jest, że polonizacja wykonana została bardzo starannie i za to moje słowa uznania dla CD Projekt.
Na koniec smutna konstatacja. Grę gatunkowo zakwalifikowano do "przygodówek". Mnie ten fakt zdumiewa. W jaki sposób uczestnictwo w mało wyszukanych, dennych plotach i wyciąganie z nich wniosków lub udział w wątpliwych moralnie przedsięwzięciach ma cokolwiek wspólnego z Przygodą? A może kwestia ugotowania zupy bez przypalenia urasta do rangi przygodowego wyczynu? Hazardzik jest owszem przygodą, ale za własne, w pełni realne pieniądze. Wszystko inne w tej dziedzinie to beznadziejny ersatz. Zagadki? Zapomnijcie o nich miłośnicy Prawdziwych Gier Przygodowych. Klimat? Dajmy spokój! Może atmosfera magla komuś imponuje, ale ja w tej kwestii mam zasadniczą wątpliwość.
Z uwagi na beznadziejność i miałkość pozycji zatytułowanej "Gotowe na wszystko" rozmyślnie "odpuściłem" sobie bardziej szczegółowe jej omawianie. Z prostej przyczyny. Szacunku dla własnego czasu i czasu Czytelników, którzy sięgną po ten tekst. Z mojego punktu widzenia, czas, który poświęciłem tej grze został zmarnowany bezpowrotnie. Cóż moja wina, czasami trzeba ponosić konsekwencje braku wiedzy. Niestety ten wyrób w warstwie intelektualnej jest na poziomie laleczek "Barbie" i "Cindy".
Ocena końcowa sprowadza się do wniosku, że "Gotowe na wszystko" to gra, na którą szkoda wyłożyć jakiekolwiek pieniądze. Jest to też mój niekwestionowany kandydat do "LIPY" najbliższego numeru Playbacku, a nie wiem, czy nie będzie ona liderem w rankingu na "LIPĘ 2007". Ma ku temu niebywale możliwości. Mówiąc krótko, trzeba mieć niebywałego pecha, by ten tytuł kupić i piekielnie silną osobność, aby w "to coś" grać. "Gniot" wypełniony owsianą sieczką do granic przyzwoitości, ot czym jest w mojej ocenie omawiany tytuł. Wszystkim zdecydowanie odradzam tą inwestycję, a Ci, którzy mimo lektury niniejszego tekstu to uczynią zrobią to na własną odpowiedzialność i za własne, ciężko zarobione pieniądze.